wtorek, 17 czerwca 2014

Złośliwość rzeczy martwych

Chyba każdy doświadcza czasem tak zwanej "złośliwości rzeczy martwych". W momencie, gdy potrzebujesz skorzystać z jakiegoś gadżetu, a ten z jakiegoś powodu wypina się na ciebie czterema literami, mówisz o złośliwości rzeczy martwych. Ostatnio przytrafiła mi się taka sytuacja z telefonem, któryaktu postanowił zastrajkować i zawiesić się na kilka chwil. Oczywiście, w momencie, w którym miałem do wykonania ważny telefon. Zauważyłem, że w takich sytuacjach często nie obwinia się usterek, a tłumaczy się je poprzez pecha, już Robert Górski stwierdził, że jak jest człowiek pechowcem to i "palec w dupie może złamać", lub tak zwaną "złośliwość rzeczy martwych". Swoją drogą, czy ta złośliwość jest tylko powiedzeniem w stylu "odpukać w niemalowane drewno", czy rzeczywistym zjawiskiem jak pogoda.
Żyjemy otoczeni różnymi gadżetami, o których naszym przodkom się nie śniło. Jesteśmy nauczeni, że wszystko działa, bo... bo ma działać i koniec. Dlatego jak już się psuje to z pewnością robi to, bo jest wredne i nam źle życzy.
Znajomy przysłał mi link do utworu na YouTube. Nasze gusta muzyczne różnią się od siebie, dlatego też podszedłem do tego bez wyjątkowego entuzjazmu. Klikam przycisk "Play". Cisza. Gdzie muzyka? Mój głośnik wydał ostatnie tchnienie i to nie przez hiphopowy utwór znajomego. W tym momencie zacząłem szukać jakiejkolwiek możliwości naprawy usterki, bo jak wiadomo nie mogłem przyjąć do wiadomości, że mój stary głośnik po prostu przestał działać. Zawsze istnieje cień szansy, że może coś da się zrobić, coś stuknąć, poprawić, przełożyć. Nic z tego. Sprawdzam, czy kable się nie poluzowały. Wszystko w porządku. Przeżywam szybką żałobę po głośniku i zaczynam myśleć o nowym głośniku. Jest godzina siedemnasta. Zdążę do sklepu. Z bólem serca spoglądam na portfel. Nie uśmiecha mi się kupno nowego głośnika, ale mus to mus. Nie chcąc przeżyć żadnego szoku w sklepie postanawiam przygotować się do zakupu i wcześniej wyguglować ceny głośników. Wpisuję w wyszukiwarkę hasło. I uwaga: zza rogu wyskakuje "złośliwość rzeczy martwych". Do spółki z głośnikiem pada klawiatura. Serio?! Sfrustrowany autor przez chwilę zastanawia się, jak powinien zareagować. Rzucić myszką, aby ona też się popsuła? Zacząć przeklinać na złośliwość rzeczy martwych? Usiąść w kącie i zacząć płakać? Jakimś cudem znalazło się w mojej osobie tyle ogarnięcia, aby sprawdzić kable. Na całe szczęście okazało się, że przy sprawdzaniu głośnika niechcący wyjąłem kabel od klawiatury. Klawiatura działa. To małe pocieszenie w tym smutnym dniu. Zostaje niedziałający głośnik. Przed wyjściem do sklepu spoglądam raz jeszcze w ekran monitora. Niebieski pasek na dole ekranu straszy przeróżnymi ikonami, a wśród nich ta, która zmroziła mi  krew: Głośnik - Wyciszony.
Tak, następnym razem zamiast kląć na złośliwość rzeczy martwych sprawdzę, czy głos w komputerze nie został przeze mnie zwyczajnie wyciszony.