niedziela, 9 grudnia 2018

Święte wzgórze i adaptacje Przedwiecznych

czyli dlaczego filmowcy nie biorą się za twórczość H.P. Lovecrafta?

Jestem zdania, że cała ironia polega na na tym, że adaptacje dzieł H.P. Lovecrafta w ogóle nie są nam potrzebne. W 2016 lub rok później Guillermo Del Toro (Labirnyt Fauna, Kształt wody) ogłosił wielkie plany związane z przeniesieniem na ekrany kin mini powieści Lovecrafta, W górach szaleństwa. Reakcja miłośników kina grozy, a zwłaszcza części zaznajomionej z lekturami pisarza była co najmniej entuzjastyczna. Kto mógłby lepiej oddać lovecraftowską brzydotę, fetor i całą grozę kosmiczną od Del Toro? Film miał mieć premierę w 2018 i... nie powstał. Pomysł na ekranizację W górach szaleństwa, spoczął wiecznym snem niczym Cthulhu. Pytanie, dlaczego? 
Lovecraft recenzuje książkę, kadr z filmu Ghostland
Z dziełami samotnika z Providence wiążą się różne problemy. Od scenariuszowych, poprzez rzemieśnicze, aż po działania czysto marketingowe, przez które to nie uświadczamy głośnych premier jak jest to zwykle z królem horroru. Kim był ten cały Lovecraft? Amerykański pisarz o niezwykłej wyobraźni, jeden z czołowych autorów weird fiction, twórca mitologii Cthulhu. Chociaż za życia niedoceniony należycie, po śmierci zdobył rzesze czytelników i kontynuatorów historii o kosmicznej grozie.
Pierwsza rzecz jaka rzuca się w oczy podczas lektury jest mocno archaiczny styl.  I nie jest to wyłacznie spostrzeżenie osoby czytającej jego opowiadania dzisiaj. Lovecraft nawet jak na swoje czasy był trudny w odbiorze. Budował długie zdania, unikał dialogów, wtrącał archaizmy, a także nawiązania do twórczości pisarzy, których on sam uważał za mistrzów.
Lovecraft wykreował w swoich opowiadaniach wyjątkowo ponury świat, gdzie mimo braku dosadnych obrazów przemocy (Nadprzyrodzona groza w literaturze) na wyobraźnię czytelników działały obłęd  i strach przed pierwotnym światem pozbawionym bezpieczeństwa i poczucia jakiegokolwiek komfortu. Każdy opis jest przesycony pięknem grozy;

Do wtóru trzcinowych piszczałek, których echo niosło się nad torfowiskiem, pląsał w milczący i nieziemski sposób rozkołysany, mieszany tłum postaci;
(Księżycowe moczary, H.P. Lovecraft)

Jedynym normalnym, zdrowym kolorem była zieleń trawy i listowia; poza tym wszystko mieniło się roztęczem najobłędniejszych odcieni jakiejś schorzałej barwy pierwotnej; 
(Kolor z innego wszechświata, H.P. Lovecraft)

Wyobrażenie lovcrawtowskiej natury, bez różnicy czy ziemskiej, czy spatrzonej przez zło wymaga ogromnej wrażliwości plastycznej reżysera. To ważne, bo właśnie opisy zamków, przyrody oraz zjawisk nadporzyrodzonych dają "kopa" czytelnikowi. Niestety częstym błędem jaki popełniają twórcy jest złe rozłożenie akcentów. Z jedenj strony ma być groza, a z drugiej mroczne zamczyska, szumiące na wietrze drzewa i wrzosowiska. Utrzymanie kontrastu między klimatycznym horrorem, a piękną scenografią bardzo łatwo zachwiać (Szepty w mroku, Wzgórze Crimson Peak). I tu wydaje mi się, że Guillermo Del Toro na stołku reżyserskim był strzałem w dziesiątkę. Podobnym wyczuciem na literackie dzieła samotnika z Providence wykazywał się John Carpenter, w ogóle W paszczy szaleństwa jest jednym wielkim ukłonem w stronę pisarza. Z tym, że czasy Carpentera przypadają na lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Tak naprawdę wśród dzisiejszych reżyserów nie widzę nazwiska, który stworzyłby dobrą adaptację.
Kult przetrzymuje grupę ludzi, kadr z filmu Pustka
A co ze scenariuszem? Opowiadania Lovecrafta mają podobną do siebie budowę; narrator, a zarazem główny bohater opowiada o mrocznych wydarzeniach z przeszłości, wszystko podpiera rozmyślaniami, dokumentami, listami, wycinkami z gazet, a także mitami zasłyszanymi od miejscowych. Finał stanowi przewrotne wnioski zostawiające czytelników w niepewności. Powracam tu do stylu autora. Aby zrealizować adaptację należałoby napisać scenariusz od podstaw. Rozpisać wszystkie "dowody" na sceny i dialogi, powołać do życia bohaterów, wykreować ich zachowania, relacje. Kim są? Jacy są? Proza Lovecrafta stanowi ogromne wyzwanie dla potencjalnych scenarzystów.
Jeśli przejść przez kilka opowiadań autora zapamiętamy, Cthulhu, Necronomicon oraz miasto Arkham. To stałe motywy jego literatury. Powtarzalność działa na niekorzyść, bo jak różne studia mogłyby sięgać po temat Przedwiecznych? King jest dużo bardziej uniwersalny, a tematyka jego powieści jest dość rozległa: wampiry, wilkołaki, opętania. Ta rozległość sprawia, że po Kinga praktycznie, co roku sięgają kolejni twórcy, a plakaty opatrzone jego nazwiskiem są połową sukcesu. Ekranizacja Lovecrafta jest większym ryzykiem. Nawet jeśli otrzymamy dobry film to brakuje mu reklamy jaką jest King dla swoich ekranizacji.
W paszczy szaleństwa hołduje pisarzowi
Ostatecznie ekranizacje opowiadań H.P. Lovecrafta są wymagające. Potrzeba między innymi  reżysera rozumiejącego pisarza oraz przemyślanego scenariusza, a potem kto wie? Można byłoby stworzyć całe uniwersum mackowatych potworów, ale czy okazałoby się ono sukcesem?  O wiele prościej jest sięgnąć po niskobudżetowy teenage horror, który nawet jeśli nie przyniesie jego twórcom spektakularnego sukcestu to ściągnie do kina widzów i jakoś się obroni. Czy Lovecraft nie mógłby być niskobudżetowym i niewymagającym projektem? Na to pytanie możecie odopowiedzieć sami oglądając krótkometrażowy horror Zew Cthulhu w reżyserii A. Lemana. Polecam. 

1 komentarz:

  1. The Dom kiedyś robił Lost in Adaptation do jednej z ekranizacji Lovecrafta, a konkretnie - "Dagona". Zwrócił przy tym uwagę na to, że Lovecraft umiał fantastycznie opisywać uczucie grozy bohaterów na widok potworów, których sam widok przyprawia o obłęd. Rzecz w tym, że takie rzeczy dobrze wyglądają na papierze, ale czy myślisz, że CGI jest na tak wysokim poziomie, aby mogła oddać te wszystkie opisy doprowadzających do szaleństwa samym wyglądem stworów?

    OdpowiedzUsuń