poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Smutna informacja

Właśnie dotarła do mnie bardzo smutna informacja, którą chciałbym się podzielić jako fan kina grozy. Wczoraj zmarł Wes Craven. Miał 76 lat. Reżyser głośnych serii "Krzyk" oraz "Koszmar z ulicy Wiązów" zostanie zapamiętany przez miłośników amerykańskiego horroru jako jeden z najważniejszych twórca tego gatunku.


niedziela, 23 sierpnia 2015

[Wakacyjne wyzwanie] Gravity Falls

Zaczynając tekst mam zupełną pustkę w głowie i tak, zdanie, które właśnie piszę i staram się wydłużać w sztuczny sposób ma na celu odwleczenie momentu, w którym zacznę pisać na temat. Nie przedłużając zaczynam ostatnie wyzwanie, które tym razem będzie poświęcone odpoczynkowi i dwójce dzieciaków spędzających wakacje w tytułowej miejscowości Wodogrzmoty Małe.
 Serial animowany Gravity Falls po raz pierwszy zadebiutował na kanale Disney Channel w 2012 roku. Twórcą przeboju - przeboju, bo serial ma bardzo wielu fanów (i to w różnym wieku, co przy produkcji Disney Channel dość zaskakujące) jest Alex  Hirsch, którego nie kojarzę z żadna produkcją.
Dotąd serial liczy sobie o dwa sezony i kilkadziesiąt odcinków z czego ja obejrzałem pilota pt. "Tourist Trapped". W zasadzie przed seansem nie wiedziałem, czego się spodziewać, bo nawet sam tytuł nic mi nie mówił.
Tak krótko: Gravity Falls opowiada historię dwójki rodzeństwa Dippera i Mabel, którzy zostają wysłani na wakacje do wujka prowadzącego muzeum "The Mystery Shack" w tytułowej miejscowości. Dipper będący tym rozsądniejszym z rodzeństwa odkrywa w lesie tajemniczą księgę, z której dowiaduje się, że chłopak siostry (ta mniej rozsądna) jest najprawdopodobniej zombie.
Kurde, atmosfera tajemniczości miesza się z dziwacznym humorem, który nawet sprawił, że z dwa razy się uśmiechnąłem. Sam styl serialu przywodzi mi na myśl niezapomniane Eerie Indiana, Gęsia skórka, czy książkową serię Szkoła przy cmentarzu. Dla mnie są to cholernie fajne wspomnienia, gdy jako dziecko zagłębiało się wraz z bohaterem cyklu w świat groźny i tajemniczy, taki do którego nie mają wstępu dorośli. Dokładnie tak samo jest w Gravity Hills Falls (już trzeci raz piszę Hills zamiast Falls), gdzie Dipper staje się posiadaczem księgi i jej sekretów, w które dorośli najpewniej nie uwierzą. I podobnie jak w wspomnianych seriach tajemniczość łączy się z humorem. Komediowy wątek przewija się przez cały epizod i nie pozwala o sobie zapomnieć, ale nie jest jakoś specjalnie natarczywy (heheh...randki z zombie). Widać, że twórcy starali się wyważyć wątki komediowe i dziwaczne. Mimo wszystko mam wrażenie, że trochę przekombinowali w drugiej połowie odcinka z krasnalem-olbrzymem oraz całym zakończeniem tego wątku, ale niech już im będzie. W każdym razie odcinek potrafił zaskoczyć, a to, że przypomniał mi moje ulubione serie z dawnych lat jest z pewnością dodatkowym atutem.
Mabel i jej chłopak
Bohaterów opisałem dość chaotycznie poprzez "bardziej rozsądny" i "mniej rozsądny", ale żeby dodać coś więcej... Dipper jest dość typowym bohaterem - przezorny, spokojny, ale gdy trzeba pośpieszy siostrze na pomoc. Mabel jest komediową postacią, a jej desperackie próby poderwania jakiegoś chłopaka są z pewnością najzabawniejszym elementem odcinka i... Wiem, może to za wcześnie, aby oceniać, ale Mabel jest zdecydowanie numerem jeden. O innych postaciach trudno coś napisać, bo raczej nie wybiły się poza drugi plan - no, może jedynie wujek ma jakiś sekret, a przynajmniej to sugeruje końcówka odcinka. Jeśli już jestem przy postaciach to trzeba coś powiedzieć o animacji. Naprawdę ładne tła - trochę przyciemnione, spokojne - w szczególności podobały mi się te z siedziby krasnali, trollów, czy co to takiego było.Z wyglądem samych postaci mam już trochę większy problem, bo z jednej strony patrząc na dzisiejszy standard - bohaterowie Gravity Falls są narysowani naprawdę ładnie, ale dla mnie to "ładnie" jest mocno średnie i przyznam, że pierwsze kilka minut z odcinkiem próbowałem się oswoić z tymi "potworkami".
W każdym razie Gravity Falls wydaje się fajnym serialem i trudno mi powiedzieć coś więcej po pilocie. W każdym razie rozumiem pozytywne recenzje i duże zainteresowanie wokół produkcji.

Czy obejrzałbym kolejne odcinki?
Pomimo miłych wspomnień jakie wzbudziło we mnie Gravity Falls nie utrzymało ono mojej uwagi na tyle, abym musiał obejrzeć drugi odcinek. Jasne, kiedyś może, ale póki co odcinek narobił mi apetyt na powrót do moich ukochanych serii.


I co? Już? :( 
Koniec lata, a wraz z nim dobiegło końca Wakacyjne Wyzwanie. Kurde, i aż chciałoby się przeciągnąć wyzwanie o jedno hasełko, o jeden tydzień... Pozostaje mi podziękować Meg za współpracę i przedstawienie swoich propozycji. Było fajnie i może kiedyś to jeszcze powtórzymy!

wtorek, 11 sierpnia 2015

Wpis od czapy

Cieszę się, że w BB znieśli twist z BOB i znowu HG walczą tylko o jedną HOH. Już wolałem MVP. I w ogóle cieszę się, że w tym roku Julie Chen postarała się o naprawdę dobrą grupę uczestników. Mam nadzieję, że ten sezon zakończy się wygraną kobiety, bo od kiedy oglądam program wygrywają tylko faceci. Kibicuję Vanessie, Beki, Meg, Jackie, bliźniaczkom i JMacowi (żeby nie było, że same kobiety) Także, GIRL POWER!
I na koniec daję obrazki, gdyż czuję tego ogromną potrzebę. Rozumiecie, prawda?

czwartek, 6 sierpnia 2015

Ranking moich ulubionych pokemonów

Pokemony to marka rozpoznawana na całym świecie. Ostatni raz na temat ulubionego pokemona wypowiadałem się, gdy na horyzoncie nieśmiało wyłaniała się czwarta generacja. Dzisiaj jesteśmy po szóstej "porcji" z dokładką w postaci megaewolucji. Myślę, że z tego powodu warto odkurzyć temat i przypomnieć sobie ulubione kieszonkowe stwory. Wybór trudny, bo inaczej prezentują się one w grach, inaczej w anime i inaczej w mandze. I wszystko zależy od tego, co w danym momencie interesuje cię najmocniej plus ogólny poziom zajebistości. Moimi głównymi kryteriami są przydatność w grach, sentyment, wygląd, a czasem historia pokemona (tyczy się to głównie mangi i anime).

11
Braviary
To prawdopodobnie jedyny pokemon latający, który znalazł się na tej liście. Piszę prawdopodobnie, bo cały ranking powstaje spontanicznie. Latające pokemony nie są moimi ulubionymi, ale przydają się, dlatego traktując je jak zło konieczne włączałem jednego Pidgeya lub Fearowa do składu. Piąta generacja miała szansę zmienić moje nastawienie. Jak źle nie myślałbym o "piątce" to muszę uczciwie przyznać, że Brivary wygląda po prostu zajebiście. To orzeł, a nie jakiś jastrząb, przerośnięty wróbel czy jakaś przetrącona  glapa. Zajebistość wylewa się z niego na każdym kroku, ale hej, to piąta generacja i trzeba jakoś upierdolić życie jego fanom - preewolka pojawia się na drodze numer 10, czyli po zdobyciu siódmej odznaki na poziomie 11, a w Brivary ewoluuje na 50.

10
Venonat
To trochę nieoczywisty wybór. Gdybym miał wyjaśnić, dlaczego lubię Venonata, miałbym spory problem. Kilkakrotnie dołączałem go do drużyny w grach (nigdy nie ewoluowałem), ale nie był specjalnie przydatny i jego rola ograniczała się do bycia maskotką. Bardzo lubię anime, w których pojawia się Venonat. Pierwszy raz w odcinku The Ninja Poké-Showdown, gdzie równo strollował Asha i spółkę. Potem dołączył do "stałej obsady" jako pokemon Tracy'ego. Wtedy dał się poznać jako doskonały obserwator. A poza tym zawsze bawił mnie dźwięk, jaki z siebie wydawał - klakson!

9
Snubbull
Snubbull był jednym z pierwszych pokemonów drugiej generacji, które zostały przedstawione widzom. Jego debiut miał miejsce w odcinku specjalnym "Wakacje Pikachu". Jeszcze wtedy prezentował się niezwykle tajemniczo. Poza nazwą nie było o nim żadnych konkretnych informacji. Później Snubbull pojawił się kilkakrotnie w serialu. Serialowy pokemon uciekł swojej właścicielce, gdyż miał dość życia "w złotej klatce", a jego (w sumie jej) celem stało się podążanie za Zespołem R. Zaś samo imię jak i wyraz twarzy stworka otrzymała pewna postać z mojego fika.
8
Sharpedo
Pokemon-rekin zadebiutował w generacji trzeciej, która przyniosła wiele fajnych i świeżych pomysłów.W grach dodatkowym atutem Sharpedo jest jego umiejętność "Rough Skin" polegająca na zadaniu niewielkich obrażeń za każdym razem, gdy przeciwnik zaatakuje atakiem fizycznym. Ponadto pokemon stał się znakiem rozpoznawczym Archiego... no i moim, rzecz jasna. Jego nazwa pochodzi od słów "rekin" i "torpeda", co wiąże się z jego wyglądem. Wygląd to niestety najsłabszy element pokemona, gdyż przypominający torpedę rekin nie ma ogona. Niestety tego błędu nie poprawiła nawet jego megaewolucja. Tak czy inaczej bardzo lubię Sharpedo.

7
Zigzagoon
Pierwszy raz grając w Emerald (moja pierwsza gra z trzeciej geny) natknąłem się na tego urokliwego szopa i postanowiłem złapać jako alternatywę dla Rattata. Dzięki jego umiejętności Pickup znalazłem mnóstwo przedmiotów, a w tym również Rare Candy. Potem Zigzagoon szybko stał się moim numerem jeden w zespole, a z czasem ewoluował. Poza tym jest to jeden z najładniejszych pokemonów.

6
Tyrunt
Skamienieliny pojawiają się od pierwszej generacji i naprawdę dziwię się, że dopiero w szóstej generacji ktoś wpadł na pomysł, aby stworzyć poke-tyranozaura, który przy okazji będzie łączył w sobie typy kamienny i smoczy. Ma świetny, prosty wygląd (bardzo cenię to w pokemonach), a także uczy się ataków takich jak Crunch oraz Dragon Tail dzięki czemu jest bardzo wartościowym członkiem drużyny. Nie oglądam nowego anime, ale miałem okazję oglądać walkę Tyrunta z zabawkami Asha i chociaż wynik walki był dla mnie oczywisty od pierwszej chwili to miło się oglądało, jak dinozaur pokonuje pokemony protagonisty.

5
Cubone
Tak, mój numer jeden. Cubone to tylko i wyłącznie czysty sentyment. Nie pamiętam jego występu w mandze, w anime pojawiał się w rolach epizodycznych, zaś w grze nigdy nie włączałem go do podstawowego składu. Jeśli jednak dobrze poszukać w pamięci to Cubone był pierwszym pokemonem, który mnie zainteresował. Z wyglądu był fajny i nieprzekombinowany. Posiadał atrybuty z kości w postaci hełmu i maczugi, które dodawały mu powagi. Sam pokemon posiada smutną historię, wokół której fani mnożą spekulacje, co sprawia, że Cubone wydaje mi się jeszcze ciekawszy niż kiedyś.

4
Golbat
Jak wspomniałem wyżej, nie przepadam za typem latającym, ale mimo wszystko zawsze warto posiadać jednego uskrzydlonego pokemona w drużynie. Przypadek sprawił, że kiedyś złapałem Zubata (ogólnie o tym nietoperku pieśni piszą) i bardzo się męczyłem z jego Supersonic i Leech Life, ale opłaciło się, bo ewoluował w Golbata. Czułem ogromną satysfakcję, gdy słaby Zubat ewoluował w Golbata i co ważniejsze wysiłek się opłacił, bo zyskałem świetnego pokemona. Odtąd Golbat zawsze towarzyszy mi w grach D/P/Pt, a czasem nawet w LG. Ponadto Golbat należący do Kogi został ciekawie przedstawiony w mandze. Początkowo chciałem wpisać tu Crobata, ale wizualnie bardziej przemawia do mnie Golbat.

3
Raticate
Mam wrażenie, że Raticate to pokemon, którego potencjał mało kto dostrzega i większość graczy używa go wyłącznie do noszenia śmieciowych aczkolwiek potrzebnych ataków. Tymczasem Raticate potrafi nauczyć się wielu świetnych ataków i warto mieć go w zespole. Z tym pokemonem wiąże się też historia. Pierwszą grą pokemon, z którą się zmierzyłem był Gold, a pierwszym złapanym wtedy pokemonem był Rattata, który później ewoluował w Raticate. Dopiero się uczyłem zasad i mój Raticate nie był najsilniejszy, ale razem z nim przeszedłem ligę - w końcu był moim pierwszym złapanym pokemonem. 

2
Nidoking
Uwielbiam. Wogóle jestem fanem całej rodziny Nidoranów i gdyby moja lista miała 20 pozycji to na kolejnych znalazłby się Nidorany oraz Nidorino. Jednak bez wątpienia numerem jeden jest Nidoking. Uczy się obłędnych ataków: Earthquake, Flamethrower, Thunderbolt, Ice Beam... Swoją siłą oraz groźnym wyglądem zapracował sobie na miejsce w tym rankingu. Szkoda, że w anime i mandze nigdy nie otrzymał większej roli.

1
Bulbasaur
Wybór startera nigdy nie stanowił dla mnie większego problemu. Jeśli gram w LG to wybieram Bulbasaura. Gdy gram w Y, wybieram Bulbasaura (ta, mam dwa trawiaste z Gogoatem w składzie) - to oczywisty pokemon i przyznam, że dużo lepiej korzysta mi się z niego niż pozostałych dwóch starterów Kanto. Od zawsze szczególną sympatią darzyłem pokemony rośliny, a Bulbasaur był dla mnie ich najważniejszym przedstawicielem. Od razu spodobał mi się cały koncept stworka, który był połączeniem zwierzęcia i rośliny. Z jeden strony było w nim coś łobuzerskiego, a z drugiej bulwa, która dodawała mu delikatności. Nie licząc Pikachu, Bulbasaur był najdłużej towarzyszącym Ashowi pokemonem, bo był z nim przez praktycznie całą Orginal Series, a potem pojawiał się jeszcze w epizodach w kolejnych sezonach.

Tyle ode mnie. Stworzenie listy było trudne i wiele pokemonów musiało z niej wypaść jak chociażby Elekid, Quilava, Roselia oraz Buizel. Jeśli macie własny ranking to zapraszam do pochwalenia się. 

niedziela, 2 sierpnia 2015

[Wakacyjne wyzwanie] Hetalia Axis Powers

Środek lata... Półmetek wakacyjnego wyzwania... Czuję, że najcięższa próba jest tuż przede mną i chyba mam rację, bo tym razem przypadła mi manga Hetalia Axis Powers. Przyznam się, że kiedyś próbowałem rozpocząć przygodę z anime o tym samym tytule, ale bardzo szybko dałem za wygraną - tak po dwóch minutach odcinka i nie jest to tak mało, bo odcinek trwa około pięciu minut. W każdym razie dzięki wyzwaniu od Meg miałem szansę zapoznać się z serią od strony "rysowanej". 
Tom pierwszy tej mangi znalazłem w internecie i tam też go przeczytałem. Początkowo planowałem kupić, bo raz fajnie mieć komiks na półce, a dwa wygoda czytania. Niestety wysoka (jak na treść) cena skutecznie mnie odstraszyła.
Ogromna popularność internetowego komiksu autorstwa Hidekazu Himaruya sprawiła, iż został on wydany jako manga (w Polsce w sześciu tomach przez Studio JG). O czym jest? Najkrócej można powiedzieć, że manga nie ma fabuły. Hetalia Axis Powers przedstawia krótkie, satyryczne historyjki z personifikacjami różnych krajów  w rolach głównych. W ogóle, buszując po internetach, dowiedziałem się, że "hetalia" jest połączeniem słów "hetare" (bezużyteczny) oraz "Italia" (tu tłumaczyć nie trzeba) i prawda, bo na pierwszy plan wysuwają się właśnie wesołe Włochy oraz Niemcy, ale poza ich dwójką była też Japonia, Kanada, Anglia, a gdzieś tam na dalszym planie Polska. Brzmi sympatycznie, zwłaszcza jeśli doda się do tego stereotypowe cechy mieszkańców wspomnianych krajów i w teorii tak jest, ale praktyka okazała się ciężka w odbiorze.
Niemcy i Włochy

Lubię czytać mangi, doceniam dobrą kreskę, a jak wygląda kreska w Hetalii? No właśnie... Jest ona największą wadą mangi. O ile mógłbym przyznać serii jakieś plusy za satyryczne podejście do rzeczywistości, tak na wstępie serię skreśliła jej niechlujność. Odniosłem wrażenie, że i tak krótkie rozdziały były tworzone w ogromnym pośpiechu - coś na kształt moich rysunków, którymi zwykle zdobiłem marginesy zeszytów na nudnych lekcjach. Momentami miałem kłopoty z rozróżnieniem postaci. Z resztą podobnie było z tłem, które często zlewało się ze sobą, albo wcale go nie było.
Niestety, ale to co jest największym atutem mangi, humor, kompletnie do mnie nie przemawia. Jasne, na początku scena z Niemcami uwalniającymi Włochy z pudełka (brzmi dość abstrakcyjnie) wydała się całkiem spoko, ale nic ponadto. Po kilku stronach zacząłem odczuwać znużenie, bo ani mnie to nie interesowało ani bawiło i w zasadzie brnąłem jedynie od rozdziału do rozdziału i tak do końca.
Niestety, ale po lekturze pierwszego tomu jestem tak samo głupi jak byłem. W zasadzie Hetalia Axis Powers to rozrywka, która zupełnie mnie nie bawi, bo nie zadowala pod względem humoru ani estetyki. Jednak przed napisaniem tekstu przejrzałem kilka stron i muszę przyznać, że zaskoczył mnie ciepły odbiór serii (chociaż mam wrażenie, że to większa zasługa serii animowanej, niż koślawej mangi). Ogromna rzesza fanów nie może się mylić i dostrzega jej urok, a więc Hetalia nie może być zła. Ja jednak nie potrafię dostrzec jej zalet.

Czy sięgnąłbym po drugi tom?
Nie.