czwartek, 28 stycznia 2016

Toradora!

Anime, którym można przypisać zestaw następujących haseł - szkoła, romans, studenci, okruchy życia - staram się omijać szerokim łukiem. Być może trafiam na niewłaściwe tytuły, które zwykle poza mdłą otoczką i naiwnością nie potrafią przemówić do mnie jako widza, a może zwyczajnie pieprzę od rzeczy, aby usprawiedliwić swoją niechęć do takich historyjek. Dlatego do Toradora! podchodziłem z umiarkowanym entuzjazmem, mając świadomość pewnego przerażającego zestawu haseł, które gwarantują "cudowne love story" pary głównych bohaterów, ale ku własnemu zaskoczeniu polubiłem anime.
Toradora! powstało na podstawie light novel autorstwa Yuyuko Takemiya. Tytuł odnosi się do imion głównych bohaterów Taigi i Ryuuji. Anime składa się z 25 odcinków plus jakichś epizodów specjalnych, którym i tak nie poświęcę czasu. Ryuuji Takasu zwany też Smokiem jest niezwykle łagodnym i uczynnym nastolatkiem. Niestety ze względu na wygląd uważany jest za łobuza i większość rówieśników trzyma się od niego na dystans (to tak jak ja w stosunku do anime o przerażającym zestawie haseł).
Tu zakradnie się mała dygresja: uważam, że Ryuuji wygląda zwyczajnie, a cały ten strach przed nim pojawia się wyłącznie, gdy jest to na rękę scenariuszowi ;) Dobra, koniec tego tematu.
Jest jeszcze Taiga zwana też Małym Tygrysem. Głośna, trochę naburmuszona, ale sympatyczna dziewczyna skradła moje serce, gdy tylko wpada na korytarzu na Takasu. Właśnie dzięki jej postaci serial jest zabawny i urokliwy.
Fabuła wygląda tak: Smok kocha się w przyjaciółce Tygrysa, Tygrys kocha się w przyjacielu Smoka. Razem decydują się połączyć siły i zjednać sobie ukochanych. Prawa komedii romantycznej mówią jasno, że prędzej czy później oboje zrozumieją, że tak naprawdę kochają siebie i będą razem i nie ma, że boli. Obawiałem się tej przewidywalności oraz natrętnego sugerowania, że para bohaterów jest sobie przeznaczona. Na całe szczęście okazało się inaczej. Jasne, to dalej komedia romantyczna nastawiona na miłosne perypetie bohaterów i w którymś momencie nastąpi ich połączenie, ale na szczęście anime nie okazało się przy tym monotonne.


Historia od pierwszych odcinków stawia głównie na humor i szkolną przyjaźń. Twórcy nie pchają głównych bohaterów w ramiona w towarzystwie niezręcznych scenek, a przynajmniej nie miałem odczucia, że tworzą sztuczne sytuacje, aby ich tylko do siebie zbliżyć. Nic z tych rzeczy. Taiga i Ryuuji od początku, przez większość serii, sprawiali wrażenie dobrze dogadującej się pary przyjaciół, a może nawet czubiącego się rodzeństwa. Anime nie opiera się wyłącznie na tej dwójce. Poza Smokiem i Tygrysem są także energiczna Minori, ułożony Kitamura oraz Ami. I to właśnie ta piątka pracuje na fajność tego tytułu. Ich kłótnie, problemy oraz marzenia budują obraz zgranej grupy przyjaciół.
Kreska jest ładna, ale bez szaleństw. Całość jest utrzymana w ciepłych, stonowanych barwach. Warto wspomnieć o openingach. W serialu pojawiają się dwa: "Pre-Parade" oraz "silky heart". Muszę przyznać, że zwykle nie zwracam uwagi na czołówki anime i najzwyczajniej w świecie przewijam je, ale tym razem z wielką przyjemnością słuchałem openingu w każdym odcinku. I gdybym tworzył jakąś listę ulubionych openingów to "silky heart" znalazłoby się na niej z pewnością.
Trochę się na och-achowałem nad serią i mógłbym skończyć moją wypowiedź właśnie w tym momencie i wierzcie mi, skończyłbym ją, gdyby nie końcówka serii. Zacznę od tego, że w pewnym momencie anime straciło swój urok. Kiedy? Jak? Dlaczego?
Oglądanie Toradora! rozłożyłem na dwie raty. Za pierwszym razem (jeszcze w starym roku) obejrzałem około 20 odcinków. Oglądałem hurtowo, bo każdy następny odcinek sprawiał, że chciałem jeszcze więcej i więcej. W pewnym momencie odcinki stały się znacznie cięższe, aż wreszcie serial zupełnie zgubił moje zainteresowanie (to było gdzieś w pobliżu klasowego wyjazdu w góry). Dopiero jakiś czas temu postanowiłem wrócić do Toradora! i rozliczyć się z anime do końca. 
Twórcy postanowili zastąpić lekki humor męczącą atmosferą żalu, smutku, przesadyzmu i jakichś dziwnych problemów, a wszystko w duchu usilnego tworzenia ze Smoka i Tygrysa pary. Trochę to wyglądało, jakby twórca przypomniał sobie, że to komedia romantyczna i bata nie ma - główni bohaterowie parą być muszą. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby (w tym miejscu poprawiam literówkę ze słowa "pszeciwko", a ty czytelniku masz szansę dowiedzieć się o spoilerze, a więc nie czytaj dalej jeśli przeszkadza ci spoiler) Taiga zniknęła z takim fajnym przesłaniem, że "dam z siebie wszystko" - co zresztą fajnie wyjaśnia Minori. Coś jak zakończenie filmu Słodki listopad, albo Podróż przedślubna. Twórcy poszli kawałek dalej... Postanowili pokazać zakończenie roku szkolnego i powiedzieć coś o dalszych planach bohaterów. Podobał mi się sam zamysł sceny, w której Ryuuji idzie do pustej sali, bo wydawało mu się, że widział Taigę. I to też byłoby fajne, subtelne zakończenie, ale twórcy ponownie poszli kawałek dalej... Za daleko. Bohaterowie spotykają się i w ostatnich sekundach finałowego odcinka wyznają sobie miłość, bo tak zakłada komedia romantyczna i tyle. Koniec spoilera i koniec serialu. 
Toradora! to dobre anime z rozczarowującym zakończeniem. Za jakiś czas sięgnę po mangę, ale dopiero wtedy, gdy zatęsknię za Małym Tygrysem, a że zatęsknię to pewne!


A wy? Oglądaliście Toradora? A może czytaliście? Pochwalcie się! Zapraszam do dyskusji. 

środa, 20 stycznia 2016

Final Girl - ranking 10 ulubionych bohaterek horrorów

Ostatnio, tak jakoś się złożyło, miałem przyjemność poznać trzy historie (dwa filmy i jeden serial), w których tytułach znajdowało się dźwięczne hasło "final girl" i żeby zbieg okoliczności był większy są to produkcje z tego samego roku, ale to już szczegół i raczej nim sobie nie warto głowy zawracać, ale warto wrócić do samej "finałowej dziewczyny".

Bycie final girl to duży stres.
Nikomu tłumaczyć nie trzeba, że final girl to postać (najczęściej kobieca, będę trzymał się kobiet) z horroru, której udaje się przeżyć do końca filmu i pokonać potwora prześladującego ją i jej przyjaciół. I tak sobie pomyślałem, że stworzę jakiś ranking ulubionych "ostatnich dziewczyn", a jak dobrze pójdzie to może zabiorę się za ranking mniej lubianych final girls, ale to kiedyś tam...
W każdym razie do rankingu kwalifikują się horrory, w których trup ściele się szeroko, co nie oznacza, że pojawią się wyłącznie slashery z lat 80-tych. Ostrzegam przed spoilerami. O ile slashery na ogół nie ukrywają, kto jest największym twardzielem i zabije w finale Jasona/Michaela/Angelę... (niepotrzebne skreśl) tak tłumacząc wybór poszczególnych kandydatek będę musiał uchylić rąbka historii. A, i jeszcze jedno: ocenie podlegają wyłącznie bohaterki, a nie filmy.

Ranking 10 moich ulubionych final girls

 10. Sarah Carter
 (Zejście; Zejście 2)
Sarah nigdy nie należała do moich ulubionych postaci. Nie znaczy to jednak, że nie sympatyzowałem z nią. Poznajemy ją w bardzo trudnym momencie, gdy jej mąż i córka giną w wypadku samochodowym. Bohaterka cierpi, ale mimo to stara się powrócić do normalności. Podczas wspólnego wypadu z przyjaciółkami kobieta jest zmuszona do walki o życie w iście mrocznych i klaustrofobicznych warunkach. Dopiero sytuacja (i tu powinien być spoiler, ale pominę) kumuluje w niej złość, które pomagają jej przetrwać. W drugiej części filmu Sarah to zupełnie inna osoba; antypatyczna i obliczona na chęć przeżycia, ale ostatecznie, w wielkim finale, przechodzi odkupienie.

9.Wendy Christensen
(Oszukać przeznaczenie 3)
Przyznam się bez bicia, że jestem ogromnym fanem Mary Elizabeth Winstead, która wcieliła się w rolę Wendy. Oszukać przeznaczenie 3 nie proponuje niczego nowego poza kilkoma ciekawymi sposobami na uśmiercenie bohaterów. Mimo wszystko postać Wendy na tle innych "proroków" serii wypada bardzo wiarygodnie. Jej chęć odzyskania kontroli nad sytuacją, żal po stracie chłopaka oraz detektywistyczne zacięcie sprawiają, że była jedną z fajniejszych dziewczyn serii.

8. Jamie Lloyd
(Halloween 4, Halloween 5, Halloween 6)
Jamie jest córką Laurie Strode, bohaterki dwóch pierwszych filmów serii. Jamie nie była typową final girl, bo była dzieckiem. Jednak okazała się godną następczynią matki, a sam okres Halloween i towarzyszące jemu cukierki oraz przebieranki idealnie przypasowały do postaci dziecka.

7. Sidney Prescott(Krzyk, Krzyk 2, Krzyk 3, Krzyk 4)

Z Sidney mam ten problem, że nie zawsze ją lubiłem. Są sytuacje, w których zastanawiam się, czy nie pora spasować i po prostu dać się zabić Ghostface, ale... Sidney nie ma wyboru. Ta postać to wojowniczka utożsamiająca wszystkie cechy final girl. Jest odważna, inteligentna i nie cofnie się przed niczym, aby przetrwać. W przeciwieństwie do innych protagonistek slasherów Sidney nie zawsze pozostaje uroczą dziewczyną z sąsiedztwa. Potrafi walczyć o swoje i przyłożyć w pysk irytującej dziennikarce. Seria Krzyk to nie tylko Ghostface, ale także historia Sidney i próby ułożenia sobie życia.

 6. Nancy Thompson
(Koszmar z ulicy Wiązów, Koszmar z ulicy Wiązów 3)
Gdy najlepsza przyjaciółka Nancy, Tina, zostaje zamordowana, bohaterka rozpoczyna dochodzenie. Od początku jest przekonana o niewinności Roda i stara się odkryć powiązania rodziców z tajemniczym potworem, który pojawia się w koszmarach wszystkich jej przyjaciół. Nancy prezentuje dociekliwość, odwagę i inteligencję. To ten typ final girl, której kibicujesz z przyjemnością.

5. Erin Hardesty
(Teksańska masakra piłą mechaniczną)
Erin to wzorowy przykład final girl. Jest sympatyczna, silna, odważna i pewna siebie. Zaraz po zniknięciu Campera przejmuje dowodzenie w grupie i zawsze stara się pomóc innym. Ponadto w trudnych sytuacjach nie traci zimnej krwi. Ma w sobie coś z chłopczycy, a w scenie, gdy próbuje uruchomić samochód przyznaje, że jest to zasługa starszych braci. Jessica Biel spisała się w swojej roli kapitalnie.

4. Mia
(Martwe zło)
W 2013 roku powstał remake filmu Martwe zło. Dużą kontrowersją dla fanów był fakt, że zamiast Asha otrzymali Mię. Co ciekawe grupa nie przyjeżdża do opuszczonej leśnej chatki na imprezę, ale aby wesprzeć główną bohaterkę w wyjściu z uzależnienia. Mia jest osłabiona oraz antypatyczna. Bohaterka raz staje po stronie zła, a innym razem po stronie dobra. Podobał mi moment, w którym Mia ponownie budzi się do życia i rozpoczyna finałową walkę z demonem. Ponadto Jane Levy (nie znam tej aktorki z innych ról) wypadła rewelacyjnie w roli opętanej dziewczyny.

3. Ellen Ripley
(Obcy, Obcy - decydujące starcie, Obcy 3)
Jeśli ktoś myśli o Obcym to widzi Ripley. Osobiście nie wyobrażam sobie tej listy bez postaci Ripley. Nawet jeśli nie każdy myśląc o final girl widzi Ripley. To niesamowite jak bardzo Sigourney Weaver stała się ważna dla serii. To bohaterka, której życie splotło się nierozłącznie z tytułowym obcym od momentu, w którym Nostromo zabrał na pokład tajemniczą formę życia, aż do momentu, w którym Ripley rzuca się w ogień wraz  ksenomorfem. Silna i odważna Ripley stanowi dowód na to, że bohaterka horroru nie musi być ładna, ale skuteczna.

2. Ginny Field
(Piątek trzynastego II, Piątek trzynastego III)
Pierwsza bohaterka serii Piątek trzynastego, która wyszła zwycięsko z pojedynku z Jasonem. Uwielbiam Ginny od momentu, w którym wjechała do obozu Crystal Lake swoim gruchotem. Charakterem nie odstaje od innych dziewczyn z Crystal Lake. Jednak bardzo podobała mi się jej finałowa walka z Voorheesem i fakt, że użyła podstępu do pokonania go. Nie licząc Chris Higgins była zdecydowanie najładniejszą final girl serii.

1. Kirsty Cotton
(Hellraiser, Hellraiser 2, Hellraiser: Droga do piekła)
Kristy debiutuje w pierwszej części Hellraiser. Zadziorna i buntownicza dziewczyna jest bratanicą Franka, któremu właśnie udało się zbiec z piekła. Bohaterka zostaje wplątana w znajomość (tak to nazwijmy) z Cenobitami, którzy poszukują jej wujka. W ten sposób dla Kristy rozpoczyna się długa walka o jej własną duszę. Przede wszystkim cenię jej postać za niebywałą odwagę. Ona bez ogródek postanawia stawiać warunki i wchodzić w układy z Cenobitami, aby tylko zyskać czas. Dla własnego ojca jest gotowa zejść do piekła. Co ciekawe udało jej się zaskarbić sympatię antagonisty, a przynajmniej jego szacunek.


A jakie są wasze ulubione finalowe dziewczyny? Macie jakieś?

środa, 6 stycznia 2016

Królewna Śnieżka w skrócie

"Ach, jakże pragnęłabym mieć dziecko o cerze białej jak śnieg, policzkach rumianych jak krew, o włosach czarnych jak heban" - tak rozpoczyna się jedna z klasycznych baśni spisana przez braci Grimm. Postać Królewny Śnieżki do dzisiaj doczekała się niezliczonej liczby adaptacji filmowych, serialowych, teatralnych, komiksowych... Trudno się dziwić fenomenowi Śnieżki, która pobudzała wyobraźnię na całym świecie, a przy tym historia była łatwa do przeniesienia na ekran, bo nawet jeśli większość z nas nie spotkała się z oryginalnym tekstem braci Grimm to z pewnością każdy gdzieś tam miał okazję zahaczyć o Śnieżkę, złą macochę, krasnoludki i zatrute jabłko.
Prawdopodobnie moim pierwszym spotkaniem z Królewną Śnieżką był horror Śnieżka dla dorosłych na VHS. Pomimo tej całej otoczki grozy klasyczna baśń pozostawała klasyczną baśnią. Twórcy opowiedzieli historię bez ubarwiania udowadniając, że jest to historia niezwykle mroczna i wciągająca. W rolę macochy wcieliła się Sigourney Weaver i w dużej mierze to ona, obok Gburka, stanowiła filar filmu. Z perspektywy czasu myślę, że Michael Cohn nie stworzył dzieła wybitnego (reżyseria jest największym minusem), ale z pewnością jest to interesujący film, do którego z chęcią powracam od czasu do czasu.
Pracę nad filmem Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków Walt Disney rozpoczął w 1934, a ukończył w 1937 roku. Do tworzenia animacji zatrudniono 750 artystów, którzy wykonali łącznie około miliona rysunków. Wysiłek jaki włożyła ekipa Disneya opłacił się, gdyż film został uhonorowany specjalną nagrodą Akademii Filmowej, a sam Walt Disney otrzymał Oskara oraz jego siedem miniaturowych kopii od Shirley Temple*.

Śnieżka przyjmuje zatrute jabłko od czarownicy
Disnejowską Śnieżkę obejrzałem całkiem niedawno. Charakterem film jest zbliżony do Silly Symphony. Animacja sama w sobie jest nadal dziełem (tym bardziej, jeśli ma się na uwadze, jak wielkim krokiem był dla wytwórni), choć już pewnie nie stanowi takiej atrakcji dla dzisiejszego widza. Przede wszystkim podobał mi się balans pomiędzy Śnieżką, jej szczęśliwym i trochę naiwnym życiem, a złem królowej. Scena, w której macocha przeobraża się czarownicę jest genialna.
Jakiś czas temu zastanawiałem się nad tematem poświęconym mandze autorstwa Kaori Yuki, ale teraz napiszę wyłącznie o postaci Śnieżki z pierwszego rozdziału. Sama autorka przyznała, że Rewolucja według Ludwika początkowo miała stanowić one-shot o księciu i Blanche. Zresztą czuć różnice pomiędzy rozdziałem pierwszym, a kolejnymi. Przede wszystkim manga ukazuje Śnieżkę jako czarny charakter, a przy tym zachowuje podobieństwo do historii braci Grimm. I pisząc "podobieństwo" mam na myśli odwołanie do baśni pozbawionej cenzury, którą narzucały kolejne wersje. Mangę polecam wszystkim, którzy lubią czarny humor. Nawet jeśli nie całą to przynajmniej historię Blanche i Ludwika.

Blanche. Największa bitch wśród Śnieżek.
W 2012 powstały aż trzy produkcje o Królewnie Śnieżce, ale ograniczę się do wspomnienia o najciekawszej. Hiszpańska produkcja Blancanieves zasługuje na uwagę chociażby dzięki formie. Twórcy zdecydowali się wykorzystać konwencję kina niemego. Wcześniej z takiego zabiegu korzystały chociażby Zew Cthulhu oraz Artysta, a więc nie było to tak odkrywcze podejście do tematu jak mogłoby się wydawać. Twórcy przenieśli historię do świata corridy, torreadorów i flamenco. Reżyser, Pablo Berger, pokazuje kulturę swoich rodaków pod pretekstem opowiedzenia raz  jeszcze historii o Śnieżce i robi to naprawdę fenomenalnie.
Ciekawe, czy bracia Grimm spisując bajkę o Śnieżce przypuszczali, że ich historia stanie się inspiracją do powstawania coraz to oryginalniejszych wariacji. Pewnie nie.

W skrócie
Królewna Śnieżka Baśń spisana przez braci Grimm
Tytuł Data powstania Coś tam napisałem Ocena
Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków 1937 Niewątpliwa klasyka, której Disney zawdzięcza swój sukces. Niestety nie może konkurować z dzisiejszymi animacjami. 6/10
Baśnie Braci Grimm 1987 Cztery odcinki serialu poświęcono Śnieżce. Bogata historia, a animacja niczego sobie. 6/10
Śnieżka dla dorosłych 1997 "Horrorowa" adaptacja klasycznej bajki. 6/10
Rewolucja według Ludwika 2004 Pierwsza Śnieżka będąca czarnym charakterem. 8/10
Mirror Mirror 2012 Jako film familijny w naprawdę ładnej oprawie kostiumowej jest ok. 5/10
Blancanieves 2012 Intrygujące podejście do tematu i świetny finał. 6/10

Grafiki pochodzą z Google.
* Walt Disney przedstawia Najpiękniejsze Bajki Świata 

piątek, 1 stycznia 2016

Filmy obejrzane w 2015

Był taki temat i też otwierał rok, ale w tytule miał inną cyferkę. Postanowiłem ponownie zrobić inwenturę obejrzanych w zeszłym roku filmów, a przy okazji pochwalić się tytułami, które wywarły na mnie największe wrażenie. Portal filmowy podpowiada, że w 2015 roku obejrzałem 202 tytuły, czyli o dwa więcej niż w ubiegłym roku, ale trzeba uczciwie przyznać, że na liście znalazło się sporo krótkometrażówek, które wynajduję z internetowych zakamarków oraz filmy, które widziałem przed 2015 rokiem, ale z jakiegoś powodu oceniłem je dopiero teraz.
A teraz o trzech najlepszych filmach obejrzanych w 2015... Ogromną przyjemność sprawił mi Dyktator z Charlie Chaplinem w roli głównej. Rzadko mam szansę oglądać stare kino. Miałem obawy, że Dyktator mógł od swojej premiery stracić na aktualności i stanowić jedynie kawał historii, którą wypada obejrzeć. Bardziej mylić się nie mogłem. Dyktator pomimo swoich 75 lat jest szczerze zabawny, ujmujący i warty obejrzenia. Podobnie jest z obsypanym nagrodami Grand Budapest Hotel. To rewelacyjna komedia pełna akcji, intryg, genialnych dialogów i świetnej scenografii. Do hotelu powracałem kilkakrotnie i za każdym razem podobał mi się jeszcze bardziej. Ostatni film z najlepszych to Mała Miss. Ciepła komedia obyczajowa o rodzinie, podróży i zmaganiu się z całym, posranym, światem. W obsadzie znaleźli się Toni Collette oraz  Steve Carell. Co ciekawe w zeszłym roku za najlepszy film uznałem Najgorsze najlepsze wakacje, w których również grał ten duet. Mój blog teraz powinien przypominać flagę Belgii.

                   

Filmów, które powstały w 2015 nie widziałem wielu, dlatego też wybór nie był specjalnie trudny. Najlepszym filmem z nowości, które obejrzałem w tym roku jest polski kryminał Ziarno prawdy.  Podoba mi się atmosfera śledztwa: brudna i nieprzyjemna, narastające napięcie. I przede wszystkim fantastyczny Robert Więckiewicz. Czy ktoś podejrzewał, że facet grający ciamajdowatego ochroniarza w serialu Samo życie okaże się tak rewelacyjnym aktorem?


Czy mam jakieś filmowe życzenia na 2016? No... Nie. Nie mam. Żadnych sprecyzowanych. Niech to będzie ciekawy rok. Niech odkryję przynajmniej jeden film, który zmiażdży mnie sobą, rozkocha i sprawi, że napiszę o nim w przyszłym roku.