niedziela, 16 października 2022

Under my umbrella, ella, ella...

Niedługo Halloween. Postanowiłem nagrać nowy film na kanał. Dla lepszej żywotności. Mam kilka pomysłów na zbliżające się tygodnie, ale wyjdzie w praniu, czy dam radę zrezalizować wszystkie... część z nich... no chociaż jeden.



niedziela, 18 września 2022

Wakacyjne wyzwanie - najlepsze propozycje [rok po roku]

Kalendarzowe lato kończy się dwudziestego któregoś września. Studenci rozpoczynają "rok szkolny" w październiku. Moim marzeniem było, aby Wakacyjne wyzwanie przeciągnęło się kiedyś na wrzesień i otrzymało jakieś jesienne hasełko. Dlatego też zdecydowałem się na temat podsumowujący siedem edycji wyzwania zrobić właśnie we wrześniu. 



Wakacyjne wyzwanie polega polecaniu różnych tworów kultury (filmów, seriali, książek), które w luźny sposób nawiązują do wcześniej przygotowanych haseł związanych z latem. Tłumacząc zasady czuję się wręcz idiotycznie, bo chyba każdy kto zna mnie lub Meg kojarzy nasz mały projekt. Jako ciekawostkę dodam, że pomysł na wyzwanie był inspirowany programem "Śpiewające fortepiany"i rundą, która polegała na skojarzeniach piosenek z obrazkami. Dzisiaj chciałbym przedstawić najciekawsze propozycje Wakacyjnego Wyzwania. Nie będzie to żadna topka, a zwyczajnie temat ze wspomnieniami tego, co było najlepsze.

Wakacyjne wyzwanie zadebiutowało na blogu moim i Meg w 2015 roku i miało być potraktowane jak zapchajdziura na okres wakacyjny. Do hasła podróż otrzymałem Balladę o Daltonach - film animowany z lat 70-tych, w którym na pierwszy plan wychodzili antagoniści Lucky Luke'a. To było moje pierwsze spotkanie z postacią kowboja Morrisa i nie byłem rozczarowany. Tu należy docenić klimat animacji - spokojną akcję i humor. 

W drugiej edycji Wakacyjnego wyzwania towarzyszyła mi Preity, która poleciła mi książkę "Bezsenność w Tokio" M.Bruczkowskiego. I woah, co to była za lektura! Wraz z autorem poznawałem Japończyków oraz ich stolicę, ale nie czułem, że czytam jakiś przewodnik, ale niesamowitą opowieść o autorze i jego przyjaciołach w "egzotycznym" kraju. Co ciekawe zdarzyło mi się polecać "Bezsenność w Tokio" i osoby, którym ją polecam zawsze są zadowolone.

W trzeciej edycji udział wzięli Tatanka i Zwierz Hienisty. Do dzisiaj żałuję, że nigdy nie udało nam się zorganizować kolejnej edycji w trzy osoby, ale kto wie? Co jeszcze wyróżniło tę edycję - otrzymałem cztery mroczne propozycje. Z nich zdecydowanie najlepiej wspominał polski serial - "Artyści". Niedługo po wyzwaniu pochłonąłem wszystkie osiem odcinków i wcale tego nie żałuję. Zrobiłbym to raz jeszcze. Podobała mi się enigmatyczna atmosfera, gdzieś tam rzeczywistość łączyła się z nutką mistycyzmu. Bardzo lubię ten serial. 

W czwartej edycji do wyzwania powróciła Meg, która będzie mi towarzyszyła w każdej kolejnej edycji. To pierwsza edycja, w której postanowiliśmy dla odmiany zamiast haseł wykorzystać motyw przewodni, którym były miasta. I tu pewna niespodzianka, bo za najlepszą propozycję (teraz, wtedy mógłbym stwierdzić coś innego) uznaję mangę "My Hero Academia". Przede wszystkim za kreskę (projekty postaci podobają mi się szalenie) i myślę, że gdyby była to krótsza historia sięgnąłbym po nią dużo szybciej i chętniej. 

W piątej edycji wpadłem na pomysł z muzyką i letnimi przebojami. Pamiętam, że w trakcie wybierania listy przebojów trwały naprawdę długie i zażarte negocjacje, które ostatecznie musiało rozsądzić forum XD Najlepszą propozycją tamtego wyzwania był dla mnie "Amistad" w reżyserii S.Spilberga. To także jeden z ulubionych filmów Meg. Nie mam tu wiele do dodania: dobra obsada, scenariusz, muzyka.


Motywem szóstej edycji zostały blockbustery, czyli wielkie produkcje często puszczane w kinach w okresie letnim. Meg stwierdziła, że skoro była muzyka to teraz mają być filmy. Jakby... nie stawiałem się... za bardzo XD Ta edycja nie podeszła mi za bardzo o miało związek z moją niechęcią do pisania czegokolwiek w tamtym okresie. Najbardziej podobał mi się "Tutenstein". Jest to serial animowany o mumii. 

Tegoroczna, siódma edycja miała motyw nieco luźniejszy, bo zamiast określonych haseł mieliśmy przygotować plan podróży. I chyba właśnie dzięki rozważaniom, która z propozycji była najlepsza w tym roku powstał ten post. O dziwo, podobał mi się "Lucky Luke", chociaż "Star Trek DS9" wydał mi się ciekawszy.  Zdecydowanie nie powiedziałem "Ghost" chociaż obejrzałem cały sezon, ale najlepiej będę wspominał "Kto zje zielone jajka sadzone?". Podonie jak edycję wcześniej za najlepszy uznałem odcinek serialu animowanego, ale w przeciwieństwie do małego faraona, Sam zainteresował mnie swoim charakterem.


Takie moje krótkie wakacyjne podsumowanie. We wrześniu...

A jak chcecie poczytać o wyzwaniu więcej to na pasku znajduje się link do spisu wyzwań.

niedziela, 28 sierpnia 2022

Ghosts UK

Meg cztery miesiące temu: 

dzisiaj nadrobiłam "Duchy" i zdałam sobie sprawę z tego, że Thomas jest bardzo przystojny. A on ma loczki i pumpy.

Finałowe hasło Wakacyjnego wyzwania to nocleg i tu przypadła mi wiekowa posiadłość, bo hotelem to ona jeszcze nie jest. Ma być, podejrzewam, takim z duszą.



Serial Ghosts został wyprodukowany dla BBC One w 2019 roku. Liczy trzy sezony po sześć odcinków każdy. Pobieżnie przejrzałem listę jego twórców i przyznam się, że żadnego z nich nie kojarzę. Dwa lata później serial doczekał się również amerykańskiej wersji, którą Meg zaproponowała mi jako alternatywę. Wybrałem oryginał z racji tego, że bardziej odnajduję się w brytyjskich produkcjach.

Młode małżeństwo dziedziczy ogromny dom, z którego w przyszłości planuje zrobić hotel. Pomysł ten nie podoba się jego obecnym mieszkańcom - duchom, które na przestrzeni wieków umierały w nim stając się częścią miejsca. Żywych należy wypłoszyć. I to w zasadzie streszczenie pierwszego odcinka. 

Zauważyłem, że często rozmyślam o czym jest dany serial lub film nim go jeszcze obejrzę. Szukając porównań w Ghost, chciałem widzieć genialną komedię Co robimy w ukryciu? ze względu na dekoracje oraz zetknięcie postaci z przeszłości z teraźniejszością, której te nie rozumieją. Z kolei pierwsza scena pilotowego odcinka przywiodła mi na myśl niemal od razu Deadbeat i tu chyba chodzi mi o podejście do tematu zaświatów. Dalej rzucały mi się różne skojarzenia głównie z horrorami jak Inni czy Nawiedzony. Jednak nie o skojarzeniach chcę pisać. 

 

Tworzenie tego posta zajęło mi sporo czasu, bo postanowiłem obejrzeć więcej odcinków. Pilot serialu pozostawił we mnie mieszane uczucia i dlatego zdecydowałem się sprawdzić, co Duchy mają do zaoferowania jeszcze. Najbardziej interesowało mnie jak i czy w ogóle pojawią się interakcje żywych z umarłymi. 

Na tym właśnie polega żart w Ghosts: są duchy, mówią coś, a główna bohaterka usiłuje żonglować pomiędzy głupotami wygadywanymi przez martwych, a żywymi. Pytanie, czy ten dowcip jest dla mnie zabawny - nie, nie jest. Zresztą tak samo jak rutynowe wyskakiwanie przez okno lady Button czy próby wystraszenia mieszkańców. Wszystko to brzmiało jak powtórka z AHS: Hotel i to w jeszcze gorszym stylu, niż zafundował R.Murphy. Zwykle nie przeszkadzają mi schematy, ale w tej produkcji męczyły mnie bardzo.

Jeśli chodzi o bohaterów to jest ich wielu. Dwójka żywych oraz cała gromada duchów. Postaciom brakuje charyzmy, czy jakiegoś mocnego ukierunkowania przez co niespecjalnie czekałem, aż się pojawią na ekranie. I zastanawiam się, czy jest to wina ilości, czy jakości, bo zdecydowanie coś tu się nie zgrało. Cała ta zgraja jest głośna, denerwująca i nieśmieszna do tego stopnia, że czułem ogromny dyskomfort w trakcie seansu (najwięcej przysłużył się polityk i jego dziwaczne grymasy podczas prób przesuwania przedmiotów).

Pozytywnie wypadł duch harcerza, ale chyba tylko dlatego, że jako jedyny dostał odcinek o sobie (Harry'ego Hendersona  i wydzierania się do księżyca nie będę liczył, bo to był moment, który mnie złamał ostatecznie) i wyróżniał się wyglądem na tle tej masy. O tym jak irytowało mnie ględzenie duchów nie chcę wspominać.

Aktorsko też nikt mnie nie powalił. Najlepiej wypadł zdecydowanie Jim Howick wcielający się w harcerza, a dalej Lolly Adefope, która potrafiła byc zabawna, a przy tym nienachalna. Miłą niespodzianką był gościnny występ Steve'a Orama (Mroczna pieśń, Turyści). Najgorzej wypadł Kiell Smith-Bynoe grający męża i trochę to szokujące, bo powinien być głównym bohaterem (obok Allison), a jest tłem.

Dla sprawiedliwości ma "jakieś tam momenty" jak oglądanie Przyjaciół i stwierdzenie któregoś z nich: "co jest zabawnego w oglądaniu ludzi na kanapie", czy aktor usiłujący zrobić wrażenie na Alison. Niestety to zdecydowanie za mało, aby mówić o produkcji, która mi się przypadła do gustu.

Serial poległ, bo nie miał aktora, który potrafiłby udźwignąć ciężar historii na swoich barkach. Teoretycznie mogła być to Kitty, ale jakoś pan scenarzysta z reżyserem nie chcą dać jej szansy. Każdy chce być tym herosem, który podniesie odcinek, ale nic z tego. Duchy gadają bzdury, do których w ogóle nie warto przywiązywać uwagi. Po pewnym czasie ten jazgot o niczym stawał się nie do zniesienia.


Czy obejrzałbym ponownie?

Nie.

sobota, 13 sierpnia 2022

[Wakacyjne wyzwanie] Kto zje zielone jajka sadzone? S01E01

Przed startem tegorocznego wyzwania zastanawiałem się nad kategorią - potrawa. Wiecie, egzotyczne składniki, niezwykłe przyprawy, oryginalnie podane dania, ale ostatecznie stanęło na towarzyszu podróży. Mam jednak wrażenie, że czy byłaby to potrawa czy kompan zakończyłoby się tak samo...

 


Filmy i seriale proponowane przez Meg zwykle odbijają się gdzieś w jej zainteresowaniach. O kowboju Morrisa lub kosmicznej flocie można poczytać na Planecie Kapeluszy, ale też często wspomina o tych tworach kultury w codziennych rozmowach. Kiedyś spytała na forum, czy ktoś z nas oglądał już Kto zje zielone jajka sadzone?. Pytanie zniknęło w szołtowym bezkresie bez odpowiedzi, ale zapamiętałem tytuł przez jego oryginalność i prowokacyjność (serio, jedzenie w tytułach intryguje mnie). 

Po wpisaniu tytułu w wyszukiwarkę wyskoczyły mi podejrzanie znajomo wyglądające stworzonka i nazwisko autora książki, na której został luźno oparty serial Kto zje zielone jajka sadzone? (oryg. Green eggs and ham). 

Moja znajomość z twórczością Doktora Seussa jest bardzo skomplikowana. Nigdy nie sięgałem po jego książki, ale znam kilka filmów będących adaptacjami jego dzieł i były to różne, niekoniecznie pozytywne, doświadczenia (do dziś usiłuję wymazać z pamięci Kota Prota). 


Mam problem z określeniem fabuły Green eggs and ham po pierwszym odcinku. Opisy znalezione w internecie opisują historię w sposób enigmatyczny, zaś sam pilot serialu "Here" ku zaskoczeniu serwuje cliffhanger obiecujący ciągłość historii, a nie jej epizodyczność do czego latami przyzwyczajały mnie seriale animowane. Jeśli tak jest to brawo! 

Bohaterów jest dwóch - Sam i Pan. Że różni ich wszystko to mało powiedziane (nie, w zasadzie to uczciwe stwierdzenie). Już pierwsze kilka scen pokazuje różnice między nimi - interakcje ze światem, różnymi sytuacjami rysują dwa zupełnie inne podejścia do życia. Pozostało więc tylko czekać na moment, w którym dwa światy zderzą się ze sobą. Moment ten nadchodzi w restauracji przy tytułowej potrawie. 

Tu nastąpi dygresja i napiszę, że obrzydziło mnie jedzenie jajek i tu stoję po stronie Pana.

Sama scena podmiany walizek jest boleśnie przewidywalna, ale nie będę się czepiał, bo mimo wszystko jest to produkcja skierowana do dzieci i w tej kategorii sprawdza się doskonale.

Historia wydaje się być poprowadzona umiejętnie, wskazując najważniejszych bohaterów i intrygę w tle. O intrydze oraz pobocznych postaciach nie będę wspominało ponieważ jeden odcinek to za mało, ale są i z pewnością w przyszłości odegrają większą rolę. Dialogi są lekkie, zabawne, niewymuszone. Warto też pochwalić ładną animację. Najlepiej z całości zaprezentowała się czołówka - zdecydowania powinna się znaleźć w jakiejś topce bajkowych piosenek. 

Wydaje mi się, że Kto zje zielone jajka sadzone? między wierszami ma mówić o samotności i poszukiwaniu przyjaźni o czym przekonała mnie scena w restauracji. Sam i Pan są wyjątkowi - nie pasujący do reszty świata. Wynalazca nie jest tak pełny życia i otwarty jak reszta...chciałem napisać dziwaków od gadżetów, ale... whatever. Sam z kolei jest duszą towarzystwa, ale przy tym nie do końca wie jak zdobyć PRAWDZIWYCH przyjaciół. W sumie nie wiem co więcej dodać. 

Czy obejrzałbym dalej?

Podsumowując - jest to pierwszy serial oparty o twórczość Doktora Seussa, który obejrzałem. Prezentuje się zdecydowanie lepiej od Protów, Hortonów i Ktosiów... Mimo wszystko nie jestem na tyle zainteresowany, aby oglądać dalej.

piątek, 22 lipca 2022

[Wakacyjne wyzwanie] Lucky Luke (2009)

Koń jako środek lokomocji. Wcześniej warto zapytać czy ja w ogóle miałem styczność z koniem.

 

 Meg ostatnio: 

To jednak świadczy dobrze o Luke’u, że Oskar Readmore – który dotąd nie miał zbyt wielkiej styczności z samotnym kowbojem – właśnie tak go odbiera:

Bo sprawa jest bardziej złożona. Nie ma nic złego w tym, że jakaś postać jest „dobra”. Zwłaszcza, jeśli ma trafiać zarówno do młodszych jak i starszych odbiorców. Pytanie, czy twórca zaprezentował ją tak, aby budziła sympatię.

 

W drugiej rundzie (nie podoba mi się to określenie) Wakacyjnego wyzwania musiałem obejrzeć aktorską wersję Lucky Luke’a z 2009 roku. Poniżej możecie poczytać różne, niekoniecznie uporządkowane przemyślenia na temat filmu i UWAGA – moich wygórowanych oczekiwań.

Nasze posty z wakacyjnych „zadawanek” mają pewne szczególne formy, u Meg tekst zaczyna się od wspomnienia hasła, u mnie od wypisywania całego ciągu bzdur, potem opisujemy fabułę, wrażenia i kończymy na tym, czy ponownie obejrzymy serial lub film. I tu będzie trochę inaczej...

Bo czy w ogóle muszę opisywać historię Lucky Luke’a? Esencję przygód kowboja stanowi jego samotna wędrówka przez dziki zachód oraz walka z niesprawiedliwością. W tym ujęciu historia ma wiele wspólnego z moim ukochanym samurajem Usagim Yojimbo. I to jest rzecz, za którą mogę cenić twórców zarówno jednego jak i drugiego herosa - odpowiednio prowadzona opowieść. Odpowiadając na to pytanie i tak i nie, ale o tym za chwilę.

Reżyserii aktorskiej wersji Lucky Luke’a podjął się James Huth, który jak się okazało wcześniej stworzył jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie filmów – Surfera z Nicei, ale na plus w obsadzie znaleźli się Jean Dujardin, którego mimo Surfera z Nicei lubię, zaś w rolę ojca głównego bohatera wcielił się Gabriel Corrado (Sidła miłości <3). W filmie nie zagrał też John Wayne, co warto zaznaczyć. 

I za nim zapomnę pierwszy raz miałem okazję poznać genezę tej postaci. Nigdy nie zastanawiałem się, jak Lucky Luke został kowbojem. O ile oczywiście reżyser nie wymyślił tej historii na potrzeby swojego filmu. 

 


Film wzbudził moje zainteresowanie, ale i obawy. Na dobrą sprawę nigdy wcześniej nie sięgałem po Lucky Luke’a*. Owszem, istniał on tam gdzieś w mojej świadomości, ale podobnie jak Asterix i Obelix nie był czymś, z czym koniecznie chciałem się zapoznać. I nie przez przypadek wspominam tu o dobrodusznych Galach, którzy mają wiele wspólnego z kowbojem. Oba dzieła przeszły długą drogę od komiksu, przez animację, aż po film aktorski. Przeniesienie historii z kart komiksu na ekran nie jest prostą rzeczą, o ile postaci Goscinnego dobrze odnalazły się na ekranie kinowym tak kowboj stworzony przez Morrisa już niekoniecznie.

Filmowy Lucky Luke obrał ciekawy kierunek, bo postanowił przedstawić coś na kształt kryzysu bohatera, ale żeby nie było za poważnie twórcy starali się łagodzić go poprzez różne gagi.

Przed seansem nastawiłem się na historię bardziej stonowaną, komiksową (wiem, że nie znając komiksów nie powinienem zabierać głosu), ale liczyłem na coś w klimacie Asterixa i Obelixa, Ballady o Daltonach czy nawet komiksowych kardów, których często używa Meg w swoich lipcowych tekstach o kowboju. Tam czuje się taką lekkość i spokój w tym, co chce się stworzyć. Do pełni szczęścia wystarczyłaby mi banalna historia o budowie torów, aktorskie wersje Daltonów, Dicka Diggera (nie, Meg, to się nie liczy) oraz Ming Li.

Konstrukcja filmu też nie do końca mi odpowiadała. Montaż testował moją cierpliwość i patrząc na niektóre sceny zastanawiałem się, po co, dlaczego? Drugą sprawą były nietrafione żarty. Teraz usiłuję sobie przypomnieć, czy zaśmiałem się na filmie chociaż raz. Aktorsko dobrze wypadł Billy Kid, reszta przeciętnie, Jessie James (domyślam się, że taki miał być, ale…) za bardzo. Sama opowieść była źle poprowadzona, bo nawet ja przewidziałem ogromny twist i PRAWDZIWY czarny charakter stojący za intrygą.

Moje oczekiwanie nieco wyminęły się z rzeczywistością i trochę mnie to zasmuciło. Lucky Luke nie jest postacią wymagającą wiele kombinacji - to heros niosący pomoc potrzebującym. Wierzę, że od dekad przyciąga czytelników z całego świata właśnie swoim usposobieniem i prostotą. Oczywiście nie ma nic złego w tym, aby spróbować przedstawić go inaczej, ale myślę, że reżyser Surfera z Nicei nie jest najodpowiedniejszą osobą do dźwignięcia legendy. 


Czy obejrzałbym ponownie?

Już nie mając oczekiwań względem historii pewnie tak, ale musi upłynąć trochę czasu.

 

*sam z siebie

niedziela, 17 lipca 2022

[Wakacyjne wyzwanie] Star Trek: DS9 s04e07

Meg, wybrałaś wspaniałe miejsce na podróż – jakaś izolatka w bazie wojskowej, bardzo mi miło, dziękuję.

Meg kiedyś:

"Ciekawe jest też to, co powiedziałeś: że spodziewałeś się, że będzie to bardziej jajcarskie sci-fii".

A było inaczej? A jest inaczej? Czy będzie inaczej?

 


Wakacyjne wyzwanie każdorazowo przynosi niespodzianki. Dzięki niemu sięgamy dalej, po więcej, odkrywając zupełnie nowe dla nas twory kultury. Mam wrażenie, że gdzieś już coś w tym stylu słyszałem, anyway... W tym roku w ramach wyzwania kolejny raz mierzę się z ikoną sci-fi, Star Trekiem. 

Nie jest to do końca nowość dla mnie, bo dzięki Planecie Kapeluszy miałem styczność z Star Trek: TOS oraz  Star Trek: Enterprise, a sam od siebie lata temu sprawdziłem film kinowy J.J Abramsa. Mimo wszystko trudno jest mi cokolwiek powiedzieć na temat samej serii i jej bohaterów i to jest uwaga ogólna na temat startrekowego uniwersum jako całości.

Dzisiaj albo wczoraj (w zależności kiedy opublikuję ten post) obejrzałem siódmy odcinek StarTrek: Deep Space 9 pod tytułem „Little Green Men”.

W centrum akcji są Ferengi - rasa dość przedsiębiorczych kosmitów, którzy właśnie wybierają się na Ziemię.Nie wszystko idzie do końca po ich myśli i ostatecznie cofają się do przeszłości oddalonej o czterysta lat, czyli mniej więcej „naszych czasów”. Najważniejszym elementem w układance jest fakt, że kosmici czyli „zielone ludki” są dla ludzi sporym szokiem. Na szczęście społeczeństwo nie musi się o to martwić, bo niezapowiedzianych gości przechwytują bardzo męscy, bohaterscy i amerykańscy żołnierze. I tu nie stało się nic zaskakującego. Ludzie jak to ludzie z natury obawiają się tego, co nieznane i usiłują najpierw zrozumieć, a potem atakować, z kolei goście z innej planety jak na wzorowych Januszy biznesu przystało usiłują kręcić własne lody.

 

Pozostaje pytanie jak częstym motywem dla serii jest to, że zamiast kosmicznych przygód w stylu Star Warsów, bohaterowie cofają się w przeszłość. Przejrzałem recapy odcinków na Planecie Kapeluszy i zgaduję, że to często powtarzająca się fabuła.

Dla mnie jako osoby, która nie jest wciągnięta w Star Trek, czy samą tematykę przygód w kosmosie całość jest mało przyciągająca. Podejrzewam, że nawet epizodyczność (zakładam, że tak jest w przypadku Deep Space 9) nie pomogła, bo nie wiedziałem kim są poszczególne postaci, jakie są ich relacje, co i dlaczego się dzieje. Dlatego w pełni skupiłem się na warstwie komediowej, która na bezczelnego sunie pomiędzy dialogami. I myślę, że gdyby uwypuklić motywy komediowe oglądałbym odcinek z większym zaciekawieniem. Ci dwaj bracia byli niczym Pinki i Mózg, dzieciak, który liczy, że będzie zarywał do ziemianek czy tak bardzo amerykańscy żołnierze usiłujący podkreślać własną amerykańskość papierosami i cygarami XD

Na koniec warto ustalić ranking historii. Najbardziej z moich startrekowych przygód przypadł mi do gustu odcinek horrorowy (nie, nie dlatego, że był horrorowy), ale miał ciekawszą akcję, szło się połapać jeśli chodzi o postaci (tu chodzi mi o ich liczbę), TOS z kolei wydał się nieszablonowy (no sorry, wykorzystał podróż w czasie szybciej niż DS9) i przez to ciekawy.  Z zestawienia najgorzej wypada, niestety, Deep Space 9.

I tu wracając do niespodzianek i odkrywania nowych rzeczy. Myślę, że poza odkryciami chodzi też o odkrywanie nowych opinii. Jak dla ciekawe jest czytanie opinii Meg na temat filmów, których ni gdyby nie obejrzała, gdyby nie nasz czelendż tak i ona pewnie ma satysfakcję z moich usilnych prób ogarnięcia kosmicznych przygód.


Czy obejrzałbym ponownie?

Jest wiadomość dobra i jest wiadomość zła. Zła jest taka, że nie. Dobra jest taka, że wolałbym obejrzeć ponownie TOS. Czyli zmieniam odpowiedź poprzedniej edycji wyzwania.

poniedziałek, 4 lipca 2022

Wakacyjne wyzwanie 2022

Nie myślałem, że będę jeszcze pisał coś na blogu, a jednak. Rozpoczyna się siódma edycja wakacyjnego wyzwania. W tym roku razem z Planety Kapeluszy przygotujemy dla siebie wakacyjne plany podróży. Pisząc ten wstęp znam już mój cel wycieczki, a więc pozostaje mi go zrealizować.

 Zasady wyzwania pozostają niezmienne:

1. Wybieramy książki/filmy/seriale/inne dzieła kultury, z którymi druga osoba musi się zapoznać, a następnie zrecenzować. Ma na to dwa tygodnie. 

2. Dzieła kultury mają "luźno" odpowiadać hasłom zaproponowanym do wyzwania (motyw przewodni: plan podróży).

3. Jeśli proponowane są seriale to musi być to odcinek pilotowy. Dopuszcza się wybór odcinka "ze środka", jeśli odcinek stanowi odrębną całość, jest fillerem, nie jest kontynuacją wątku z poprzedniego odcinka.

4. Nie możemy samodzielnie wybrać hasła. Kolejność haseł w danym etapie wybiera osoba zadająca.


Teksty
Plan podróży
Oskar Gilbert Meg
Cel podróży
tajna baza 
wojskowa
Star Trek:
DS9
miasteczko 
z lat 50-tych
Miasteczko 
Pleasantville
Środek lokomocji
koń
Lucky Luke
samolot
Kierunek: Noc
Nocleg
Button House
Ghosts UK
Crockett Island
Nocna msza
Towarzysz podróży
Sam
Kto zje zielone
jajka sadzone?

pani Brisby
Tajemnica IZBY

Przewidywany czas zakończenia wyzwania 28.08.2022.

sobota, 2 lipca 2022

Żyję

Żyję i za kilka dni mam urodziny, a więc: 

"Niech mi gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie, a kto ze mną nie wypije - niech go piorun trzaśnie".  

À propos piorunów, burz i gwałtownych zmian w pogodzie jest pewna teoria. Myślę, że warto obejrzeć materiał: