niedziela, 23 kwietnia 2017

czwartek, 13 kwietnia 2017

O kulturze prywatności w reality show. Prawo mówienia o sobie

Długo zastanawiałem się nad właściwym tytułem postu, bo o czym właściwie chcę pisać i dlaczego? Kiedyś był taki program There's Something About Miriam (Wszystko o Miriam). Reality show budziło spore zastrzeżenia ze względu na tytułową bohaterkę będącą osobą transseksualną. Program okazał się pretekstem do debaty na temat tego, co telewizja może. Czy można mówić głośno o czyimś życiu? Zaznaczam, życiu niecodziennym i budzącym duże kontrowersje? Miriam zgodziła się pokazać swoje życie, uświadomić nas, że osoby takie jak ona są w społeczeństwie i jak każdy z nas szukają przyjaźni, miłości i akceptacji, ale co gdy tej zgody nie ma? I tu przechodzę do sprawy, która wywoła... prawdopodobnie już wywołuje sporo kontrowersji.
Najnowszy odcinek Survivor: Game Changers (s34e07; What Happened on Exile, Stays on Exile) przejdzie do historii programu. To pewne. Na przestrzeni siedemnastu lat trwania reality show zdarzały się mniejsze i większe skandale, które przesuwały granicę "bestialstwa socjalnego" o kolejne cale od komfortu do dyskomfortu. I tu przyszedł czas na odcinek opisany:

"Emotions run high when the game begins to take a toll on one tribe"

Oczywiście odcinek nie był wyczekiwany w niewiedzy, bo już przed sezonem pojawiły się plotki i w końcu przyszedł czas na ich potwierdzenie.
Siedmiu zawodników pojawiło się na radzie plemienia. Głosowanie miało przebiec sprawnie, sześć do jednego. Varner (osoba znajdująca się na straconej pozycji) postanowiła wyjawić pozostałym sekret ich współplemieńca mający świadczyć o jego nieuczciwości. Padają słowa: "Zeke jest osobą transseksualną" i rozpętało się piekło. Uczestnicy zareagowali płaczem, złością i krzykiem. Bez wahania stanęli po stronie kolegi ukrywającego bycie osobą transseksualną. Transgender sam w sobie nie wzbudził szoku. Zeke również nie jest pierwszą osobą transseksualną pojawiającą się w programie reality (wspomniałem o Miriam, a jakiś rok z hakiem w Big Brother wystąpiła Audrey). Różnica między nimi polega na sposobie upublicznienia tej informacji. Decyzja o ujawnieniu tajemnicy została podjęta bez zgody Zeke'a. Opowiedział o niej inny gracz na forum grupy. Dopiero po chwili Varner uświadomił sobie jak krzywdzącą rzecz uczynił. Powiedział to w programie rozrywkowym, nie przed piątką innych graczy i prowadzącym, ale także całym światem. Poinformował o tym ludzi, którzy znają Zeke'a, przyjaźnią się z nim, pracują, ale być może nie mają pojęcia o tym, że przeszedł on operację zmiany płci.
Nuku; Andrea, Ozzy, Tai, Varner, Sarah, Zeke i Debbie
A co z samym Zeke'em? Przyjął to bardzo spokojnie, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Tłumaczył, że chce być postrzegany jak każdy inny rozbitek, a nie jako osoba transseksualna. I ma sporo racji, że być może gdzieś tam jest jakiś fan Survivor, który również zmaga się z takimi problemami i jego przymusowy "outcoming" pomoże komuś. Nie zgodzę się z Jeffem Probstem podsumowującym radę plemienia jako piękną, chociaż może taka była  ze względu na słupki oglądalności i producentów. Mi wydała się interesująca, nieco przykra i refleksyjna, ale z pewnością nie nazwałbym jej piękną. Cóż.. Prowadzący program po raz kolejny może się pochwalić jedyną w swoim rodzaju radą plemienia. Tym bardziej, że nie do końca wierzę w samodzielne działanie Varnera.
Pozostaje pytanie o komfort uczestników. Czy chcąc bawić się, zarobić pieniądze lub przeżyć coś niezwykłego muszą liczyć się z całkowitym odkryciem się przed kamerami? Kilka sezonów wcześniej Shirin (Survivor: Worlds Apart) została sprowokowana do opowiedzenia przykrej historii rodzinnej, teraz inny zawodnik musiał przyznać się do zmiany płci. Szczerość wobec producentów to jedno, ale wyjawienie czasem wstydliwych rzeczy przed całym światem to zupełnie inna para butów. Reality show to trochę taka wizyta u psychiatry. Przychodzisz z problemem i nie ma opcji, aby go przemilczeć, a czy go rozwiążesz? Zależy tylko od ciebie.

niedziela, 2 kwietnia 2017

Jak nie napisać powieści. O moim romansie z Chmielewską

,,Nie marzyłam ani o karierze gwiazdy filmowej, ani o mariażu z księciem z bajki. Nie, nic z tych rzeczy. Marzyłam o napisaniu książki" -  zwierza się czytelnikom we wstępie swojej książki Joanna Chmielewska.
Kto by pomyślał, że pewnego dnia zakocham się w babskich kryminałach? Ano miłość zaczęła się gwałtownie, znienacka, spadła jak piorun z nieba, poraziła, odebrała rozum i utrzymuje się do dzisiaj. Czasem zdarzają nam się kłótnie i rozstania, ale zwykle niegroźne i są wywołane nowszymi książkami Joanny. Tu trzeba zaznaczyć, że w nowszych kryminałach ciężko doszukać się szalonej farsy, która towarzyszy Lesiowi czy Krokodylowi z krainy Karoliny. Mimo wszystko... miłości można wybaczyć wiele.
Wcześniej użyłem epitetu "babski", a nie wziął się znikąd, bo powieści Chmielewskiej są oznaczane jako literatura kobieca. Zdarzyła mi się nawet sytuacja, gdzie pani w księgarni zapytała się (przy okazji kupna Zbrodni w efekcie), czy książka jest dla mnie, bo rzadko spotyka mężczyzn czytających Chmielewską. Odparłem, że tak i już kilka przeczytałem. Czym jest, do cholery, literatura kobieca? Żądam równouprawnienia i literatury męskiej! Zresztą, książki o Joannie to przede wszystkim dobra rozrywka, ale chyba odchodzę od właściwego tematu. Pozwolę sobie wrócić do mojego wyobrażenia kryminału - mrocznej historii, pełnej trupów, narkotyków, porwań i bohaterów zmagających się z przeszłością. Dążę do tego, że zawsze wydawało mi się, że jak kryminał to Jo Nesbø, ale okazuje się, że nie musi być za poważnie...
Moja przygoda z Joanną rozpoczęła się od filmu poleconego przez znajomą, Lekarstwo na miłość, będącego adaptacją jej debiutanckiej powieści Klin i jako ciekawostkę przyznam, że mam ją jeszcze przed sobą (hamuje mnie opinia kolegi, który określił powieść jako przereklamowaną).
Pierwszym kryminałem Chmielewskiej była Duża polka. Akcja dzieje się w Krynicy Morskiej, do której na prośbę znajomego przyjeżdża główna bohaterka. Bodzio wplątał się w aferę przemytniczą i liczy na pomoc Joanny. Jakby mało tego było na plaży odnalezione zostają zwłoki mężczyzny, z którym kiedyś... coś... łączyło bohaterkę. Aśka rozpoczyna dwa śledztwa, a wkrótce okazuje się, że sprawy mają ze sobą sporo wspólnego.
Duża polka to przyjemna kombinacja (w rozsądnej dawce) wszystkiego za co cenię sobie twórczość autorki. Przede wszystkim jest intryga. Kiedyś Chmielewska w wywiadzie powiedziała, że w kryminale najważniejsza jest nieprzerwana akcja. Cały czas coś musi się dziać i to reprezentują jej książki.Motanina i mieszanina fabularna jest na porządku dziennym. Niby istnieje niebezpieczeństwo, ale nie jest ono traktowane zupełnie serio. Czytając nie masz obaw o życie bohaterów. Nawet w Wszystko czerwone, gdzie trup tak jakby ściele się gęsto nie boisz się o Alicję. Wiesz, że autorka nie da skrzywdzić lubionej postaci. Humor nadają bohaterowie i dialogi. Postaci są tak szalone, czasem głupie, że nie można nie czuć do nich sympatii. Bo jak nie uśmiechnąć się na myśl obrabowania pociągu z pomocą fałszywej bomby zegarowej lub napychania kiełbasy tajnymi wiadomościami? Dialogi to perełki, Chmielewska uwielbia bawić językiem - niedopowiedzenia, niewłaściwie zadawane pytania, dziwne nazwiska - wszystko to służy komedii. I na koniec warto też wspomnieć o samej autorce i bohaterce wielu powieści. Joanna prezentuje się jako osoba energiczna, z ogromnym dystansem do własnej osoby i świata. Przy tym jest odważna, chętnie pakuje się w nowe tarapaty, ale i zakochuje się w nieodpowiednich mężczyznach. Niejednokrotnie nazywa siebie idiotką, a swoimi oryginalnymi spostrzeżeniami wywołuje uśmiech na twarzy.
Co tu dużo pisać? Uwielbiam czytać powieści Chmielewskiej.

Fotografia:
www.culture.pl