Walt Before Mickey lub też The Dreamer (sam tytuł prosi się o małą dygresję, bo o ile pierwszy mówi o filmie wszystko, tak drugi kompletnie nic) to biografia legendy świata animacji zanim to jeszcze powołał do życia największą mysz świata. Nic więc dziwnego, że ktoś pokusił się o stworzenie filmu biograficznego, człowieka, na którego filmach wychowały się całe pokolenia, ba, filmach, które łączyły ze sobą pokolenia.
Pracownicy Disneya |
Znacznie ciekawiej wypadł Jon Heder, czyli filmowy Roy Disney. W obsadzie znaleźli się jeszcze David Henrie (o, ironio króluje on na Disney Channel), Armando Gutierrez oraz Taylor Gray jako pracownicy Disneya. Z czego ten ostatni może w przyszłości jeszcze nas czymś zaskoczyć na ekranie.
I tu warto zadać drugie pytanie, co jest największym problemem Walt Before Mickey? Wydaje mi się, że wszystko sprowadza się do braku charyzmy. W starciu z ogromnym kolosem, reżyser zadecydował iść bezpiecznym szlakiem i stworzyć dzieło, o którym i tak po seansie zapomnimy.
Nie chciałbym jęczeć i wyłącznie jęczeń i krytykować, a więc wspomnę o narodzinach Myszki Mickey. Ostatnie kilka scen, w których grupa zaczęła pracować nad projektami gryzonia nieco dodało pazura filmowi, no szkoda tylko, że był to już praktycznie koniec filmu.
Pozostaje mieć nadzieję, że reżyser uczy się na błędach i kolejne produkcje będą odważniejsze, a on sam jak Walt nie podda się po pierwszych niepowodzeniach.
Czy obejrzałbym ponownie?
Film miał potencjał. Musiał mieć. Niestety nie wniósł nic ciekawego i chociaż nie żałuję seansu to na następny z pewnością się nie piszę.
Z mojej strony to już wszystko w tej edycji Wakacyjnego wyzwania. Dziękuję Meg za udział, ciekawe propozycje oraz spory wkład zakulisowy. No to wymiksowuję się na dzisiaj, nara!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz