niedziela, 9 grudnia 2018

Święte wzgórze i adaptacje Przedwiecznych

czyli dlaczego filmowcy nie biorą się za twórczość H.P. Lovecrafta?

Jestem zdania, że cała ironia polega na na tym, że adaptacje dzieł H.P. Lovecrafta w ogóle nie są nam potrzebne. W 2016 lub rok później Guillermo Del Toro (Labirnyt Fauna, Kształt wody) ogłosił wielkie plany związane z przeniesieniem na ekrany kin mini powieści Lovecrafta, W górach szaleństwa. Reakcja miłośników kina grozy, a zwłaszcza części zaznajomionej z lekturami pisarza była co najmniej entuzjastyczna. Kto mógłby lepiej oddać lovecraftowską brzydotę, fetor i całą grozę kosmiczną od Del Toro? Film miał mieć premierę w 2018 i... nie powstał. Pomysł na ekranizację W górach szaleństwa, spoczął wiecznym snem niczym Cthulhu. Pytanie, dlaczego? 
Lovecraft recenzuje książkę, kadr z filmu Ghostland
Z dziełami samotnika z Providence wiążą się różne problemy. Od scenariuszowych, poprzez rzemieśnicze, aż po działania czysto marketingowe, przez które to nie uświadczamy głośnych premier jak jest to zwykle z królem horroru. Kim był ten cały Lovecraft? Amerykański pisarz o niezwykłej wyobraźni, jeden z czołowych autorów weird fiction, twórca mitologii Cthulhu. Chociaż za życia niedoceniony należycie, po śmierci zdobył rzesze czytelników i kontynuatorów historii o kosmicznej grozie.
Pierwsza rzecz jaka rzuca się w oczy podczas lektury jest mocno archaiczny styl.  I nie jest to wyłacznie spostrzeżenie osoby czytającej jego opowiadania dzisiaj. Lovecraft nawet jak na swoje czasy był trudny w odbiorze. Budował długie zdania, unikał dialogów, wtrącał archaizmy, a także nawiązania do twórczości pisarzy, których on sam uważał za mistrzów.
Lovecraft wykreował w swoich opowiadaniach wyjątkowo ponury świat, gdzie mimo braku dosadnych obrazów przemocy (Nadprzyrodzona groza w literaturze) na wyobraźnię czytelników działały obłęd  i strach przed pierwotnym światem pozbawionym bezpieczeństwa i poczucia jakiegokolwiek komfortu. Każdy opis jest przesycony pięknem grozy;

Do wtóru trzcinowych piszczałek, których echo niosło się nad torfowiskiem, pląsał w milczący i nieziemski sposób rozkołysany, mieszany tłum postaci;
(Księżycowe moczary, H.P. Lovecraft)

Jedynym normalnym, zdrowym kolorem była zieleń trawy i listowia; poza tym wszystko mieniło się roztęczem najobłędniejszych odcieni jakiejś schorzałej barwy pierwotnej; 
(Kolor z innego wszechświata, H.P. Lovecraft)

Wyobrażenie lovcrawtowskiej natury, bez różnicy czy ziemskiej, czy spatrzonej przez zło wymaga ogromnej wrażliwości plastycznej reżysera. To ważne, bo właśnie opisy zamków, przyrody oraz zjawisk nadporzyrodzonych dają "kopa" czytelnikowi. Niestety częstym błędem jaki popełniają twórcy jest złe rozłożenie akcentów. Z jedenj strony ma być groza, a z drugiej mroczne zamczyska, szumiące na wietrze drzewa i wrzosowiska. Utrzymanie kontrastu między klimatycznym horrorem, a piękną scenografią bardzo łatwo zachwiać (Szepty w mroku, Wzgórze Crimson Peak). I tu wydaje mi się, że Guillermo Del Toro na stołku reżyserskim był strzałem w dziesiątkę. Podobnym wyczuciem na literackie dzieła samotnika z Providence wykazywał się John Carpenter, w ogóle W paszczy szaleństwa jest jednym wielkim ukłonem w stronę pisarza. Z tym, że czasy Carpentera przypadają na lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Tak naprawdę wśród dzisiejszych reżyserów nie widzę nazwiska, który stworzyłby dobrą adaptację.
Kult przetrzymuje grupę ludzi, kadr z filmu Pustka
A co ze scenariuszem? Opowiadania Lovecrafta mają podobną do siebie budowę; narrator, a zarazem główny bohater opowiada o mrocznych wydarzeniach z przeszłości, wszystko podpiera rozmyślaniami, dokumentami, listami, wycinkami z gazet, a także mitami zasłyszanymi od miejscowych. Finał stanowi przewrotne wnioski zostawiające czytelników w niepewności. Powracam tu do stylu autora. Aby zrealizować adaptację należałoby napisać scenariusz od podstaw. Rozpisać wszystkie "dowody" na sceny i dialogi, powołać do życia bohaterów, wykreować ich zachowania, relacje. Kim są? Jacy są? Proza Lovecrafta stanowi ogromne wyzwanie dla potencjalnych scenarzystów.
Jeśli przejść przez kilka opowiadań autora zapamiętamy, Cthulhu, Necronomicon oraz miasto Arkham. To stałe motywy jego literatury. Powtarzalność działa na niekorzyść, bo jak różne studia mogłyby sięgać po temat Przedwiecznych? King jest dużo bardziej uniwersalny, a tematyka jego powieści jest dość rozległa: wampiry, wilkołaki, opętania. Ta rozległość sprawia, że po Kinga praktycznie, co roku sięgają kolejni twórcy, a plakaty opatrzone jego nazwiskiem są połową sukcesu. Ekranizacja Lovecrafta jest większym ryzykiem. Nawet jeśli otrzymamy dobry film to brakuje mu reklamy jaką jest King dla swoich ekranizacji.
W paszczy szaleństwa hołduje pisarzowi
Ostatecznie ekranizacje opowiadań H.P. Lovecrafta są wymagające. Potrzeba między innymi  reżysera rozumiejącego pisarza oraz przemyślanego scenariusza, a potem kto wie? Można byłoby stworzyć całe uniwersum mackowatych potworów, ale czy okazałoby się ono sukcesem?  O wiele prościej jest sięgnąć po niskobudżetowy teenage horror, który nawet jeśli nie przyniesie jego twórcom spektakularnego sukcestu to ściągnie do kina widzów i jakoś się obroni. Czy Lovecraft nie mógłby być niskobudżetowym i niewymagającym projektem? Na to pytanie możecie odopowiedzieć sami oglądając krótkometrażowy horror Zew Cthulhu w reżyserii A. Lemana. Polecam. 

czwartek, 29 listopada 2018

Nadchodzi Apokalipsa...

Get inside and lock your doors. Close your windows. There's something in the fog!

Do tego przygotowałem jeszcze kilka zupek w proszku oraz papierową torbę na głowę. Jeśli nadchodzi coś złego warto byłoby się wspomóc ludźmi, którzy wiedzą jak przetrwać, gdy w obliczu zguby. Dlatego dzisiaj przygotowałem zestawienie postaci z seriali grozy, które chciałbym mieć w swojej drużynie postapokaliptycznej.

Mój team na horrorową Apokalipsę
👻

Buffy Summers
serial: Buffy the Vampire Slayer
umiejętności: siła fizyczna, potrafi wjebać wampirowi kołek w serce
Nie, wcale nie chcę się podlizywać Miryoku. Jest to jedyna osoba na tej liście, z którą, tak myślę, mógłbym się z miejsca polubić. Buffy za dnia jest typową nastolatką uczęszczającą do Sunnydale High School, a nocą staje się pogromczynią wampirów i demonów Jej mocną stroną są umiejętności walki i determinacja. Potrafi działać w grupie i co ważniejsze jest gotowa na poświęcenia dla ekipy. Poza tym odtwórczyni głównej roli, Sarah Michelle Gellar, porzuciła aktorstwo na rzecz branży restauracyjnej. Wydaje książki kucharskie, a więc czy jest ważniejszy członek ekipy od kucharza?


Victor Frankenstein
serial: Penny Dreadful
umiejętności: znajomość medycyny, hobbistyczne zdolności krawieckie
Doktor Frankenstein miał wiele ekranowych wcieleń, ale mi chodzi o tego z Domu grozy. Victor mimo młodego wieku ma na swoim koncie duże, no może nie do końca moralne, osiągnięcie w postaci Potwora. Nieco neurotyczny naukowiec posiada ogromną wiedzę z zakresu medycyny oraz ciekawość, a ta jak wiadomo w różne miejsca człowieka doprowadzi. Wybrałem go przede wszystkim ze względu na profesję, bo pomijając niezdrowe zainteresowania śmiercią, i w Domu Grozy jako lekarz jest wyjątkowo cennym członkiem zespołu.



Madison Montgomery
serial: American Horror Story
umiejętności: magia, talent aktorski
Dobra, skoro mam na mojej liście dwie osoby o bardziej fizycznych atrybutach to czas na osobę, która wspomoże drużynę w sposób magiczny. Madison Montgomery, celebrytka, aktorka i czarownica. Posiada mnóstwo zdolności magicznych, między innymi przywracanie do życia (no z takim czymś jesteśmy nie do zagięcia) oraz temperament. Myślę, że jej niesubordynacja i cięty język niejednokrotnie mogłaby wprowadzić wszystkich w tarapaty, ale ostatecznie dzięki magii wszystko można nareperować, ya? *uwaga na samochód*


Tomas Ortega
serial: The Exorcist
umiejętności: kontakt z demonami, potrafi egzorcyzmować (osobiście wątpię)
Ojciec Tomas Ortega w serialu Egzorcysta stawia dopiero pierwsze kroki w walce z demonami. Mimo wszystko szybko odkrywa w sobie niezwykłe talenty; wizje naprowadzające go na trop demonów oraz umiejętność przenikania do umysłu egzorcyzmowanej osoby. W pewnym momencie pada nawet porównanie Tomasa do bomby, gdy inni egzorcyści są zaledwie nożami. Nie przepadam za jego osobą, ale muszę mu oddać jedno, aby ratować człowieka jest gotowy poświęcić własne życie. Bezinteresowność to jego największa zaleta.


Theodora "Theo" Crain
serial: Haunting of Hill House
umiejętności: instynkt, podobieństwo do Angeliny Jolie
Niezbędną umiejętnością do przetrwania post apokaliptycznym świecie jest instynkt, sam nie wiem, dlaczego właśnie tak ją nazwałem. Theo od najmłodszych lat wolała stać na uboczu. W dorosłym życiu nie potrafi przywiązywać się do ludzi. Cechuje ją zdrowy rozsądek i pewnego rodzaju dar - poprzez dotyk potrafi przywołać wspomnienia, wizje, jakieś odczucia. Wyjątkowo inteligentna, potrafi czytać intencje innych. Gdybyśmy bawili się w survival horror jestem przekonany, że Theo przetrwałaby do samego końca.


Jim Hopper
serial: Stranger Things
umiejętności: posługiwanie się bronią, mocna głowa
Czym byłby post apokaliptyczny horror bez policjanta? Myślę, że najlepiej do tej roli pasuje stróż prawa z małego miasteczka Hawkins. Postać Hoppera jest dość popularna wśród fanów serii, a on sam doskonale wypada w roli gliniarza herosa. Pod maską cynicznego twardziela ukrywa się człowiek opiekuńczy i bezinteresowny. Jim mimo własnego balastu jakim okazuje się przeszłość, stara się zapanować nad teraźniejszością. Ponadto jako policjant ma głowę na karku i potrafi posługiwać się bronią. Czy można wymarzyć sobie lepszego kandydata do post apokaliptycznej rodzinki?


Kevin Copeland
serial: The Mist
umiejętności: zdolności przywódcze
Kevin jest dziennikarzem czyli dość typową personą dla twórczości Kinga. Poznajemy go jako kochającego męża i ojca. Wraz z pojawieniem się mgły zostaje rozdzielony z rodziną i od tej pory jego celem jest odnalezienie żony Eve i córki Alex. Niepozorna postać pana Copelanda jest niestety jedynym bohaterem serialu wzbudzającym sympatię i co gorsza jedynym, który kreuje wiarygodną postać. Z czasem staje się nieformalnym liderem grupy uciekinierów. Myśli o pozostałych, ale w razie niebezpieczeństwa nie cofnie się przed niczym.


A wy jak wyobrażacie sobie swój team na koniec świata?

piątek, 9 listopada 2018

Ranking Laleczki Chucky

Od 1988 roku do 2018 Don Mancini wyreżyserował, napisał scenariusz, produkował, jednym słowem - współtworzył - siedem filmów o morderczej, rudowłosej laleczce, która w przerwach między mordowaniem kolejnych osób sypała żarcikami. Już ostatnio chciałem napisać moją topkę serii.



Miejsce 7
Laleczka Chucky: Następne pokolenie
(Seed of Chucky, 2004) 
Film, o którym wielu fanów serii próbuje zapomnieć. Mamy tu przede wszystkim idiotyczną akcję, bzdurne dialogi, niesmaczne dowcipy i paskudnie wyglądającego potomka Chucky'ego, który zmaga się z dziedzictwem własnej rodziny oraz... tożsamością płciową. To pierwszy film z serii wyreżyserowany przez D. Mancini'ego. Być może liczył on na nowy Rocky Horror Picture Show, ale otrzymał  Teksańską Masakrą Piłą Mechaniczną IV, minus Bridget Jones (no chyba, że liczyć J. Tilly). Plusy? Ze wstydem przyznam, że rozbawił mnie żart z Britney Spears i "Oops, I did it again".

Miejsce 6
Laleczka Chucky 3
(Child's Play 3, 1991)
Ostatnia część posługująca się tytułem Child's Play, a także ostatnia, w której dochodzi do pojedynku pomiędzy Andy'm, a Chuckym. Tym razem za reżyserię odpowiedzialny był Jack Bender, Mancini nadal tworzy scenariusz. Pierwszy zgrzyt to zamiana aktora wcielającego się w postać Andy'ego. To już nie jest nasz, uroczy i naturalny chłopiec, który walczy z morderczą lalką. Ten film balansuje na granicy horroru i groteski. O ile humor obecny w poprzednich odsłonach był subtelny, tak tutaj mocniej do głosu dochodzi czarna komedia. Film sam w sobie jest zwyczajnie nudny.

Miejsce 5
Narzeczona laleczki Chucky
(Bride of Chucky, 1998)
Czwarty film mocno odróżnia się (ale nie zrywa z nią) od oryginalnej trylogii. Pierwszy raz pojawia się postać Jennifer Tilly. I nie oszukujmy się, ten film należał do niej. "Czwarta" laleczka to połączenie komedii z slasherową sieczką. Strasznie niedoceniona część przygód Chucky'ego. Ogromnym minusem serii są protagoniści; nudni i papierowi. To trochę jak kiepska wersja Bonnie i Clyde'a.

Miejsce 4
Klątwa laleczki Chucky
(Curse of Chucky, 2013)
Kto by pomyślał, że po tylu latach otrzymamy dobrą kontynuację laleczki Chucky? Po fatalnej piątce, szósta część przygód seryjnego mordercy uwięzionego w ciele lalki wraca do genezy historii w najlepszym wydaniu. Przede wszystkim żegnamy komediowy aka. "głupi" ton na rzecz dusznej atmosfery ponurego zamku. Nowy Chucky nie rozczarowuje, chociaż... od strony technicznej mógł być znacznie lepszy.

Miejsce 3
Kult laleczki Chucky
(Cult of Chucky, 2018)
Na trzecim miejscu muszę postawić najnowszą odsłonę serii. Przede wszystkim dostaliśmy mnóstwo powrotów; Andy, Kyle, Jennifer. Akcja przenosi nas do zakładu psychiatrycznego, gdzie kontynuowany jest wątek z poprzedniej części. Mamy tutaj całkiem sporo elementów gore, a atmosfera osaczenia i niepokoju miesza się z humorem. Czego zabrakło? Odpowiedzi! Po seansie odniosłem wrażenie, że to dopiero pierwsza połowa filmu.

Miejsce 2
Powrót laleczki Chucky
(Child's Play 2, 1990)
Pierwszy sequel Child's Play, a także pierwszy, do którego scenariusz Don Mancini napisał w pojedynkę. Przede wszystkim to sprawna kontynuacja wątków z pierwszej części. Mamy tu trochę humoru, ale nie jest on natarczywy. Andy trafia do rodziny zastępczej. Dużo czasu poświęca się na budowanie relacji Andy'ego oraz przybranej siostry, Kyle. Mamy tu dalszy ciąg pojedynku Andy'ego i Chucky'ego. W porównaniu z jedynnką, powrót okazaał się nieco krwawszy, a same sposoby uśmiercania bohaterów są oryginalne. Na minus, to jednak już nie to samo. Od tej chwili każda kolejna odsłona serii będzie mniej dopracowania.

Miejsce 1
Laleczka Chucky
(Child's Play, 1988)
Jedynka różni się od serii klimatem od pozostałych sześciu filmów. Przede wszystkim mamy wolne tempo akcji; przez pierwszą połowę filmu nie możemy być pewni, czy Chucky jest faktycznie żywy. Razem z głównymi bohaterami powoli poznajemy sekret morderczej zabawki. Świetna rola Catherine Hicks, no i moja ulubiona scena, w której Karen odkrywa, że Chucky działa bez baterii. Nie można niewspomnieć też o antagoniście i efektach specjalnych; poruszająca się laleczka jest bardzo naturalna i aż dziw bierze, że takie efekty otrzymaliśmy w 1988 roku. Klasyka. 

niedziela, 4 listopada 2018

Ku nieznanemu Kadath, czyli serialowe wędrówki (1/8)

Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie nowa seria na bloga i oto jest, Ku nieznanemu Kadath czyli serialowa wędrówka, w której będę przedstawiał najciekawesze seriale grozy, a was namawiimi. am do zapoznania się z nimi. Zaczynam od klasyki, Opowieści z krypty.


Znacie? Oglądaliście? Pamiętacie jakieś odcinki, a może macie jakieś ulubione?

sobota, 27 października 2018

Dobre i złe laleczki Chucky

W tym roku laleczka Chucky obchodzi swoje 30-ste urodziny i to chyba dobry moment, aby opowiedzieć o serii. Jej wzlotach i upadkach, bolesnych jak temat Glena. Do tej pory otrzymaliśmy siedem filmów, najnowszy, Kult laleczki Chucky, pochodzi z tego roku i popyycha serię w nieco innym kierunku, ale zacznijmy od początku.
Mamy rok 1988. Laleczka Chucky (oryg. Child's Play) wyreżyserowana przez Toma Hollanda przedstawiła nam mordercę Charlesa Lee Raya, któreg dusza została uwięziona w zabawce. Owszem, przed Chuckim otrzymaliśmy kilka morderczych lalek, ale dopiero pan Holland wykorzystał w pełni potencjał historii. Zastrzelony podczas obławy policyjnej Charles przenosi swoją duszę do lalki z serii "Good Guy", która niedługo potem trafia w ręce sześcioletniego Andy'ego, a także drugiej, zaraz po mordercy, najważniejszej postaci serii.
Chucky i Andy to najważniejsi bohaterowie serii
Początkowy zamysł jest taki, że nikt nie wie, kto zabija. Czy jest to opętana lalka? Niemożliwe, mówią sobie policjanci. Czy jest to Andy Barclay? Sześcioletni chłopiec będący mimowolnym świadkiem wszystkich zdarzeń pojmuje, że Good Guy nie jest jego przyjacielem. Chociaż nie ma pojęcia kim był Charles Lee Ray intuicyjnie pojmuje zagrożenie i podejmuje walkę. Tu warto nadmienić, że dziecko i jego zabawkę łączy wyjątkowa więź, otóż Chucky może opuścić ciało lalki i zająć miejsce Andy'ego, gdyż był on pierwszą osobą, której wyjawił swój sekret. Osobiście uwielbiam tę część.
Dwa lata później otrzymujemy Powrót laleczki Chucky (oryg. Child's Play 2). Akcja sequela dzieje się bezpośrednio po wydarzeniach przedstawionych w pierwszym filmie. Spopielone kawałki Chuckiego ponownie trafiają na taśmę produkcyjną, tym samym dając mu nowe życie. Tymczasem Andy trafia do rodziny zastępczej. Mimo uporządkowania sytuacji , nowi rodzice, zwłaszcza zastępczy ojciec, nie są przekonani do chłopca i jego niewinności. W końcu zginęło sporo osób... Jedyną sojuszniczką bohatera staje się jego przrodnia siostra, Kyle.
Na kolejną część przygód Chuckiego nie musieliśmy czekać długo. W 1991 roku do kin weszła Laleczka Chucky 3 (oryg. Child's Play 3). Jest to ostatnia część spod szyldu "Child's Play" i jako wykończenie
(jako zakończenie również) serii wypada bardzo słabo. Przede wszystkim to wyjątkowo nudny, nijaki film. Poraz kolejny do walki naprzeciwko siebie stają Chucky i Andy. Z tą różnicą, że rola chłopca przypada nowemu aktorowi. Z jakichś powodów postanowiono postarzyć Andy'ego i z małego chłopca zrobić z niego nastolatka. Także, na ten moment żegnamy się z Alexem Vincentem na wiele lat. Okazuje się, że po wydarzeniach z części drugiej Andy nie potrafił zagrzać miejsca na stałe w żadnej rodzinie zastępczej. W ten sposób trafia do szkoły wojskowej, gdzie poraz ostatni stawia czoła mordercze laleczce.
Tiffany przede wszystkim jest lojalna samej sobie
Dopiero w 1998 roku dostaniemy kontynuację, która na dobrą sprawę przerzuca serię w bardziej komediowy ton. W obsadzie Narzeczonej laleczki Chucky (oryg. Bride of Chucky) pojawia się Jennifer Tilly. Wciela się ona w postać Tiffany, która była związana z Charlesem zanim ten zginął. Kobiecie udaje się sprowadzić Chuckiego. Podczas kłótni morderca zabija Tiffany i umieszcza jej duszę w lalce. Para wybiera się na cmentarz, gdzie pochowano Charlesa wraz z amuletem potrzebnym do odzyskania ciała. Po drodze wala się mnóstwo trupów, a finalnie laleczka Tiffany rodzi dziecko. Pokręcone? Będzie jeszcze bardziej. Narzeczona to zupełnie inny klimat. Z pewnością stoi po stronie słabszych filmów serii, ale myślę, że to najlepsza część z tych złych.
Dobra, przejdźmy do słonia w salonie. W 2004 roku otrzymaliśmy to, co było nieuniknione z racji zakończenia poprzedniego filmu, Laleczka Chucky: Następne pokolenie (oryg. Seed of Chucky). Oczywiście, zrobiono to w możliwie najdziwniejszy i najnieudolniejszy sposób jaki tylko było można. Pojawia się syn/córka Chucky'ego i Tiffany. I Glen jest największą pomyłką całego uniwersum morderczej laleczki. Mamy też Jennifer Tilly, która gra samą siebie. No i mamy Chuky'ego oraz Tiffany, której głos ponownie podkłada Jennifer Tilly. Lalki tym razem za cel wybrały sobie aktorkę. Ma ona urodzić dziecko będące "hostem" dla Glena. Tiffany zajmuje ciało aktorki, no czyli w sumie wraca do stanu przed Narzeczonej laleczki Chucky. Jennifer/Tiffany rodzi bliźnięta, Glena i Glendę. Cały film sprawia wrażenie taniego fanfiction.
Na kolejny film musieliśmy czekać, aż do 2013 roku. Klątwa laleczki Chucky (oryg. Curse of Chucky) kieruje serię na powrót w stronę horroru. Chucky zostaje przysłany do wielkiego domu, w którym mieszkają samotnie Sarah z niepełnosprawną córką, Nicą. Dziewczynę gra Fiona Dourif, czyli córka Brada Dourifa podkładającego głos Chuckiemu. Wkrótce dochodzi do pierwszego morderstwa, a potem następnego. Uwaga, spoiler. Film cofa nas do początku serii. Charles Lee Ray miał obsesję na punckie Sarah. Gdy była w ciąży porwał ją, a jej męża zabił. To moment, który bezpośrednio przerzuca nas do strzelaniny, w której ginie morderca. Koniec spoileru. I tym samym otrzymujemy genezę laleczki Chucky. Koniec końców Chucky dokonuje zemsty, a Nica poniekąd kończy jak Andy. Koniecznie obejrzyjcie sceny po napisach końcowych! Film niedawno pojawił się w polskiej telewizji i niewiedzieć czemu zdecydowano się usunąć jedną ze scen.
Nica musi stawić czoła sekcie laleczek
Rok 2018. Chucky obchodzi trzydzieste urodziny. Don Mancini przygotował dla fanów kolejną porcję przygód morderczej lalki. Kult laleczki Chucky (oryg. Cult of Chucky) jest ściśle związany z poprzednią odsłoną serii. Nica trafia do zakładu psychiatrycznego. W terapii dziewczyny ma pomóc laleczka Chucky. Wkrótce w placówce pojawiają się kolejne mordercze zabawki. W międzyczasie Andy stara się ostatecznie uporać z własną przeszłością. Ostatnia, jak na razie, część pozostawia wiele pytań i możliwości.
Jaką przyszłość ma Chucky? Z pewnością długą, krwawą i świetlaną. Don Mancini obiecał serial kontynuujący wątki z części siódmej. W międzyczasie studio MGM wyraziło chęć stworzenia rebootu serii Child's Play, co oznacza, że dostaniemy dwie równoległe historie o Chuckym.

środa, 5 września 2018

13 miesięcy grozy. Prawdziwe oblicze strachu

Co takiego mają w sobie omówione w materiale horrory?



Jeśli ktoś zagląda, prośba, podsuńcie mi jakieś tematy na dwa ostatnie miesiące grozy.

czwartek, 30 sierpnia 2018

Top 10 miast z gier Pokemon

To już ostatnie dni wakacji i prawdopodobnie ostatnia szansa, aby wybrać się w jakąś podróż. Dlatego chciałbym zaproponować wycieczkę po moich dziesięciu ulubionych miastach z gier Pokemon. Podkreślam z gier, bo anime i manga chociaż opierały się o świat stworzony w grach to często prezentowały go w nieco inny sposób, a przy tym poszerzały uniwersum o dodatkowe lokalizacje. Przez ponad dwadzieścia lat istnienia serii, poza kieszonkowymi stworami zaprezentowano nam ogromny, barwny świat pełen trenerów, organizacji przestępczych i miast zachwycających historią, wyglądem oraz tym, co najważniejsze w grze, ciekawymi wyzwaniami.




TOP 10 MIAST 
Z GIER POKEMON


FR/LG
Miejsce 10
Pallet Town, region Kanto
Shades of Your Journey Await!
Pallet Town to przedsmak przygody jaką mamy przeżyć. To tutaj wszystko miało swój początek. To stąd ruszamy w naszą pierwszą wyprawę po świecie pokemonów. Tutaj mieszka profesor Oak, a także legendarny Red. Mimo ogromnego sentymentu do miasteczka nie mogę postawić go na wyższym miejscu, gdyż w Pallet niewiele się dzieje, otrzymujemy startera i hej. 



Miejsce 9
Pacifidlog Town, region Hoenn
Where the morning sun smiles upon the waters.
AS/OR
Miasteczko "unoszące się" na oceanie, gdzieś w połowie drogi pomiędzy Sootopolis City, a Slateport City. Pacifidlog Town tworzy kilka domów, z których każdy znajduje się na oddzielnej tratwie. Tratwy łączą ze sobą drewniane pomosty i są one niezbędne do przemieszczania się po miasteczku. Dachy domów zrobione są, prawdopodobnie, ze strzechy. Na zachód od miasta znajduje się Sky Pillar, gdzie spotkamy Rayquaza. Na wschód od miasta mamy kilku trenerów oraz możemy znaleźć pomocne przedmioty, ale w dopłynięciu do nich przeszkadzają silne prądy morskie i to kolejny powód, aby odwiedzić miasto kilka razy. Pacifidlog Town doskonale wpisuje się w charakter tropikalnego Hoenn.


B/W
Miejsce 8
Nimbasa City, region Unova

Lit by the Flash of Lightning!
Zdjęcie Nimbasa City musiałem "uciąć", gdyż miasto ciągnie się jeszcze dalej. Pamiętam, jak bardzo byłem zdziwiony, gdy będąc już w Nimbasa City musiałem przechodzić na kolejne plansze, aby zwiedzić dalsze ulice. Przypomina mi nieco głośny i kolorowy jarmark. Czego tu nie ma? Mamy musicale stanowiące odpowiednik konkursów, metro, instytut walki i co najważniejsze arenę lidera. Idąc zachód miasta trafimy na diabelski młyn oraz N'a, gadającego jak zwykle jakieś głupoty. W Nimbasa City spędzimy mnóstwo czasu, jeśli interesują nas wszystkie atrakcje będące poza główną rozrywką.


Miejsce 7
Lavender Town, region Kanto
The Noble Town.

R/G/B
Ktoś w GameFreak kocha straszyć i widać to w każdej kolejnej grze. Powiedzmy sobie szczerze, nie ma bardziej owianego tajemnicą i sławą miasta w uniwersum pokemonów od Lavender Town. Atmosfera tego miejsca jest cicha i złowroga, ale przy tym niesamowicie wciągająca. Najcharakterystyczniejszym miejscem miasta jest wieża duchów. To tutaj przyjdzie nam stoczyć kilka ważnych pojedynków, m.in. z naszym rywalem oraz duchem matki Cubone. W drugiej generacji gier wieża duchów została przemianowana na wieżę radiową, zaś wszystkie groby zostały przeniesione pod ziemię oraz do domu pamięci. Osoby niezaznajomione z pokemonami kojarzą miasto dzięki creepypaście o Lavender Town.


HG/SS
Miejsce 6
Goldenrod City, region Johto
A Happening Big City.
Zacznę od tego, że Goldenrod City jest ładnym, rozbudowanym miastem, gdzie gracz może znależć bardzo wiele fajnych zajęć, a przy tym nie przytłacza ono jak wielkie miasta Unovy. Na tle wszystkich atrakcji zdaje się umykać nam to w jak ładnie umiejscowione jest miasto. Od północy mamy lasy, ze wschodu ocean, który ciągnie się wzdłóż miasta. Tutaj nie sposób się nudzić. Mamy ogromny market, loterię, sklep z rowerami, kwiaciarnię oraz name ratera. Ważnym elementem dla fabuły jest wieża radiowa, gdzie przystąpimy do quizu. Jeśli odpowiemy poprawnie na wszystkie pięć pytań otrzymamy radio. Trzeba też wspomnieć o liderze, który może nam przysporzyć całkiem sporych kłopotów. Jest to główne miasto regionu i po przejściu ligii stąd możemy wyruszyć pociągiem do regionu Kanto. Tylko odwiedzać!


Miejsce 5
Fortree City, region Hoenn
The treetop city that frolics with nature.
R/S
Jeśli przejżeć jakąkolwiek listę w stylu "top ileś tam miast Pokemon" to jestem przekonany, że na każdej pojawia się Fortree City. Podobnie jak Pacifidlog Town doskonale wpisuje się w atmosferę Hoenn. Wszystkie budynki mieszkalne są umiejscowione na drzewach, aby wejść do nich należy wspiąć się po drabince. Pomiędzy budynkami można przemieszczać się za pomocą wiszących mostów. Niesamowite jest to jak bardzo ludzie w Fortree City zżyli się z naturą. Tutejsza liderka, Winona specjalizuje się w latających pokemonach i niestanowi wielkiego wyzwania, ale co ciekawe w grach z trzeciej generacji istniała opcja ominięcia tej areny i powrotu do niej dopiero w przed ligą.


Miejsce 4
Snowpoint City, region Sinnoh
City of Snow.
Jak głosi slogan "City of Snow" i aż dziwne, że dopiero w czwartej generacji otrzymaliśmy miasto pokryte śniegiem. Jest to najdalej wysunięte miasto na północ Shinnoh. Snowpoint jest niewielkie i tak naprawdę podczas pierwszej wizyty niewiele w nim się wydarzy, ale sceneria jest fantastyczna, dachy domów pokryte śniegiem, w niektórych miejscach śnieg jest tak głęboki, że nasza postać zakopie się w nim, port i pływające po wodzie kry. To przyjemna odmiana po iluś tam miastach o umiarkowanym klimacie. Aby dostać się do Snowpoint City musimy pokonać długą, zaśnieżoną drogę numer 217, na której spotykają nas trenerzy jak i dzikie pokemony. W samym mieście wyzwiemy do walki siódmego lidera, a także odwiedzimy świątynię oraz jezioro Acuity.


X/Y
Miejsce 3
Laverre City, region Kalos
The city of otherworldly dreams.
Chyba sam spacer drogą numer 14 do Laverre City jest moim ulubionym momentem gry. Lavarre City jest pierwszym miastem, w którym występuje lider wróżkowy i w takiej też atmosferze jest całe miasto. Wchodząc tam masz wrażenie, że trafiłeś do mrocznej bajki. Dominują tutaj brarwy brązu i złota. Gdzieniegdzie rosną ogromne grzyby o czerwonych kapeluszach. W samym centrum znajduje się arena lidera, a za nią ogromne drzewo z tarczą zegarową. Zewsząd czujesz jesienną atmosferę melancholii. To takie spokojne i miłe miejsce. Po prostu chcesz usiąść w kawiarence, napić się herbaty i podziwiać okolicę.


AS/OR
Miejsce 2
Sootopolis City, region Hoenn
The mystical city where history slumbers.
I wracamy do Hoenn, ale jak tu nie kochać Hoenn? Sootopolis City to ostatnie miasto na drodze po tytuł lidera. Jest otoczone pięknymi, białymi skałami. Dostać się do miasta można tylko drogą podwodną lub powietrzną. Budynki znajdują się na białych skałach wokół zbiornika wodnego. Ten niedostępny świat, jest spokojnym, wolnym od zgiełku i turystów kawałkiem raju. Miasto staje się także centrum walki pomiędzy  Groudonem, a Kyogre.



HG/SS
Miejsce 1
Ecruteak City, region Johto
A Historical City.
Ecruteak City w regionie Johto odwiedzamy zaraz po wizycie w Goldenrod City. Największy wpływ na miasto mają folklor i ogromne poszanowanie dla tradycji. Historyczna wartość współgra tutaj ze współczesnością. Mamy Kimono Girls, które uczą tańca, a przy tym przyjmują wyzwania od trenerów, arenę lidera, pierwszą, w której przyjdzie nam zmierzyć się z duchem oraz spaloną wieżę. Co ciekawe miasto bardzo mocno łączy się z legendami regionu Johto. Jest to nietylko piękne miejsce, ale i niezwykle ważne w naszej karierze trenerów.


I tak oto wygląda moje top 10 miast z gier pokemon. Macie jakieś swoje ulubione miasta, a może chcielibyście odwiedzić, któreś z tej listy? 

piątek, 24 sierpnia 2018

[Wakacyjne wyzwanie] Walt Before Mickey

Jak to zleciało? Dopiero co rozpoczynaliśmy Wakacyjne wyzwanie, a teraz piszę post o czwartej, ostatniej, wyprawie, tym razem do Los Angeles, krainy wielkich marzeń i sukcesu wpisanego w jej rodowód. Poniżej będzie o reżyserze, próbach tworzenia kina...
Walt Before Mickey lub też The Dreamer (sam tytuł prosi się o małą dygresję, bo o ile pierwszy mówi o filmie wszystko, tak drugi kompletnie nic) to biografia legendy świata animacji zanim to jeszcze powołał do życia największą mysz świata. Nic więc dziwnego, że ktoś pokusił się o stworzenie filmu biograficznego, człowieka, na którego filmach wychowały się całe pokolenia, ba, filmach, które łączyły ze sobą pokolenia.
Pracownicy Disneya
Wyreżyserowana przez Khoa Le w 2015 roku biografia Walta Disneya opowiada historię "before Mickey" czyli okres młodości i pierwsze próby "przebicia się". Sam reżyser póki co posiada bardzo skromny dorobek i można powiedzieć, że Walt Before Mickey jest jego debiutem. I tu pojawia się pierwsze pytanie (drugie nasunęło mi się po seansie, wrócimy do niego), czy jakiś mało doświadczony reżyser będzie potrafił przestawić historię legendy świata popkultury? Nie ukrywam, to film, do którego można mieć wielkie oczekiwania. Wielkim oczekiwaniom trudno sprostać, zwłaszcza, gdy nie posiada się doświadczenia. Jednak nie na samym warsztacie reżyseria stoi, co udowodnił chociażby Neill Blomkamp; liczą się jeszcze młodzieńczy zapał oraz pomysły. W każdym razie film Le mógł okazać się bardzo dobrą biografią albo jego własną wizją, która znajdzie fanów i zapewni mu rozgłos. Niestety, film nie był ani jednym ani drugim. Całość trzyma się sztywnych "ram" narzuconych przez gatunek i stara się z nich nie wypaść. Dzięki temu otrzymujemy bardzo poprawnie wyreżyserowaną historię o marzeniach, walce z przeciwnościami losu i ogromnym sukcesie. Podobnie jest z resztą elementów; aktorsko film stoi na dość przeciętnym poziomie. W rolę Walta Disneya wcielił się Thomas Ian Nicholas i teoretycznie to na jego barkach spoczywa ciężar filmu. Wykreowana przez niego postać po prostu jest; nie budzi ani sympatii, ani niechęci - po prostu hołduje ciężkiej pracy.
Znacznie ciekawiej wypadł Jon Heder, czyli filmowy Roy Disney. W obsadzie znaleźli się jeszcze David Henrie (o, ironio króluje on na Disney Channel), Armando Gutierrez oraz Taylor Gray jako pracownicy Disneya. Z czego ten ostatni może w przyszłości jeszcze nas czymś zaskoczyć na ekranie.
I tu warto zadać drugie pytanie, co jest największym problemem Walt Before Mickey? Wydaje mi się, że wszystko sprowadza się do braku charyzmy. W starciu z ogromnym kolosem, reżyser zadecydował iść bezpiecznym szlakiem i stworzyć dzieło, o którym i tak po seansie zapomnimy.
Nie chciałbym jęczeć i wyłącznie jęczeń i krytykować, a więc wspomnę o narodzinach Myszki Mickey. Ostatnie kilka scen, w których grupa zaczęła pracować nad projektami gryzonia nieco dodało pazura filmowi, no szkoda tylko, że był to już praktycznie koniec filmu.
Pozostaje mieć nadzieję, że reżyser uczy się na błędach i kolejne produkcje będą odważniejsze, a on sam jak Walt nie podda się po pierwszych niepowodzeniach.

Czy obejrzałbym ponownie? 
Film miał potencjał. Musiał mieć. Niestety nie wniósł nic ciekawego i chociaż nie żałuję seansu to na następny z pewnością się nie piszę.

Z mojej strony to już wszystko w tej edycji Wakacyjnego wyzwania. Dziękuję Meg za udział, ciekawe propozycje oraz spory wkład zakulisowy. No to wymiksowuję się na dzisiaj, nara!

wtorek, 14 sierpnia 2018

[Wakacyjne wyzwanie] My Hero Academia

Uwaga! Niniejszy wstęp piszę przed zakończeniem kolejnego etapu wyzwania. Do hasła Tokio otrzymałem od Meg jej nową "obsesję" mangę, My Academia Hero, a dokładnie pierwszy rozdział pierwszego tomu. Jestem w trakcie czytania i... Nie mam zamiaru i przyjemności więcej podejmowania dyskusji na temat zalet czytania czegokolwiek w sieci lub stawiania znaku równości między wersjami online, a papierowymi. Nie zgadzam się, męczę się na tyle, że za moment uciekam do jakiegoś sklepu z mangusiami kupić wersję papierową.
Tak, minęło kilka godzin. Przeczytałem wersję papierową. I klnę się na wszelkie świętości, jest ogromna różnica w moim nastawieniu do tytułu. Gdy zacząłem czytać po raz pierwszy znienawidziłem laptopa, boku coś tam, autora i tego, kto wstawił do internetów. Potem zacząłem czytać wersję papierową i czytanie szło płynnie, dobnra, to tylko taka dygresja. Czas na część właściwą.
My Hero Academia (oryg. Boku no Hero Academia) autorstwa Kouhei Horikoshi, w Polsce, wydawane od tego grudnia 2017 roku przez Waneko. Manga o tematyce superbohaterów i teraz na spokojnie gdy się zastanawiam mam delikatne skojarzenie z X-Menami oraz Normanem Normalnym, ale do tego dojdziemy za moment.
Mangi z rodzaju shonen nierzadko zapraszają nas do świata pełnego przygód, oddalonego od nudnej szkoły, monotonnych obowiązków i takich tam. Dlatego autorzy stawaj na głowach, aby wykreować nowy świat, z nowymi zasadami i niebezpieczeństwami, z którymi muszą mocować się nasi herosi (nie, to nie spoiler). A więc czego dowiedziałem się o świecie z My Hero Academia?
Superbohaterowie to generalna nuda. Dzisiaj każdy może być Batmanem, Ironmanem, innym coś-tam-manem. To nic wyjątkowego. W świecie do jakiego zaprasza nas mangaka to codzienność. Każdy człowiek rodzi się z wyjątkowymi zdolnościami, mniej lub bardziej przydatnymi, ale nadal zdolnościami sprawiającymi, że jest wyjątkowy. I jest Izuku, główny bohater, który jak mawia stara zasada shonenów: "musi się wyróżniać", a jak najlepiej wyróżnić się z tłumu indywiduów o wyjątkowych zdolnościach? Ano, nie posiadać ich wcale. Przypadkowo Izuku spotyka swojego idola, All Mighta.
Okładka tomiku
W rozdziale poznaliśmy trójkę bohaterów. Pierwszym jest Izuku. Chłopiec przedstawia nam się jako zwyczajny dzieciak o wielkim marzeniu. Mimo że nie posiada wyjątkowych umiejętności pragnie dostać się do szkoły dla bohaterów. Generalnie ten cały motyw przypomina mi nieco animację Normalny Norman, gdzie rodzina głównego bohatera w wyniku jakiegoś eksperymentu zyskuje moce, a jedynie Norman pozostaje zwykłym człowiekiem. I tu leży różnica między tamtym serialem, a mangą. Norman chciał zwyczajności, z kolei Izuku też chce zwyczajności... Różnica polega na postrzeganiu zwyczajności oraz skali występowania zjawiska herosów. Izuku jest zdeterminowany, płaczliwy i nieco irytujący (trochę taka męczydupa i nie mówcie mi tylko, że ktoś taki nie drażniłby was). Z drugiej ciężko odmówić mu racji w dążeniach. Drugą postacią rozdziału jest "ten zły". Bo jeśli mamy wyrzutka to dla równowagi musi być ten fantastyczny uczeń, który go gnoi. I ta rola przypada Katsukiemu. To dość ironiczny charakter, bo jak wyobrażamy sobie herosa, do którego roli pretenduje Katsuki? No, jako kogoś bez skazy, człowieka stojącego za słabszymi. Tymczasem on uważa na to, aby wyglądać na nieskazitelny charakter, a nie po prostu nim być. Coś mi mówi, że lepiej czułbyś się w roli villaina, Katsuś. Trzecią postacią jest All Might.To heros, którego poznaje Izuku, a w przyszłości pewnie i mentor głównego bohatera. Skrywa on jeden sekret i przyznam, że była to dla mnie jedyna zaskakująca rzecz, a więc nic więcej nie piszę.
Kreska jest okej; szczegółowa, a postaci na ogół ładne. Mimo że będzie to najprawdopodobniej tasiemiec (na polskim rynku wyszedł właśnie piąty tom), historia z pierwszego rozdziału, na całe szczęście, nie jest rozwleczona. Cały rozdział jest zgrabny i bez problemów mógłby stanowić niezobowiązujący one shot.

Czy przeczytałbym kolejne tomy? 
Nie wiem... Może kiedyś.

czwartek, 2 sierpnia 2018

[Wakacyjne wyzwanie] Papirus

Upał niemiłosierny. Człowiek najchętniej przejechałby się nad jezioro, ale kiedy? Czym? Gdzie, do cholery?! W oczekiwaniu na deszcz albo jeszcze większy upał postanowiłem zabrać się za kolejny etap Wakacyjnego wyzwania. Do hasła "Kair" otrzymałem pierwszy odcinek serialu Papirus pod tytułem Mumia, no i oto co z tego wynikło...
Belgijsko-francusko-kanadyjski serial animowany Papirus lub Przygody Papirusa z 1998 roku powstał na podstawie komiksu autorstwa Lucien de Gietera. Do tej pory wyszły trzydzieści trzy zeszyty z czego sześć przetłumaczono na język angielski, jak podaje Wikipedia. Serial z kolei liczył sobie 52 odcinki podzielone na dwa sezony.
Miejscem akcji jest starożytny Egipt. Już w czołówce otrzymujemy informacje na temat historii. Mamy dwóch bogów, Horusa i Seta, walczących ze sobą o panowanie nad Egiptem. Set został wygnany, a Horus stał się pierwszym faraonem. W akcie zemsty Set uwięził swojego rywala w piramidzie Ombos.
Po tym wprowadzeniu poznajemy głównego bohatera. Papirus to młody rybak, który swoje imię zawdzięcza faktowi, iż jako niemowlę został odnaleziony na plantacji papirusu. Odegra on zapewne ważną rolę w całej historii, ba, nawet dowie się jak brzmi jego prawdziwe imię (very suspicios right now). Niedługo po spotkaniu z tajemniczym człowiekiem, który hmm... "przepowiada mu" jego dalsze losy, Papirus płynie, dosłownie (!), z nurtem przygody w nieznane. Pozostałe postaci to faraon, jego córka Teti (tytułowa Mumia) i ten wredny, niegodziwy poplecznik Seta.  
Papirus i Teti
Odcinek jak i bohater naprawdę szybko przechodził z kolejnej sceny do sceny nie dając sobie szansy na chwilę nudy czy odpoczynku. Najpierw odwiedził tajemniczy las, potem grobowiec gdzie znalazł zmumifikowaną Teti (dobra, nie była zmumifikowana, ale fajnie brzmi, nie), zdobył mały suwenir od Horusa, a na końcu zdemaskował wroga, który będzie, jak zakładam, truł mu tyłek przez resztę serialu. Tu mam problem z serialami animowanymi. Zwykle krótkie odcinki wypełnia akcja i pewnie jest to uzasadnione tym, aby młodszy widza ani przez moment nie czuł znużenia, a starszy widz? la mnie trochę za dużo upchano w jeden odcinek. Nie wiem, jak rozkładają się proporcje w komiksowym odpowiedniku, ale tu zdecydowanie było wszystkiego za dużo.
Historia niespecjalnie mnie wciągnęła. To było raczej przechodzenie z punktu a do b i tyle. I tak naprawdę najlepiej zapamiętam mój ulubiony głos dubbingu, Grzegorza Wonsa. Zaraz po obejrzeniu Papirusa postanowiłem się pokręcić po portalach społecznościowych w poszukiwaniu opinii na temat serialu. Wtedy zalała mnie góra pozytywnych komentarzy. Ludzie wspominają serial dzieciństwa, chwalą historię i ubolewają SPOILER, iż nie miała godnego finału. To oznacza, że Papirus ma zwolenników i nie jest to wyłącznie spowodowane nostalgią, bo nadal wychodzą komiksy o jego przygodach.

Czy obejrzałbym serial?
To nie moja bajka. Nie.

wtorek, 10 lipca 2018

[Wakacyjne wyzwanie] Kleszcz kontra Europa

Za pierwszy cel podróży Wakacyjnego wyzwania obrałem Paryż, gdzie niespodziewanie Meg przekierowała mój samolot na Belgię, ale może i to dobrze? W dzisiejszym półfinale Mundialu zmierzą się ze sobą Francja i Belgia. Ja tymczasem musiałem zmierzyć się z serialem animowanym Kleszcz, a dokładniej odcinkiem "... kontra Europa".
Aby jednak to wyzwanie miało ręce i nogi muszę napisać coś o samym Kleszczu, jeśli chodzi o stronę informacyjną, kim był, jaki był, podlinkuję temat Meg, która pisała o postaci Artura, czyli pomocnika głównego bohatera serii The Tick. Ja bardziej skupię się na nim jako postaci, którą zapamiętałem z serialu, a w końcu przejdę do wrażeń z odcinka Kleszcz kontra Europa.
Zwykle tytuł posta stanowi tytuł całego serialu (mimo że zwykle oglądam wyłącznie pilot), ale tym razem zrobię wyjątek ze względu na epickość brzmienia Kleszcz kontra Europa. I jest to też rzecz, którą dość dobrze zapamiętałem z serialu z lat 90-tych. Nazewnictwo odcinków podlegało prostej konstrukcji: Kleszcz kontra jakiś czarny charakter. Z czasem tytuły zmieniły nieco swój charakter i zamiast wroga, z którym miał zmierzyć się heros, pojawiały się Edukacja, Europa, itp.Co zapamiętałem z serialu? Skaczącego po dachach Kleszcza, ćmę Artura oraz tchórzliwego Nietoperza. Nie pamiętałem z kolei Piekarza i brzydkiego psa, ale to już tak na marginesie.
Według wikipedijnej numeracji odcinek Kleszcz kontra Europa jest siódmym epizodem trzeciej, finalnej, serii. Odcinek otwiera rozmowa dwóch super bohaterek na temat śmiechu czarnego charakteru. Są to superbohaterka, Eclair oraz jej prawa ręka, Blitzen. Zaryzykuję stwierdzenie, iż ta pierwsza ma więcej testosteronu niż ja... Dziewczyny pochodzą z Belgii i właśnie się dowiedziały, że w ramach międzynarodowej wymiany superbohaterskiej Eclair ma jechać do USA. Jak mniemam jest to coś na kształt wymian uczniów między szkołami. Z kim zamieni się miejscami? Chyba łatwo się domyślić.
Artur i Eclair
Podekscytowany wyprawą Kleszcz trafia do Brugii, gdzie przyjdzie mu się zmierzyć z Octo Paganinim (jakaś aluzja do doktorka ze Spidermana?!), tymczasem "Eklerka" przybywa do The City, gdzie wspólnie z Arturem będzie musiała rozwiązać sprawę morderczych pierniczków, lol (temu, kto oglądał Krampusa nie będzie do śmiechu). Oba zespoły współpracują, co jest też dobrym pretekstem dla mnóstwa dowcipów, ba, jest skakanie po dachach budynków spuentowane rzekomym przewrażliwieniem Europejczyków na punkcie zabytków. Na koniec herosi wygłaszają mowy umoralniające społeczeństwo, a dla widzów morał z tego taki, że nie ważne w jakim języku i sprawie mówią superbohaterowie, bo i tak na jedno i to samo wychodzi.
Sama postać Kleszcza niestety bardziej mnie zirytowała i teraz zastanawiam się nad powodem. Nigdy nie sympatyzowałem z postacią wielkoluda w niebieskim kostiumie - bawił mnie, ale nie czułem jakiejś wyjątkowej więzi z nim. Teraz zwyczajnie mnie drażnił. Może to wina dubbingu albo akurat tego odcinka? Naprawdę nie wiem.
Spodobały mi się postaci belgijskie. Polubiłem babę z błyskawicami w oczach i nie miałbym nic przeciwko obejrzeniu innego odcinka z jej udziałem. Ach, i szalony skrzypek Paganini! To ryzykowne stwierdzenie z racji, że niewiele pamiętam z całego serialu, ale Octo może być jednym z ciekawszych łotrów, którzy przewinęli się przez kleszczoland. No, na pewno był lepszy od Piekarza.
 Teraz czas na łyżkę dziegciu. Nie podobała mi się akcja. Cały odcinek cierpi na tym, że akcja dzieje się w dwóch miastach, gdzie bohaterowie rozwiązują oddzielne sprawy, a odcinek liczy dwadzieścia kilka minut i trzeba z niektórymi rzeczami pójść na skróty, niestety... Przecież można było rozpisać historię na dwa odcinki i nikomu przez to nie stałaby się krzywda, prawda? Prawda? Dlaczego nikt mi nie przytakuje?! W meczu towarzyskim Belgia kontra USA, wygrywa stary kontynent dwa do jednego. Jak będzie w starciu belgów z francuzami? Nie mam pojęcia.

Czy obejrzałbym cały serial? 
Może, ale nie jako fan Kleszcza tylko pyszniutkiej Eklerki. Kleszcz pozostanie miłym wspomnieniem i dobrą pozycją Bajkowego Kina emitowanego wówczas na TVN-ie. I może niech tak pozostanie.

niedziela, 1 lipca 2018

Wakacyjne wyzwanie: City Edition

Razem z Meg, autorką bloga Planeta Kapeluszy, rozpoczynamy czwartą edycję Wakacyjnego wyzwania. Wyzwanie jest wyjątkowe, bo znowu spotykam się na placu boju z Megi, z którą zorganizowaliśmy pierwsze wyzwanie. Jestem bardzo ciekaw przebiegu tej edycji wyzwania. Dla tych, którzy nie śledzili czelendżu w poprzednich jego latach działania wyjaśniam zasady.

1. Uczestnicy wyzwania polecają sobie wzajemnie cztery twory kulturowe nawiązujące do wakacyjnych haseł.
2. Hasła, ustalone przed rozpoczęciem wyzwania, można traktować z pełną swobodą, np. morze - woda - kolor niebieski - niebo - film Kieślowskiego.
3. Przyjmujący wyzwanie ogląda lub czyta, a potem pisze w kilku zdaniach swoje przemyślenia, które zamieszcza na  blogu.
4. Na zapoznanie się z każdą z polecanych rzeczy mamy po dwa tygodnie (mniej więcej, bo w rzeczywistości każdy sam będzie się pilnował i rozplanowywał postępy swojej części wyzwania). Wyzwanie rozpoczynamy 9 lipca.
5. Polecać można filmy, seriale, książki, komiksy, gry. Jeśli chodzi o seriale można zadać odcinek pierwszy lub jakiś "ze środka" serialu, pasujący do hasła, ale tylko jeśli odcinek stanowi zamkniętą całość, a nie jest
6. Dowolny cel podróży - nie musimy sięgać po te same hasła. Przyjmujący wyzwanie może sam wybrać, od którego hasła rozpoczyna.


Teksty
Miasto Oskar Gilbert Meg
Paryż Kleszcz kontra Europa Król rozrywki
Kair Papirus Egzorcysta
Tokio My Hero Academia Mów mi Vincent
Los Angeles Walt Before Mickey Dziewczyny śmierci

Przewidywany czas zakończenia wyzwania 31.08.2018

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Widmo utraty facebokowych przyjaciół

czyli recenzja Friend Request


Trudno jest sobie wyobrazić dzisiaj świat bez mediów społecznościowych; sporej grupy followersów, zamieszczania postów, które ktoś nam lajkuje i oczywiście, najważniejszego, prawdziwych przyjaciół. Im więcej tym lepiej i doskonale wie o tym bohaterka horroru Friend Request.
Laura (Alycia Debnam-Carey) jest wyjątkowo lubianą osobą, o czym świadczy pokaźna liczba znajomych na Facebooku. W zupełnej opozycji do niej stoi Marina (Liesl Ahlers) nie posiadająca ani jednego wirtualnego przyjaciela. Laura "wspaniałomyślnie" wysyła dziewczynie zaproszenie do znajomych nie zastanawiając się, jakie konsekwencje przyniesie to w niedalekiej przyszłości. Nowa koleżanka okazuje się być bardzo natrętna i wkrótce zostaje usunięta z listy znajomych Laury. Utrata jedynej przyjaciółki popycha Marinę do samobójstwa. Po jej śmierci wokół Laury i jej znajomych zaczynają dziać się przerażające rzeczy
Niemiecka produkcja z 2016 roku została wyreżyserowana przez Simona Verhoevena. Scenariusz napisało trzech panów: reżyser, Matthew Ballen oraz Philip Koch. Póki co mają oni skromny dorobek filmowy i żaden z nich nie miał wcześniej do czynienia z horrorem. Sam film nie okazał się ani klapą, ani sukcesem i to chyba największe rozczarowanie. Po debiutantach spodziewasz się nowatorstwa, które sprawi, że twoja szczęka opadnie na ziemię i zostanie tam do końca seansu (z jakiego powodu, to już obiektywne uczucie). W innym wypadku po co zabierać się za horror, jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia w tym gatunku? Ano, chyba mieli coś do powiedzenia... Ironicznie, współczesny widz nie boi się potworów z szafy, ale utraty znajomych na Facebooku. To świadomość samotności, alienacji, bycia wytykanym palcami jest przerażająca w czasach hasztagów. Niestety twórcy nie zdecydowali się na film bardziej ambitny. Poszli po najniższej linii oporu i stworzyli przeciętny do bólu film, nie wyróżniający się niczym spośród współczesnych dreszczowców. Mamy tu elementy paranormalne, dochodzenie bohaterów, kilka jumpscareów, czyli wszystko co sprawi, że na drug dzień po seansie nie będziemy pamiętali już niczego z filmu.


Czy wszystko jest złe? Nie. Tutaj zawodzi przede wszystkim podejście twórców. Aktorsko film broni się dzięki Alycii Debnam-Carey, która nawet jeśli czegoś nie dogra, to do wygląda. W każdym razie sprawdza się jako protagonistka. Bohaterka budzi sympatię, przez co my, czyli widzowie, na ironię, zostajemy jedynymi przyjaciółmi kibicującymi jej w rozwiązaniu tajemnicy Mariny. No i polubiłem także mistrza trzeciego planu, detektywa Dempseya (Nicholas Pauling), który swoim poczuciem humoru rozluźniał nieco nerwówkę panującą na profilu Laury. Reszta była po prostu okej.
Warto jeszcze powiedzieć o stronie wizualnej filmu, bo to ona stanowi najmocniejszy punkt całości. Poszczególne sceny śmierci są brutalne, a ukazujące się bohaterom zjawy pomysłowe. Zdecydowanie najlepiej z pośród nich wypadła scena w windzie.
Ostatecznie Friend Request nie wnosi niczego nowego do gatunku. To bardzo przeciętny film, którego twórcy najprawdopodobniej inspirowali się serią The Ring. Czy jest to zły film? W żadnym razie. Czy jest to w takim razie dobry film? Na pewno nie. Ot, co można obejrzeć i szybko zapomnieć.

niedziela, 24 czerwca 2018

środa, 13 czerwca 2018

Czy Dragon Ball Super jest super? [drugi tom mangi]

Ach, te ciągnące się w nieskończoność sceny pojedynków przerywane jedynie na błyskotliwe wymiany komentarzy naszych herosów. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych rzeczy w mandze Dragon Ball Z były sekwencje walk potrafiące ciągnąć się w nieskończoność. Turnieje o tytuł Najlepszego pod Słońcem musiały rozkładać się na co najmniej dwa tomiki. Były eliminacje, zakulisowe przepychanki, walki półfinałowe oraz wielki finał, który, zdarzało się, otrzymywał własny tom. I przyszła pora na pierwszy turniej w Dragon Ball Super. Jak wypadł?
W ostatnim tomie działo się wiele. Tak wiele, że autor zdecydował się posłużyć ogromnymi skrótami - pach, pach i mamy tom drugi. Na początek, pojawiła się stara, dobra prezentacja postaci, której zabrakło w poprzednim tomiku. Manga liczy sobie sześć rozdziałów (10-15), czyli mniej niż poprzednio. Drużyna siódmego wszechświata trafia na bezimienną planetę, aby zmierzyć się z wojownikami z szóstego wszechświata. Przeciwników reprezentują Frost, czyli miła wersja Frezera, Cabba, robot-czajnik oraz tajemniczy Hit. Walki rozpoczęte w poprzednim tomie trwają. Sama kreska jest w porządku. Walki wyglądają dobrze, postaci również, tła... umówmy się, to Dragon Ball, kogo obchodzą tła? Moim prawie największym zarzutem będzie sam przebieg walk. W zasadzie nie wiem, o co chodzi. Większość ogranicza się do strategii: wyrzucić przeciwnika za ring. Rozwiązania poszczególnych pojedynków są czystą abstrakcją, bo jak inaczej nazwać walkę Vegety z robo-czajnikiem? Co, jak, kto wygrał? Tu nie ma czasu na jakieś gdybanie i ciskanie po przeciwniku jak Oddział Ginyu po Vegecie. Jedyną dramaturgię posiadała walka Cabby i saiyańskiego księcia, w której ten pierwszy uczy się, czym jest duma wojownika oraz osiąga poziom SSJ. Podsumowując turniej: po raz kolejny użyto ogromnych skutków i walki dobiegają końca nim dobrze się zaczną.Nie ma w tym żadnej frajdy. Jednak największym rozczarowaniem okazała się postać Szatana Piccolo. Moja ulubiona postać z serii została wykastrowana z charakteru. Tak, Piccolo, który walczył na śmierć i życie z Frezerem na Namek, zgodził się ponownie zjednoczyć z Wszechmogącym, aby móc pokonać Cella obawia się starcia z Frostem podczas turnieju. Panowie Akira i Toyotarou bardzo umiejętnie szachują fabułą; Piccolo pojawia się w mandze, bo kogoś Piwus musi wystawić do walki, ale nie oszukujmy się, lepiej zrobić z niego tchórza niż dać mu zbyt wiele kadrów i nie poprowadzić turnieju w taki sposób, aby Goku otwierał i zamykał imprezę. Po zakończeniu zabawy manga otwiera nową sagę, pojawia się Trunks z przyszłości. Przyszłość wygląda jeszcze gorzej niż ostatnio. Trunks był jedną z ciekawszych postaci w Sadze Androidów. Dlatego jego powrót oceniam na zdecydowany plus. Póki co podoba mi się owiany, póki co, tajemnicą koncept - zjawił się ktoś łudząco podobny do Goku, zabił Bulmę oraz dziewczynę (?) Trunksa. O co chodzi? Nikt nic nie wie... Rozczarowała mnie warstwa emocjonalna. Śmierci Bulmy nie pokazali wcale, a śmierć Mai nie obeszła specjalnie herosa. Wszystko było, bo było.
I koniec. Tomik drugi był krótki i pozostawił po sobie delikatny niedosyt. Póki co manga nie robi na mnie najlepszego wrażenia, ale jeszcze kilka tomów do finału pozostało. Na tom trzeci postanowiłem ograniczyć narzekania i skupić się na pozytywach, i kto wie? Może okaże się, że mam przed sobą najlepszy tom Dragon Ball Super?

niedziela, 10 czerwca 2018

Cubone, sikanie do ucha i spotkanie z duchem...

czyli 50 ciekawostek o... o mnie
 
  1. Umiem jeździć na deskorolce. Kiedyś trochę jeździłem. Niedawno postanowiłem przypomnieć sobie deskorolkę. I wiecie co? Jeszcze się nie wyjebałem.
  2. Nie mam i nie chcę mieć prawa jazdy. To mnie po prostu nie kręci. 
  3. Nie lubię jeździć samochodem nawet jako pasażer.
  4. Jadąc w autobusie patrzę w okno na przeciwko zamiast w "swoje". Czasem wygląda jakbym się gapił na pasażera po przeciwnej stronie.
  5. Jestem cierpliwy.
  6. Jestem uparty.
  7. Jestem słowny. Wywiązuję się z obietnic.
  8. Nie lubię ludzi, którzy myślą, że cały świat powinien podporządkować się im.
  9. Bardzo mocno przeżywam krytykę (nieważne, czy słuszną, czy nie).
  10. Moim największym kompleksem są zęby – dyscośtam... Niestety aparaty są dość drogie.
  11. Choruję na serce.
  12. I nie powinienem pić tyle kawy, ale bardzo lubię.
  13. Nie słodzę herbaty. Kiedyś piłem herbatę z cukrem. Teraz po prostu nie podchodzi mi.
  14. Za to słodzę i mlesię kawę.
  15. Ulubione jedzenie: makaron.
  16. Nie znoszę jajecznicy.
  17. W ogóle nie lubię jeść.
  18. Kiedyś lubiłem piec ciasta, teraz już mi się nie chce.
  19. Wolę Pepsi od Coca Coli.
  20. Moim ulubionym pokemonem jest Cubone. Czyż nie jest uroczy?
  21. Moja ulubiona gra (i najlepsza gra świata) to Pokemon Emerald.
  22. Najlepsze fanfiction, które napisałem, to "Pokemon Jhnelle". Jest to projekt, który powstawał około roku i włożyłem w niego mnóstwo wysiłku.
  23. W wieku ośmiu lat pod wpływem książki "Puc, Bursztyn i goście" postanowiłem napisać własną "książkę". Bohaterem był mój kot. Książka nie odniosła spodziewanego sukcesu.
  24. Lubię pisać, bo to pomaga mi odciąć się od kłopotów. Niestety, musiałem się o tym przekonać.
  25. W wieku siedmiu lat potrącił mnie samochód. Zrobiłem fajny obrót w powietrzu i, o dziwo, skończyło się na siniakach.
  26. Jak byłem młodszy i uczyłem się liczyć, myliłem miejscami sześć i siedem. Szło tak: pięć, siedem, sześć, osiem.
  27. Będąc jeszcze młodszym nasikałem ojcu do ucha. To historia, która plącze się w mojej rodzinie od bardzo dawna. Moje łóżeczko stało przy łóżku rodziców. Obudziłem się nocą i postanowiłem zrobić sobie wycieczkę do rodziców. Po drodze zgubiłem pieluchę. Stanąłem jakoś nad ich głowami i...
  28. Urodziłem się w Świnoujściu, ale od tamtego czasu nie byłem w tam.
  29. Niedługo chcę tam pojechać, prawdopodobnie w sierpniu.
  30. Chciałem iść do szkoły plastycznej, ale stwierdziłem, że nie dałbym sobie rady.
  31. Za przyjacielem wskoczę w ogień.
  32. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, pomagam.
  33. Moim bohaterem jest moja mama, chociaż nigdy jej tego nie powiedziałem, a jest super. Jest pracowita, silna i w najbardziej kijowych momentach potrafiła zadbać o dom i mnie.
  34. Ulubiony kolor: pomarańczowy.
  35. Wolę koty od psów.
  36. Mam psa i dwa koty.
  37. Jestem jedynakiem.
  38. Nie potrafię pracować w zespole. Ciężko mi to przychodzi, a może po porostu zależy z kim jestem w zespole?
  39. Kolekcjonuję książki, filmy, mangi. Przydałaby mi się jakaś nowa półka.
  40. Ostatnio pokochałem horror "Rytuał". Jest niesamowity.
  41. Jestem oszczędny, a przynajmniej staram się być.
  42. Nie palę papierosów. Ba, nigdy nie potrafiłem spróbować.
  43. Kiedyś widziałem ducha. Nie, nie przyśniło mi się!
  44. Ale ostatnio zacząłem spisywać swoje sny, bo są zdrowo pokręcone.
  45. Kiedyś lubiłem kabarety. Teraz mnie denerwują.
  46. Znak zodiaku rak. Nie wiem, co to znaczy. Chyba tyle że urodziłem się w lipcu.
  47. Nocny ze mnie marek.
  48. Chciałbym dokonać czegoś wielkiego.
  49. Niektórzy twierdzą, że posiadam poczucie humoru, ale ja tam nie wiem...
  50. Czasem lubię iść na spacer i kręcić się tak bez celu w tą i z powrotem.

piątek, 8 czerwca 2018

Bardzo potrzebny sequel

Nie mogę się powstrzymać przed opublikowaniem kolejnej listy postaci, które zasługują na własny film lub serial. Już przy poprzednim wpisie miałem sporo problemów z wyborem tylko pięciu. Podobnie jak we wcześniejszym poście, zwracałem uwagę na charakter postaci, jak bardzo wybija się na tle głównego bohatera oraz świata przedstawionego, a także ze względu na kreację aktorską. Spoilery całkiem możliwe. No to jedziem.


Corinne i Patrick
(Un plan parfait, 2012)
Zacznę od francuskiej komedii, Wyszłam za mąż, zaraz wracam. Nad rodziną Isabelle ciąży klątwa - żadna kobieta nie jest szczęśliwa z pierwszym mężem. Bohaterka postanawia oszukać fatum: dorwać jakiegoś łosia, wziąć szybki ślub, jeszcze szybszy rozwód, a potem ślub z tym właściwym. Corinne jest siostrą Isabelle. Wspólnie z mężem, Patrickiem, pomagają jej w organizacji szybkiej farsy ślubnej. Małżeństwo przypomina mi Debbie i Pete'a z Wpadki. Ona skoczyłaby za siostrą w ogień, on głupek, ale otwarty na wszelkie intrygi. Fajnie byłoby zobaczyć parę w ich własnym filmie. Borykających się z własnymi kłopotami, dzieckiem i wszelkimi innymi niezgodnościami charakterów. A wiecie co jest najlepsze? Patrick jest drugim mężem Cornnie, a więc są sobie pisani.


Daniel "Spud" Murphy
(Trainspotting 2, 2017)
Po dwudziestu latach Danny Boyle zdecydował się nakręcić sequel kultowego już Trainspotting. Dawni przyjaciele powracają, aby ubić interes życia. T2 to wręcz podręcznikowy przykład jak wykonać udaną, nostalgiczną podróż w przeszłość. Gdy pierwszy raz oglądałem Trainspotting, nie polubiłem Spuda. W zasadzie był dla mnie tylko częścią ekipy, której tym najważniejszym bohaterem, z którym utożsamiał się widz był Renton. Spud w swoich poczynaniach był komiczny i nie jestem przekonany, czy odczuwałem dramat jego uzależnienia. Pewnie nie. Dopiero kontynuacja dała mu nowe życie. Spud okazał się postacią, w której losy chcesz się angażować. Nie jest tylko sympatyczny i zabawny, ale jest także ważnym elementem historii.  Udowodnił, że ma wiele do powiedzenia i słusznie spisuje swoje opowieści na papierze. No, a skoro już to zrobił, niech Boyle zekranizuje jego życie.


Melanie
(The Girl with All the Gifts, 2016)
W postapokaliptycznej rzeczywistości grupa naukowców prowadzi badania nad grupą dzieci będących hm... rządnymi krwi monstrami? Wszechstronna dziewczyna to dramat/horror zaliczany do tematyki zombie. Ludzi zdziesiątkowała choroba, a ci którzy przetrwali są skurczybykami bez serca (żołnierze i naukowcy) lub skurczybykami bez serca (zombie). Gdzieś pomiędzy nimi jest mała Melanie. Melanie to powód dla którego powstała druga lista. Cudowna osóbka w masce Hannibala Lectera borykająca się z pytaniem, kim jest? Bardzo inteligentna, ciekawa świata, a przy tym urocza. Osobiście uważam końcówkę za mocno rozczarowującą, ale za to początek, ba, środek także, mają ogromny potencjał. Jak doszło do sytuacji, w której znalazła się Melanie? Czemu się przeistoczyła w potwora? Jest mnóstwo pytań dotyczących przeszłości tej mądrej i krwiożerczej dziewczynki. Chcę poznać wszystkie!


Artyści Barnuma
(The Greatest Showman, 2017)
Musical nominowany do Oscara w kategorii najlepsza piosenka przedstawia losy amerykańskiego "króla rozrywki" P.T. Barnuma, założyciela niezwykłego cyrku. Polecam obejrzeć choćby dla samej muzyki. Film w dość słodkiej oprawie musicalu stara się opowiedzieć o showmanie, jego cyrku, miłości, przyjaźni i wykluczeniu. Niestety, przez wielość wątków tak naprawdę nie przedstawia tego najważniejszego bohatera, artystów Barnuma. Są sceny, w których obserwujemy ich potencjał, czasem kompleksy i zagubienie, ale ta barwna banda zasługuje na coś więcej, na serial o nich. Skąd pochodzą, jacy są, oczywiście otrzymaliśmy już seriale o tematyce cyrkowej, chociażby AHS, ale ja chcę Lettie, Anne, Wasylego i innych. Już!



Imogen Rainier
(Insidious: Chapter 4, 2018)
W skrócie: doktor Elise Rainier wraca w rodzinne strony, aby zmierzyć się z potężnym demonem. O ile sam Naznaczony: Ostatni klucz jest monotonny i bardziej sprawdza się jako dramat to wprowadził kolejną ważną postać do biografii Elise, jej bratanicę, Imogen. Dziewczyna, podobnie jak ciotka, jest naznaczona. Na tym podobieństwa się nie kończą: jest odważna, ufa intuicji i doświadczeniu, odniosłem wrażenie, że już niejednokrotnie odbywała podróże na drugą stronę. Więcej, bardzo pomogła w starciu naszej bohaterki z Klucznikiem. Poza tym z banalnych rzeczy, podobał mi się wątek miłosny, tfu, duże słowo, ale fajnie, gdyby jej relacja ze Speckiem nabrała rumieńców. Czwarta część to dobry moment, aby przekazać komuś pałeczkę. Tym bardziej, że chronologicznie wydarzenia rozgrywają się w następującej kolejności: pomoc Quinn (trójka), spotkaniu z bratem i jego córkami (czwórka), spotkanie z rodziną Lambertów (jedynka, dwójka) i dość niejasnym finale drugiej części, możliwe, że właśnie ten tajemniczy finał drugiej części to moment, w którym do gry powinna wejść Imogen.


_______________
Po dwóch postach dotyczących postaci zasługujących na spin off nadal czuję niedosyt. Jeśli tak dalej pójdzie, przedstawię jakieś video, bo chyba lepiej ogląda się ruchome obrazki nawet z moim głosem niż czyta się moje teksty bez głosu... #EgzystencjalnePytania