niedziela, 16 czerwca 2019

Rach, ciach, buu!

Czy w horrorze doszło do jakiegoś przełomu? Po tym pytaniu poważnie się strapiłem, bo czy jest coś, o czym nie wiem? Czy coś przespałem? Wyraźnie zaniepokojony zacząłem przeglądać wszystkie dostępne mi mroczne źródła informacji; oryginalne wydanie Necronomicon szalonego Araba Abdula Alhazreda, Filozofię horroru Noël Carroll oraz komentarze głupich ludzi na Facebooku. I nie znalazłem niczego ciekawego. Żadnej informacji mówiącej o przełomie. Wszelakie rewolucje powinny zaczynać się od rzeczy wielkich, a horror jest gatunkiem filmowym, który niekiedy zmusza swoich fanów do lubowania się w nieco mniej wymagającej rozrywce, przymykaniu oka na bzdury i podchodzeniu do fabuły z większym dystansem bez doszukiwania się głębokich prawd. Wtedy dotarło do mnie, że źle się za to zabieram, bo do przełomu dopiero dojdzie.
Pierwszym horrorem jest francuski The Devil Castle z 1896 roku. Wypadałoby stwierdzić, że jest to obraz kształtujący gatunek, ba, istne fundamenty współczesnego horroru. Niestety nie... Owszem, diabelski zamek posiada elementy horroru, ale w żaden sposób nie sprawia, że przygody Seleny z Underworld są takie jakie są. Wampiry przez dekady swojej obecności w kinie przeobrażały się w coraz wymyślniejsze istoty, ale na ich wampirycznym tronie bez zmian siedzi Béla Lugosi, który prawie sto lat temu wcielił się w postać hrabiego Draculi (1931) na zawsze stając się ikoną księcia z Transylwanii.A wracając do The Devil Castle; film Georgesa Mélièsa był obrazem korzystającym z motywów fantastycznych; wcześniej była literatura, a Rezydencja diabła była wyłącznie pielwszym filmem, a nie przełomem.

Kadr z filmu Dziedzictwo. Hereditary

We współczesnym kinie grozy mamy kilka powielanych trendów. Są klony Obecności Jamesa Wana, w których na tle opętania toczy się walka demonicznej postaci o krzywej mordzie i dzielnych księży świgających krucyfiksami. Są stare, dobre teen horrory z zamaskowanym mordercą. Niestety ostatnio przeżywają one swoją bessę i nawet dobry Park Grozy nie potrafi przekonać widzów do krwawej jatki. To może tylko oznaczać, że odeszliśmy na dobre od krwawej łaźni lat 80-tych na rzecz bardziej wysublimowanych gustów. I tu wpadamy na kolejną grupę horrorów, obrazy ambitne, niekiedy bawiące się samą konwencją grozy jak Dom w głębi lasu lub uderzające o nieco trudniejsze tematycznie, reprezentowane przez Dziedzictwo. Hereditary. Nie zawsze może chodzić o treść. W kinie, ogółem, najgorszy może być przerost formy nad treścią. Andres Muschietti reżyserując nową wersję powieści Stephena Kinga To w doskonały sposób zbalansował wszystkie elementy, które tak bardzo kochamy w kinie grozy; dramat, strach, historię, sympatycznych bohaterów oraz od strony technicznej; wizualny majstersztyk z bardzo dobrą grą aktorską młodych. Pytanie, czy jest to horror, który jest przełomowy? Ano, nie. Wydaje mi się, że obraz Muschietti'ego zrobił coś więcej dla kina, czy też adaptacji powieści Kinga, które w latach dziewięćdziesiątych były produkowane taśmowo. Film o morderczym klaunie podniósł poprzeczkę. I mając w pamięci trailer, kolejnej adaptacji powieści Kinga, Smętarz dla zwierzaków, uważam, że wyzwanie zostało podjęte.
Przy okazji pięknej pracy kamery przypomniałem sobie o filmie Tobe Hoopera. Teksańska masakra piłą mechaniczną z 1974 roku doczekała się trzech sequeli, dwóch remake'ów oraz rebotów (?). Historia opowiadała o kolesiu z piłą mechaniczną w Teksasie. W zasadzie tytuł zdradza całą fabułę. Obraz Hoopera zyskał miano kultowej produkcji. Status dzieła sprawił, że stała się tematem wielu prac naukowych, a dreszczyku dodawał fakt, że inspiracją do powstania skórzanej twarzy była postać seryjnego mordercy z Eda Geina. Teksańska masakra piłą mechaniczną jest obrazem brutalnym; przeplatającym dziwactwo, rozpacz i ból, ale jest też filmem z pięknymi zdjęciami. Hooper ze swoją załogą stworzył niepowtarzalny klimat, który brał się z brutalnego realizmu i dla przykładu scena uczty kanibali była kręcona kilkanaście godzin w małym, dusznym pomieszczeniu. Realizm w detalach, pięknej oprawie sprawił, że Teksańska Masakra Piłłą Mechaniczną należy do kultowych.

Świetna praca kamery w TCM

Przekraczanie granic w horrorze jest nie tylko wyzwaniem, ale i koniecznością, jeśli posiada się ambicje do stworzenia obrazu ponadczasowego. Szokowanie odbiorcy oznacza utrzymanie się w pamięci, a więc i nieśmiertelność. Co roku powstają setki horrorów; docierają do nas te kinowe, dobrze przyjęte na festiwalach i przez recenzentów, VHS oraz produkcje półamatorskie często spadają poza granice naszej ciekawości. Innymi słowy, jeśli nie przekraczają granic, są skazane na zapomnienie. Nie. Nie każdy film grozy, który trafia do masowej świadomości przekracza granice. Przeciętny odbiorca jest leniwy; lubi, gdy ktoś poda mu wszytko na srebrnej tacy. I tu zaciesz mają ogromne studia filmowe, bo stać je na podawanie do stołu popkulturalnego swoich pozycji z menu.
Obrotowa głowa Regan zapewniła nieśmiertelność W. Fredkinowi, który w 1973 roku wyreżyserował Egzorcystę. Odpowiedzialny za efekty specjalne Rick Baker był zaskoczony, że jego "numer z głową" zrobił aż takie wrażenie na widzach. Egzorcysta zyskał miano kultowego dzięki bezkompromisowemu podejściu do tematu. Mamy diabła, mamy księdza, który walczy z własnymi demonami oraz opętaną dziewczynkę. Film kolejno odkrywał naszą besilność wobec zła. Czy to właśnie sprawia, że film jest przełomowym dziełem dla gatunku? Nie chodzi o fabułę, nie chodzi o tematykę, bo jak różne są od siebie Egzorcysta i Teksańska masakra piłą mechaniczną, łączy je sumienna praca ekip nad finalnym dziełem.