środa, 23 maja 2018

Tragedia w pomidorach

Kilka książek Chmielewskiej już mam za sobą, wiele świetnych: pełnych akcji, humoru i szalonych postaci z autorką na czele. Niestety, ale obok tych świetnych zawsze pojawią się także kiepskie, pozbawione wyrazu, takie jak Byczki w pomidorach.
Napisana w 2010 roku powieść jest luźną kontynuacją fenomenalnego kryminału Wszystko czerwone. Wspólnie z Joanną ponownie trafiamy do domu jej dobrej przyjaciółki, Alicji, przez który to przewija się masa barwnych postaci, ale najważniejszymi są pangolin Wacław i jego ukochana Julia. Wkrótce bohaterom przyjdzie rozwiązać sprawę morderstwa.
Starałem się, aby opis był w miarę ciekawy, ale w rzeczywistości fabuła jest bardzo rozwleczona, a zagadka kryminalna jakby wpięta na siłę, bo trudno uznać trupa pojawiającego się gdzieś w środku, jeśli nie bliżej końca książki za jej wątek główny. Początek to gadanie o niczym i już przez to jest ciężko przebrnąć. Jasne, Chmielewska często wrzuca komiczne dialogi w których niedomówienia i pomyłki są normalnością, ale zawsze była w nich jakaś lekkość. Byczki tymczasem operują topornymi dialogami. Potem... jedzą, piją, gospodarstwo prowadzą i tak w kółko, a od czasu do czasu obgadają nowych gości Alicji, których nie lubią. Kolejna rzecz to sposób przedstawienia postaci. Jestem świadomy tego, że Chmielewska nie wychodzi poza pewne schematy: trupy zasługują na swój los, młode bohaterki ze swoimi krystalicznymi charakterami mogą konkurować z Kopciuszkiem, a aktualna miłość życia autorki jest doskonała. Schematy nie są złe, ale tutaj nie podziałały. Trochę bolało mnie jak goście Alicji starają się tworzyć zamkniętą, nieco elitarną grupę z miejsca wrogo nastawioną do nowo przybyłych. Takie odnosi się wrażenia, a wiedząc, że jest ono nieomylne, bo Joanna i reszta znają się na ludziach jak nikt, szybko odgadujemy, kto jest czarnym charakterem, a kogo w założeniu powinniśmy od razu nie lubić, aby przynależeć do paczki gości pożądanych. O, ironio, jedyną sympatię budzi postać żarłocznego Marianka i jako jedyny jest dla mnie (mimo wszelkich idiotyzmów) prawdziwy, a przynajmniej prawdziwszy od grupy przyjaciółek tak mężnie broniących domu Alicji przed niemile widzianymi gośćmi. Sama gospodyni pozostaje życzliwa, ale jakoś taka bez wyrazu. Czy to ta sama Alicja, która unikała śmierci we Wszystko czerwone? Joanna jakby mniej wścibska i zdystansowana do świata, a pozostałych szkoda wymieniać.
Celowo nie mówię nic o wątku kryminalnym, bo tak po prawdzie, to nie ma o czym wspominać. Pojawia się on znikąd i jego rozwiązanie jest tak oczywiste, że druga połowa książki jest kompletną stratą czasu.
Zamiast sięgać po Byczki w pomidorach polecam powrócić do Wszystko czerwone lub nawet do Kocich worków. Gwarantuję, że przy tamtych będziecie bawić się o wiele lepiej. Jeśli jednak szukacie książki o niczym, gdzie najważniejszymi zagadnieniami są rozlokowanie gości po domu oraz rozmrażanie ryb, sięgajcie po tę książkę śmiało.

sobota, 19 maja 2018

Brzydka ona, brzydki on, a takie ładne ghost story

czyli recenzja Zajazd pod duchem


W ostatni weekend swojej działalności w hotelu Yankee Pedlar Inn przebywa już tylko czterech gości oraz dwójka pracowników - Luke i Clarie. Pracownicy przekonani o obecności ducha w hotelu, cały swój czas poświęcają na poszukiwania i dokumentowanie zjawisk paranormalnych.
Po sukcesie Domu Diabła, reżyser i scenarzysta, Ti West długo kazał czekać na swój kolejny projekt, bo aż dwa lata i tak oto w 2011 otrzymaliśmy Zajazd pod duchem (oryg. The Innkeepers), czyli kameralne ghost story rozgrywające się ponurym hotelu. Ponury to słowo kluczowe, bo wskazuje na estetykę jaką wybiera do swoich dzieł West. Oba filmy łączy ze sobą intymna atmosfera, bo gdzieś tam, w ścianach, między którymi przechadzają się bohaterowie tli się zło. To jednak wszystko, jeśli mówimy o podobieństwach. Zajazd pod duchem to zupełnie inna kategoria wagowa niż Dom Diabła, co nie znaczy, że gorsza, ale z pewnością skierowana na różnych odbiorców.
Tak więc poznajemy Claire (Sara Paxton) i Luke'a (Pat Healy) pracowników hotelu, którzy uparcie poszukują dowodów na obecność ducha w hotelu. Tyle. Film jest o niczym, bo jeśli się dobrze zastanowić, to nie ma tam żadnego ważnego wątku, który spinałby całość. Mamy parę bohaterów i gości, którzy od czasu do czasu się przewijają i przeszkadzają w poszukiwaniach duchów. Czy to coś złego? No właśnie nie... Mimo że Zajazd pod duchem nie prowadził mnie donikąd, nie czułem się zirytowany. Z przyjemnością oglądałem kolejne sceny, które na dobrą sprawę niewiele wnosiły.


Tu warto zatrzymać się przy obsadzie, która na dobrą sprawę, mimo iż nie kojarzy się z gatunkiem horroru to odnalazła się świetnie w swoich rolach. Pat Healy i Kelly McGillis błyszczeli, ale Sara Paxton, na której barkach spoczywał film, dotrzymywała im kroku.
Co jakiś czas twórcy starali się wywoływać napięcie i całe szczęście, że nie robili tego w sposób agresywny, ale subtelnie. Poza tym warto wspomnieć o humorze, ale był on na tyle naturalny i nie wymuszony, że nie powinien nikomu przeszkadzać.
Jako widz cały czas zastanawiałem się, jak ułożyć te puzzle, bo niemożliwe, że wszystko jest bez znaczenia. Jaką historię ma duch kobiety? Dlaczego akurat Claire? Kim były trzy duchy w hotelu? Co z piwnicą, starszym panem i o co chodziło medium? Liczyłem, że zakończenie, nie wyjaśni, ale przynajmniej rzuci jakiś trop pozwalający na rozważania po seansie. Finał, niestety jest największym minusem obrazu, po prostu był i niczego nie wyjaśnił. Duch jest, ktoś musiał umrzeć, niczego to nie zmieni i koniec.
Jeśli potraficie przymknąć oko na niedociągnięcia, a przy tym czerpać przyjemność z niezobowiązującej historii o poszukiwaczach duchów, możecie spędzić całkiem miły wieczór w Zajeździe pod duchem.

poniedziałek, 14 maja 2018

niedziela, 6 maja 2018

Plany blogaskowe na kolejne miesiące

Tak dla zmobilizowania sił i chęci. Porównując ten rok do poprzedniego odnoszę wrażenie, że powróciła mi pasja do pisania. Znowu dobrze czuję się na blogu. O wiele chętniej i łatwiej przychodzą mi pomysły i realizacja kolejnych tekstów. W tym poście chciałbym przedstawić pomysły na najbliższe miesiące.
  • ulubione filmy, po długiej przerwie na blogu pojawił się post o filmie Zagadka zbrodni, w kolejce czeka już następny tytuł i tym razem będzie to komedia
  • reality show, początkowo chciałem zrobić jakiś ranking najlepszych/najgorszych twistów w Survivor, ale teraz skłaniam się do jakiejś oceny twistów w programach ogólnie. Kiedy? Myślę, że po zakończeniu Survivor: Ghost Island
  • ranking found footage, w ostatnim materiale video pojawił się film z nurtu found footage i tak sobie pomyślałem o stworzeniu jakiejś topki ulubionych postaci z found footage, nie natknąłem się nigdzie na taki ranking, a więc dlaczego nie być pierwszym? Zastanawiam się tylko, czy zrobić to w formie pisemnej, czy video (nie ukrywam, że na kanale chciałbym mieć różne filmiki, nie tylko te dotyczące 13 miesięcy grozy)
  • ekranizacje - do tego przemierzam się od jakiegoś miesiąca, chciałem przedstawić cztery świetne ekranizacje słabych książek, problem w tym, że ciężko mi idzie czytanie tych książek
  • 13 miesięcy grozy - wyzwanie na czerwiec
  • wakacyjne wyzwanie - to chyba największy znak zapytania. Z jednej strony chciałbym stanąć do wyzwania, lubię poznawać nowe rzeczy, ale z drugiej jest to czasochłonne i dla mnie i dla osób, które się decydują na udział. Jeśli się pojawi to lipiec-sierpień, a może nawet sierpień- początek września lub w jakiejś mini formie. 


Jeśli macie jakieś swoje propozycje, porady, inne komentarze, piszcie. W ogóle to głowa nie przestaje mnie boleć, mimo iż zeżarłem tabletkę przeciwbólową.