niedziela, 27 sierpnia 2023

Gdy byłam w twoim wieku...

Moje przewidywania dotyczące ostatniego kierunku podróży czyli serialu Lockwood i spółka przypominały turystę usilnie próbującego odczytać właściwy kierunek z mapy. W pierwszym odruchu pomyślałem o serialu prawniczym, a następnie o detektywistycznym. Nikt mi nie powie, że nazwisko Lockwood nie brzmi jak pan w garniaku rozwiązujący kryminalne zagadki. I mam przed sobą plakat, który jak na złość komplikuje sprawę, bo adwokat zmienia się w łowcę potworów. Poster serialu przypomina mi Gęsią skórkę oraz Fantastyczne zwierzęta. Ciąg dalszy po seansie... 

 


Nastoletni Anthony Lockwood z pomocą asystentki Lucy prowadzi agencję zajmującą się wypędzaniem duchów z nawiedzonych miejsc. Pierwszy odcinek ośmioodcinkowej serii zaprezentował po trochu wszystkiego: jest wielkie domostwo, para młodych bohaterów, duchy oraz retrospekcje (retrospekcje w każdym filmie punktują u mnie), a wszystko to w klimacie mrocznego fantasy. 

Serialowy świat Lockwooda nie ma wiele wspólnego z naszym. Tutaj duchy oraz agencje do walki z nimi są codziennością, którą w dużej mirze rządzi biurokracja i "dorośli". Oczywiście w opozycji do nich stoi pan Lockwood. Serio, wszyscy dorośli są przedstawieni jako starzy, bezwzględni i nieszczęśliwi ludzie. Jest nawet moment, w którym Lucy nazywa matkę "martwą" i myślę, że to dobra analogia. Nie jest to żadne nowe podejście. 

Co ciekawe pierwszy odcinek nie skupiał się na samym założycielu agencji, a na Lucy Carlyle i jej początkach kariery w branży. Na początku odcinka prezentuje się jako arogancka dziewczyna, która nie szanuje starszych od siebie. W pewnym momencie akcja przenosi nas o trzy lata wstecz, które były pasmem rozczarowań Lucy światem od trudnych relacji z matką, poprzez szkolenie w elitarnej agencji, aż po dramatyczny finał. 

Bardzo mi się podobało intro serialu, które stoi na wysokim poziomie wizualnie i muzycznie. Nie można też nie wspomnieć o realizacji - duchy przypominają nieco nowych Ghostbusters, ale nie rozpatruję tegow kategorii dobre czy złe, po prostu tak jest. Mocną stroną są dobrze rozpisane dialogi. 

Co mi nie zagrało? Niestety główni bohaterowie. Dorośli, o których wspominałem są po prostu źli, Lucy mimo wszystko nie wzbudza sympatii, a samym Lockwoodzie niewiele mona powiedzieć. 

Czy polecam serial Meg?

 Tak. Myślę, że ten serial posiada wiele elementów, które tobie przypadną do gustu od głównej bohaterki po sam świat przedstawiony.

 Ewentualnie co do tego? 

Najnowszy Ghostbusters.

 

Na razie to, a we wtorek szarpnę się na jakieś podsumowanie wyzwania.

niedziela, 13 sierpnia 2023

Obserwuję cię. Obserwuję cię. Obserwuję cię...

W trzecim etapie Wakacyjnego wyzwania pozostaję w Korei Południowej z kolejnym serialem. Przy pierwszym spojrzeniu plakat Glitch nie mówi mi kompletnie nic, ale dopiero kolejne postery dają mi jakąś wizję serii fantastyczno-naukowej o kosmitach. Gdzieś tam w głowie jako pierwszy zaświtał mi Kontakt z Jodie Foster.

Kolejny akapit rozpoczynam będąc po pierwszym odcinku i...  Glitch to liczący dziesięć odcinków serial produkcji południowokoreańskiej. Niestety ani nazwisko reżysera, ani żadnej osoby z obsady nic mi nie mówi i jedyną etykietką, która wygląda znajomo jest Netflix.

Historia skupia się wokół młodej kobiety o imieniu Jihyo. Dziewczyna pracuje w dużej firmie, dobrze zarabia i ma kochającego (?) faceta. Wszystko to jednak nie daje jej szczęścia. Dziewczynę dręczą dziwne wizje... 

Tworząc opis chciałem posiłkować się "gotowcami", bo pierwszy odcinek Glitch nie dał mi wiele materiału do opisania. Główna bohaterka snuje się od sceny do sceny przy akompaniamencie szczebioczącej koleżanki, która powtarza: "łooo... jaka z ciebie szczęściara", a ja zastanawiałem się o co właściwie chodzi. I tu może zrobiłem błąd nie wspominając wcześniej, że serial otworzyło spotkanie młodej dziewczyny z UFO, ale póki co wątek kosmitów został gdzieś w tyle. Twórcy zdecydowali się zbudować dla widzów niewielki świat Jihyo, w którym ta ewidentnie dusi się. Ludzie rozmawiają o małżeństwie i dzieciach co wydaje się kompletnie nie obchodzić głównej bohaterki, ale dla uczciwości niewiele ją interesuje. Już nawet nie chodzi o to, że Jihyo jest antypatyczna, ale ktoś bardzo nie chciał napisać dobrych dialogów, bo wszystko tonie w takiej nijakości i obojętności. Punktem zwrotnym jest dziwaczna wizja ze stereotypowo wyglądającym ufoludkiem, ale "ożywiona" Jihyo wydaje mi się jeszcze gorzej zagrana. 

Żeby nie było, że tylko narzekam to wydaje mi się, że twórcy starali się inspirować dziełami Spielberga (scena z odbiornikiem telewizyjnym). Niestety chęci i inspiracje to za mało, aby mnie przekonać do siebie. Jasne, można się kłócić, że produkcje o kosmosie nie są moją bajką i trochę przesadzam, ale to nie zmienia faktu, że Glitch nie potrafi poprowadzić historii w ciekawy sposób. Przyznam się, że znalezienie tego serialu zajęło mi dłuższą chwilę (ostatecznie złapałem gryzonia ;p) i nie mam ochoty na inwestowanie czasu w kolejne poszukiwania.

Czy polecam serial Meg?

Jeśli nasze gusta różnią się bardzo mocno to jest możliwe, że znajdziesz w tym serialu coś interesującego, ale za nim zabierzesz się za Glitch obejrzyj swoje poprzednie dwie pozycje. Z tej trójki Glitch serial jest najsłabszy.

Ewentualnie co zamiast tego? 

Oczywiście Spielberg. Kontakt, Wielka pustka.

sobota, 29 lipca 2023

Przesolony kurczak

Moja druga podróż w ramach Wakacyjnego wyzwania odbyła się do Korei Południowej i tuż przed spakowaniem bagaży zaryzykuję stwierdzenie, że to będzie udana wycieczka.Południowokoreańskie produkcje zwykle prezentują co najmniej dobry poziom, a oto moje wrażenia z pilotażowego odcinka serialu All of Us Are Dead.

Tytuł i plakat właściwie mówią wszystko. Oczywistym skojarzeniem jest inny film produkcji południowokoreańskiej o zombie, Train to Busan (oryg.Busanhaeng), ale sam plakat przypomina mi School Live! (oryg.Gakkō Gurashi!). W obu chodziło o klasyczny survival z truposzami. I tu przyznam, że byłem zaskoczony, gdy okazało się, że produkcja jest serialem (z jakiegoś powodu wbiłem sobie do łba, że jest to film).

Serial All of Us Are Dead to dwunastoodcinkowa produkcja z 2022 roku. W liceum wybucha epidemia wirusa, który przemienia zainfekowanych w zombie. Uczniowie i nauczyciele zostają zmuszeni do walki o przetrwanie. Proste? No to zaczynajmy...

Serial czerpie garściami inspirację z Train to Busan. Tutaj, tak samo jak w filmie z 2016 roku, poświęcono cały pierwszy akt na budowanie historii i poznawanie sporej grupy głównych bohaterów. Umarlaki są zwinne, szybkie i krwiożercze. Mam wrażenie, że nawet scena z zainfekowaną pielęgniarką jest tworzona na modłę tej z konduktorem. Nie są to wady produkcji, ale z pewnością detale, które zauważy osoba mająca styczność z Zombie express

Najbardziej w tym serialu podoba mi się strona wizualna. Już pierwsza scena mimo sporej dozy brutalności była bardzo klimatyczna i totalnie przyciągnęła moją uwagę. Twórcy wykazują ogromne wyczucie czasu i nawet jeśli mam świadomość tego co za moment się wydarzy to daję się "złapać" i czekam, aż zombiak wyskoczy. Żywe trupy prezentują się fajnie, chociaż nie są szczególnie oryginalne czy przerażające. Pochwalić należy efekty gore, wśród których moim absolutnym faworytem była scena, w której pielęgniarka pożera twarz jednego z uczniów.

Jeśli chodzi o bohaterów to nie pamiętam ich imion, ale każdy wzbudził moją sympatię, a jeśli nie, to przynajmniej zaciekawił mnie swoim wątkiem. I to było fajne, że każda osoba z wielkiej grupy ma jakąś historię i nie czułem się nawet zirytowany wątkiem miłosnym (czworokąt, w którym każdy kocha kogoś innego bez wzajemności ;p). Obok pozytywnych bohaterów są jeszcze czarne charaktery. I kurde, nie wiem, ale w produkcjach azjatyckich nie potrafią pisać ról antagonistów tak, aby byli wiarygodni. Zamiast tego dostajemy przedramatyzowanych łobuzów. O ile mogę liczyć, że nauczyciel biologii okaże się jakimś antybohaterem tak uczniowie, którzy znęcają się nad kolegami są po prostu wycięci z szablonu.

 Z takich rzeczy, które nie miały większego znaczenia warto wspomnieć o symbolach religijnych, które wystrzeliły znikąd (neonowy krzyż, buddyjski znak miłości, biblia).


Czy polecam serial Meg?

Tak. Serial ma dobre tempo i ciekawych ciekawie zapowiadających się bohaterów. Jeśli ten serial utrzymuje poziom to jest warty obejrzenia w całości. 


Ewentualnie co do tego? 

A jak się spodoba to warto sprawdzić Train to Busan.

niedziela, 16 lipca 2023

Porozmawiajmy o telenowelach

To nie jest żaden "świeży" temat. Nie było tak, że dzisiaj rano się obudziłem i postanowiłem wrzucić post o telenowelach. Ten pomysł kołatał się w mojej głowie od bardzo dawna, ale jakoś nie miałem ochoty i konceptu. Niespodzianka, bo konceptu brakuje nadal. Dzisiaj chciałbym przedstawić wam listę moich ulubionych brazylijskich, meksykańskich i argentyńskich seriali. Dla jakiegoś porządku w tytułach telenowel będę podawał również linki do czołówek.

Wydaje mi się, że taki prawdziwy renesans telenowel przypadł na końcówkę lat 90-tych, gdy każdy z głównych kanałów telewizyjnych miał przynajmniej jeden serial latynoamerykański w swojej ramówce. Telenowele były poniekąd "orientalnymi" wersjami seriali takich jak Dynastia i Moda na sukces. Główna bohaterka była usposobieniem dobra, pojawiał się bogaty i przystojny facet, wredna sucza, a wokół często snuła się tajemnica sprzed lat. Trochę jak Kopciuszek lub Śnieżka. Nie da się ukryć, że były to dość tanie i przedramatyzowane spektakle, w których dobro tryumfuje, a zło zawsze ponosi surową karę. Taki... Harlequin w około stu rozdziałach.

 

Zła siostra bliźniaczka

Uważam, że prawdziwym uderzeniem był serial Paulina (oryg.La Usurpadora). Opowiadał historię dwóch sióstr bliźniaczek rozdzielonych w dzieciństwie. Paulina była dobra i skromna, wychowana przez babkę w biedzie i szacunku do pracy. Z kolei Paula była bezwzględną żoną bogacza, która bez zastanowienia niszczyła wszystko i wszystkich wokół siebie. Podobało mi się, że i tak zarysowane grubą krechą charaktery kobiet dodatkowo podkreślano przez ich ubiór: Paulina oczywiście chadzała w bieli, zaś Paula w czerwieni. W rolę obu wcieliła się Gabriela Spanic, która została heroiną dla wielu dziewczyn. Pamiętam, że moja kuzynka poszła do fryzjera i poprosiła o fryzurę "na Paulinę" :) Serial był kiepski, ale zyskał miano kultowego i chyba obok Esmeraldy oraz Zbuntowanego anioła jest jedną z najczęściej przywoływanych w pamięci widzów telenowelą.

 

 Tleniony, Staruszek i Żyrafa

Wiele telenowel odpychało tanią otoczką. W serialu Rosalinda umierająca kobieta wyznaje mężowi, że jedna z ich córek została w tajemnicy przed nim "adoptowana", a facetowi zaczyna z tego powodu odwalać. W Porywach serca bohaterka w odwecie za zdradę narzeczonego postanawia wziąć ślub z dziadem, którego nienawidzi. Tanią otoczkę posiadał również Zbuntowany anioł (oryg.Cambio Dolor), ale w przeciwieństwie do wielu klasycznych telenowel argentyńska produkcja wybijała się humorem. Główna bohaterka, Milagros, stała w opozycji do płaczliwych i dobrych dziewcząt. Wychowanka domu dziecka nie rozumiała różnic klasowych pomiędzy dobrodusznymi służącymi i wyrachowanymi pracodawcami. Gdy ktoś ją wkurzał mówiła o tym otwarcie, a zamiast emanować delikatnością okazywała arogancję i bezczelność. Oczywiście, serial był tandetny, ale mimo wszystko oglądało go się dla głównej bohaterki. Natalia Oreiro zyskała dzięki niemu ogromną popularność.

 

Brzydkie kaczątko

Nie tylko Milagros łamała stereotyp pięknej i nieskazitelnej kukły czekającej na księcia z bajki, bo była jeszcze Brzydula (oryg.Yo soy Betty, la fea). Betty to młoda, wykształcona kobieta z klasy średniej, która z pewnością zawojowałaby świat, gdyby nie jej wygląd. Świadoma własnych "niedoskonałości" dostaje swoją szansę i rozpoczyna pracę w domu mody. Serial ma wiele stereotypowych, ale przez to zabawnych postaci i tak naprawdę trudno się nudzić. Koniec końców otrzymujemy morał o tym, że piękne stroje i modelki pozujące do zdjęć nie odpowiadają prawdzie, a EcoModa (chyba tak nazywała się ta firma) szyje ubrania dla prawdziwych kobiet. Brzydula doczekała się mnóstwa zagranicznych rebotów, a w tym także polskiego Brzydula i strasznie denerwowało mnie to, że nasza rodzina Ula była ładna i większość serialu na siłę wmawiano widzowi, że jest inaczej. 


Być jak Rubi

Chyba rzadko się zdarza, aby w Polsce telenowela była bardziej znana z oryginalnego tytułu niż naszego tłumaczenia, ale tak było z Ceną marzeń (oryg.Rubí). Historia była bardzo zwyczajna, gdyby nie tytułowa... heroina. Rubi wzbudzała ogromne emocje. Pierwszy raz meksykański tasiemiec przedstawiał historię z perspektywy czarnego charakteru. Główna bohaterka wywodziła się z klasy robotniczej czego bardzo się wstydziła.Za wszelką cenę usiłowała zdobyć pieniądze i luksu. Gdy na drodze pojawiło się dwóch mężczyzn Rubi musi dokonać wyboru pomiędzy prawdziwą miłością, a bogactwem. I oczywiście wybiera to drugie. Mimo wielu szans na zmianę Rubi ślepo podąża za marzeniami o bogactwie i ma gdzieś ile osób po drodze zrani swoim zachowaniem. Fajna odmiana po tuzinach dobrych, pracowitych dziewojach.

 

A wy macie jakieś ulubione telenowele? 

czwartek, 13 lipca 2023

Tu nic nie ma sensu, Erin...

Pierwszy etap wyzwania i pierwsza podróż w nieznane zabrała mnie do Północnej Islandii do malowniczej miejscowości Londonderry. A oto moje wrażenia z pierwszego odcinak serialu Derry Girls.

Plakat serialu skojarzył mi się poniekąd z filmem Wild Child. Poniekąd, bo jest zupełnie inny, ale gdzieś między wierszami widziałem serial o grupie zbuntowanych nastolatek, do których prawdopodobnie dołącza nowa koleżanka z wielkiego miasta i tak jak Emma Roberts przeżywa pewien kulturowy szok. Postanowiłem nie czytać streszczenia fabuły przed seansem, a więc moje wyobrażenia pozostawały na chwilę jedynym pewnym i nieomylnym źródłem na temat Derry Girls.

Sitcom powstał w 2018 roku dla telewizji Channel 4 i doczekał się trzech sezonów. Za stworzenie Derry Girls odpowiedzialna jest Lisa McGee, która inspirowała się własną młodością w miasteczku Derry.

Lata 90-te. Dla Północnej Irlandii jest to czas konfliktów politycznych, które mają stanowić tło dla perypetii Erin i jej koleżanek uczących się w żeńskiej szkole prowadzonej prze siostry zakonne.

Bohaterek jest pięć i w sumie to tyle mogę o nich powiedzieć. Narratorką historii jest Erin, ale najbardziej wyróżniającą się z grupy jest głośna Michelle, która przypominała mi nieco Nikki Pollard. Pozostałe trzy postacie nie wyróżniają się kompletnie niczym pozytywnym.

Głównym atutem sitcomu powinien być humor, a ten napędzają postaci i dialogi. Derry Girls bardzo balansują pomiędzy byciem zabawnym, a byciem kiczowatym. Część postaci i droga jaką obrali nimi scenarzyści wydaje się być dobra. Fantastyczna była scena w autobusie, gdzie Michelle usiłowała wymusić na pierwszoklasistce miejsce, a później jej niepewna rozmowa ze szkolnym lizodupem. Te momenty działały i czułem, że oglądam czarną komedię. Niestety po drugiej stronie były momenty z głodówką czy brakiem ubikacji koedukacyjnej.

Jak pozłości jedna z ostatnich scen (bez spoilerów chodzi mi o zakonnicę w kozie) zdawała się nadawać jakiś rytm historii, ale zamiast zakończyć odcinek dramatycznym wejściem dyrektorki do klasy dostajemy jeszcze gabinet dyrektorki i kolejno pojawiających się na scenie rodziców. Robi się chaotycznie i jak stwierdziła Erin "tu nic nie ma sensu" co jest dobrym podsumowaniem.  

Nie chcę być zbyt surowy dla Derry Girls. Niekiedy sitcom potrzebuje czasu, aby opowiedzieć swój dowcip. Bohaterowie muszą otrzymać własne wątki, aby widz mógł ich polubić lub znienawidzić. Jeden odcinek to za mało na wystawienie rzetelnej opinii, no, ale...


Czy polecam serial Meg? 

To skomplikowane. Z jednej strony czuję, że tło serialu może przypaść do gustu Meg, jeśli tylko stanie się ono bardziej wyraziste. W innym wypadkun jest to po prostu historia, którą można podłożyć pod jakiekolwiek zdarzenia. Z drugiej są główne bohaterki, humor i akcja, które wydają się być dalekie od wszystkiego co do tej pory polecała (a przy tym dobrze się bawiła) mi Meg. 


 Ewentualnie co zamiast tego?

To właśnie Anglia stanowiła znacznie ciekawszą tragikomedię, a jeśli chodzi o Emmę Roberts i spółkę to kryminał 4...3...2...1.

sobota, 1 lipca 2023

Wakacyjne wyzwanie: Podróż w nieznane

Nie wiem czy mogę nazwać siebie fanem, ale  pewnością jestem zainteresowany każdą, kolejną edycją Survivor i Big Brothera. Nie chcąc pozostawać monotonnymi reality show często dodają do zasad ogólnych nowe twisty, które urozmaicają grę i tym "urozmaiceniem" dla nas w tegorocznym Wakacyjnym wyzwaniu jes twist autorstwa Meg. Podróż w nieznane w naszym wykonaniu jest poleceniem drugiej osobie czegoś czego sami nie znamy. Jeśli wcześniej mogliśmy zaproponować coś co nam się podobało lub istniał cień szans, że polubi to osoba przyjmująca wyzwanie tak w tym roku może zakończyć się to różnie. Wręczamy sobie bilety i trzymamy kciuki, aby wyzwanie nie zakończyło się katastrofą, bo podróżować trzeba bezpiecznie. Powodzenia!

I chociaż jeszcze do tego daleko to wspólnie z Planeta Kapeluszy myślimy, aby trochę zaktualizować zasady kolejnych wyzwań (chodzi o seriale, ale może wpadną jeszcze jakieś propozycje).


Zasady:

1. W trakcie zabawy wybieramy filmy/seriale/książki/inne dzieła kultury, z którymi musi się zapoznać drugi uczestnik wyzwania. Ma on dwa tygodnie czasu na "zrecenzowanie" poleconego dzieła na własnym blogu. 

2. Wybrane propozycje muszą luźno nawiązywać do haseł. W tym roku hasłami są kierunki świata.

3. Kolejność haseł jest dowolna.

4. Jeśli chodzi o seriale to musi to być pilot serialu. Dopuszcza się wybór odcinka "ze środka", jeśli odcinek stanowi odrębną całość, jest fillerem, nie jest kontynuacją wątku z poprzedniego odcinka.


Teksty
Kierunek świata
Oskar Gilbert Meg
Północ
Derry Girls

Południe

Ostatni Serb w
 Chorwacji
Wschód

Zachód


Przewidywany czas zakończenia wyzwania 26.08.2023.

sobota, 15 kwietnia 2023

Niedocenione czarne charaktey z kreskówek

Pojawia się złowieszczy śmiech. Taki, niby nieironiczny, ale jednak z komediowym wydźwiękiem. Jak można nie sympatyzować z czarnym charakterem, który w tym swoim sposobie bycia, aż pluje nam w mordę swoją kliszą? Gdyby nie "ten zły", bohaterowie byliby bezrobotni. Prawda? Nie wiem, czy prawda. Zawsze mogliby w końcu pojawiać się w filmach edukacyjnych i to z takich, z których screenów robi się memy.

W czarnych charakterach należy docenić kilka aspektów decydujących o ich wyjątkowości. Dzisiaj chciałbym przedstawić wam kilka, moim zdaniem, niedocenionych czarnych charakterów z animacji. Dlaczego z animacji? Bo tak mi się podoba. I koniec. Nie jest to żadna lista, raczej wywód.

 

 Gdzie zachodzi konflikt czyli Krzesło w stylu Chip

 Kleszcz będąca poniekąd autoparodią  w każdym odcinku serwował interesujący czarny charakter. Cholernie żałowałem, że byli to często bohaterowie jednej przygody. I wymienić kilku to tak jak znieważyć całą resztę barwnych postaci: Mógowiec, Piekarz, El Seed (tu miałem wielkie wątpliwości o kim chcę mówić, bo poniekąd kocham tę biedną drobinkę) oraz Krzesło w stylu Chippendale. Bogaty przestępca, który zamiast twarzy... głowy... miał krzesło. Konflikt jaki zachodzi pomiędzy nim, a tytułowym bohaterem rozbija się o megalomanię i kompleksy związane z wyglądem. Chip organizuje imprezę podczas, której ma zamiar uwiecznić własne imię Księżycu tak, aby było ono widoczne z Ziemi. Finalnie jego plany krzyżują Kleszcz, Artur i Amerykańska Pokojówka. Chip zostaje aresztowany. Wyprowadzany przez policjantów w kajdankach ostatni ra może spojrzeć na księżyc i litery "CHA", które będą tam widniały do końca serii przypominając widzom o konflikcie pomiędzy dobrem, a złem.

 

Hoordak ukryty za stertą oczywistych antagonistów


Serial He Man i Władcy Wszechświata doskonale balansował każdy możliwy element świata fantastycznego. Nic więc dziwnego, że na fali jego popularności powstała She Ra: księżniczka mocy. Podobnie jak brat bliźniak She Ra otrzymała groteskowego wroga - Hordaka, który wraz ze swoimi wojskami usiłuje stłamsić rebeliantów. Dziwaczna istota poniekąd przypominająca mi mechanicznego wampira w swoich działaniach polega na nauce - robotom, czołgom, komputerom, a także broni stanowiącej część jego ciała. Jasne, sam serial w dużej części jest kopią Władców Wszechświata, a Hordak (pomijając jego koneksje z pierwowzorem) jest stylizowany na Szkieletora. Z całej galerii przerażających wojowników z kościotrupem na czele, Hordak gdzieś nam umyka, a szkoda.


Czego dzieciak nie rozumie to Kapitan Planeta wyjaśni

Niekiedy wraz z wiekiem zmienia się sposób w jaki odbieramy czarny charakter. W sposób magiczny pojawia się "ukryty przekaz". Rozumiem przekaz, a działania przestępcy przestają być wyłącznie "szaleńczym śmiechem" dla samej sztuki. Cały post wspominam o sile groteski i charakterów, które prześmiewają i kopiują prawdziwe zło. I jasne, wiele kreskówek w taki sposób portretuje czarne charaktery, abyśmy nie mogli ich nienawidzić całkowicie. Bo co złego jest w Chipie? Kurwa, niech ma to imię na Księżycu. I... I... I... Nadużywam spójnika. Poruszając się między złem, a groteską warto wspomnieć o najgroźniejszym, w mojej opinii, przeciwniku Kapitana Planety. Każdy z ekoprzestępców przedstawiony w serialu miał swój obszar działania - skażenie wody, niszczenie lasów, choroby, itd. Z nich wszystkich najmniej realny w działaniach jak na standardy dziecka i chyba dlatego najstraszniejszy był dla mnie szczur - Verminous Skumm - Szkodnik. Odziany w granatowy, postrzępiony kombinezon i czerwoną chustę zakrywającą całą głowę skradał się kanałami i atakował znienacka. Jego działania wiązały się z sytuacją sanitarną oraz przestępczością. Władał szczurami, potrafił przemieniać ludzi w istoty sobie podobne (szczuro-ludzi), ale chyba najmocniejszy w całym serialu był odcinek poświęcony uzależnieniu od narkotyków i jeszcze raz, jako dzieciak nie miałem pojęcia o temacie i cały epizod, chociaż upiorny, pozostawił we mnie wiele niezrozumienia dla historii, a sam Skumm był po prostu odpychającym antagonistą - nie tak fajnym jak Doktor Zaraza, Duke, Nuklem, czy pan Knurek. Bardzo niedoceniony. I ciekawostka: Skummowi głosu użyczył Jeff Goldblum.


Ano na koniec

Tak sobie uświadamiam, że wyżej wspomniane seriale posiadają całe zastępy złoczyńców i dla równości wypada wspomnieć o serii z jednym czarnym charakterem, a tak jakoś wyszło, że ostatnio przypomniałem sobie o Bajkowym kinie i "Szopach". Trzy szopy oraz ich przyjaciele zamieszkujący zielony las na codzień musiały użerać się z chciwym Cyrilem Sknerusem. Była to okoliczna szycha i ojciec jednego z głównych bohaterów (nie szopa). Postać myślała o tym jak napchać kieszenie hajsem, nie licząc się z tym, że jego nieuczciwe biznesy mogą zatruć życie sąsiadów. Znakiem rozpoznawalnym Cyrila było cygaro, z którym praktycznie się nie rozstawał. Z jednej strony wręcz komicznie parodiował bezwzględnego przedsiębiorce, a z drugiej nie budził żadnej sympatii. Odpychające było w nim wszystko od wyglądu (zupełnie różnego od spokojnego syna), aż po głos. Samej kreskówki nie polecam, ale myślę, że warto wspomnieć o Sknerusie.


To tyle ode mnie. Ten post wisiał na moim blogu od bardzo dawna i czułem, że muszę wreszcie wypchnąć. Mam jeszcze kilka takich do wypchnięcia i pewnie to uczynię w najbliższym czasie. A waszym zdaniem jaki złoczyńca jest zapomniany i niedoceniony?

niedziela, 15 stycznia 2023

Nowa era

Pamiętam reklamę w telewizji. Dokładnie jeden fragment: trójka dzieciaków chowa się za skałą przed ogromnym, ziejącym ogniem stworem. W roku 2000 debiutuje nowy serial anime na Polsacie i zaczyna się szał na pokemony. Poza serialem telewizyjnym, wychodzą gry, książki, karty, naklejki, kapsle, zabawki... Gdzie nie spojrzysz pojawiają się kieszonkowe potwory. Wszyscy śledzą przygody Asha, Pikachu i reszty ekipy. 

W Polsce szał na Pokemony ucichł gdzieś koło drugiej generacji, gdy anime wyraźnie spowolniło akcję i wszystko zamarło. Na świecie pokemony miały się całkiem dobrze, ba, jakieś dwa miesiące temu swoją premierę miała ich IX generacja. Jednak sama historia Asha - dziesięciolatka  Pallet Town marzącego o ostaniu mistrzem pokemonów - stała się jedynie dodatkiem do promocji gier. Mało interesującym fillerem, a w końcu i żartem dla wielu. Coś się jednak ruszyło w anime po bardzo nudnej sadze Best Wishes. Saga Kalos prezentowała (przez większą część) znacznie wyższy poziom, a w kolejnej generacji dostaliśmy nie repetytywną historię zwieńczoną zdobyciem przez Asha upragnionego tytułu championa. I przyszła seria Journeys, w której Ash musiał zmierzyć się z najlepszymi trenerami z całego świata. I wiecie co? Wygrał. Został najlepszym trenerem na świecie.

Anime dobiegło końca. Historia Asha i Pikachu dobiegła końca. Ostatni, 136 odcinek jest pożegnaniem z bohaterami, na których przygodach wychowały się całe pokolenia. Seria od jakiegoś czasu przygotowywała fanów na zmiany i wreszcie te zmiany nadeszły. W ostatnich scenach widzimy Asha wyruszającego w kolejną, niezwykłą podróż. Staje w progu i spogląda raz jeszcze na pusty pokój. Potem mamy scenki z nowej wyprawy. Dochodzi do ponownego spotkania Asha i Butterfree, którego wypuścił w pierwszym sezonie. Jest to o tyle ważne, że motyl był pierwszym pokemonem, którego złapał bohater. I wreszcie po tylu latach otrzymaliśmy zakończenie tego wątku. 

Potem pojawiły się ogłoszenia. Po serii Journeys otrzymamy jedenastoodcinkowe anime Pocket Monsters: Aim to Be a Pokémon Master będące pożegnaniem z bohaterami (pisząc ten tekst jestem po pierwszym odcinku), a potem ruszy nowa seria z parą nowych protagonistów. O serii wiadomo tyle, że ma ona dziać się w regionie Paldea (IX generacja), a fanbaza oszalała na tle dziewczyny i teorii spiskowych jej dotyczących. 

Myślę, że dobrze się stało. Pomimo nostalgii wywołanej odejściem Asha i Pikachu fani powinni cieszyć się z jego ogromnego sukcesu i pozwolić mu odejść. Czas będzie płynął dalej, a mistrzostwo zdobyte przez Asha będzie się oddalało w czasie. Z roku zrobią się dwa lata, potem trzy, wejdzie kolejna generacja gier, a dla nowych pokoleń pokemony będą utożsamiały się z Riko i Roy'em.

 

Twórcy mają od teraz mogą zrobić co chcą, a wiem, że mogą wiele, bo od lat udowadniają to poprzez krótkie spin offy (uwielbiane przez fanów). Seria o pokemonach dzięki takiemu restartowi może zyskać na świeżości, a przy tym obrać dowolny kierunek. Poza tym cieszę się, że główną bohaterką zostanie dziewczyna. Niby trenerki zawsze były obecne w świecie pokemonów to od zawsze miałem wrażenie, że są one z boku. 

Będę oglądał nowe anime.

poniedziałek, 9 stycznia 2023

Zachwyciło w 2022

Po dramatycznym, wielkim NIC wypadałoby jeszcze wspomnieć o rzeczach, które zachwyciły mnie w minionym roku. Nie było może tego jakoś wiele... I tu mały offtop - wracając do pisania na blogu nie chciałbym wymuszać z siebie jakichś długich postów i sprawdzać ich po kilka razy, a po prostu cieszyć się tym i pisać od "tak sobie". Wspominam o tym, bo listy rzeczy, które zachwycały mnie w ubiegłych latach tu i tu były dłuższe, ale myślę, że ta jest również ciekawa i różnorodna.

Po długim czasie udało mi się wrócić do czytania mang. Nie zaczynałem roku 2022 ambitnie, bo padło na na The Walking Cat oraz Dorohedoro, ale dzięki nim sięgnąłem po tytuł, który znajdował się w mojej biblioteczce od dłuższego czasu - Pluto Naoki Urasawa będące hołdem/rebotem (tego drugiego słowa używam ostrożnie) dla komiksu Atom Żelaznoręki autorstwa Tezuki. Nie pamiętam kiedy zacząłem czytać Pluto, ale nie skończyłem go przez brak dostępu do kolejnych tomów i skłamałbym mówiąc, że zakończyłem przygodę z komiksem w 2022 roku, bo znowu zabrakło mi jednego tomu do kolekcji. Na szczęście na dniach ma przyjść brakujący tomik i wtedy od razu zabieram się za czytanie. 


 

Gry nigdy nie stanowiły mojej ulubionej formy rozrywki, ale jednak to one zdominowały mój rok 2022, a to za sprawą Nintendo Switch, ale po kolei. Najpierw zainteresowałem się karcianą Yu-Gi-Oh! I ze wszystkich gier TCG to właśnie karty Yu-Gi-Oh! podobają mi się najbardziej. Kolekcjonuję poszczególne archetypy w klaserach, a przy okazji składam talie. Przy okazji usiłuję uczyć się zasad gry dzięki Duel Masters na konsoli Nintendo Switch. 

Jeśli jesteśmy przy konsoli Nintendo Switch to w do moich ulubionych październiku zadebiutowała IX generacja kieszonkowych stworków. Scarlet i Violet nie należą do moich ulubionych gier z serii. Bardzo nie podobają mi się projekty nowych pokemonów oraz mechanika terra-typów. Za grami przemawiają z kolei fabuła i paradoksy (kto nie pokochał Great Tusk?). Jednak największą zaletą gier jest to, że zacząłem w nie grać z przyjacielem. Pierwszy raz mogę dzielić się tą pasją z kimś innym i to najcenniejsza rzecz jaką udało mi się wyciągnąć ze Scarlet i Violet.

 

Na koniec zostawiłem sobie Dragon Ball Super Card Game. To kolejna TCG, ale tym razem ze świata Akiry Toriyamy. Karcianka zawsze gdzieś tam się pojawiała w moich zainteresowaniach, ale w tym roku postanowiłem poświęcić jej więcej czasu. Kupuję karty, składam talie, poznaję zasady (akurat z wejścia Zenkai nie jestem zadowolony), a Mir przygotowała dla mnie śliczną matę do gry. 


Tyle ode mnie na dziś, cześć.

niedziela, 1 stycznia 2023

Wielkie NIC 2022 roku

Miałem taki zwyczaj, że pierwszego stycznia wstawiałem post o filmach obejrzanych w minionym roku. Potem ta świecka tradycja, gdzieś przepadła, a wraz z nią jakiekolwiek chęci do czegokolwiek (i nie chodzi mi wyłącznie o bloga), bo w wielu kreatywnych aspektach chciałbym coś robić, ale nie wychodzi mi. Brakuje mi na to siły i to nie jest okej. Można od czasu do czasu poobijać się, ale czasem taki stan trwa za długo i zaczyna mnie przerażać, bo marnuję czas na NIC. Chciałbym to zmienić, nie jako jakieś postanowienie noworoczne, czy dlatego, że nagle w cudowny sposób odzyskałem siły. Chciałbym to zrobić dla samego siebie, żeby nie marnować więcej czasu na wielkie NIC.

Wracając do pierwszego zdania. Mam ogromne zaległości filmowe. Zwykle z obejrzanych filmów chwaliłem się wynikiem trzycyfrowym, ale w roku 2022 obejrzałem zaledwie 74 filmy, a przynajmniej na tyle wskazuje mój "łebowy" profil.

Najlepiej ocenioną produkcją było Okno na podwórze. Jestem trochę zaskoczony, że wcześniej nie oglądałem tego filmu. Najbardziej podobały mi się dialogi oraz żywy "obraz" z okna. Nigdy bym nie pomyślał, że podglądanie sąsiadów może być takie emocjonujące, ale jak udowodnił główny bohater jest ciekawe i niebezpieczne. Drugim bardzo wysoko ocenionym przeze mnie filmem było Ale miazga!, o którym wspominałem w jednym z filmów na youtube, a więc nic nowego tutaj nie napiszę. Polecam oba. 


Najlepszą premierą roku 2022 był dla mnie Hellraiser. Seria, która latami szukała sposobu na stworzenie dobrego filmu, stworzyła go, poprzez odcięcie się od historii i wyjście z nowym pomysłem. Brutalny, mroczny, ciekawie opowiedziany.

 

Szczęśliwego Nowego Roku! I cześć, wkrótce.