niedziela, 25 lipca 2021

[Wakacyjne wyzwanie] Kolacja z arszenikiem

 Nie jem kolacji. Zostałem przez grzeczność. Uciekłem przed deserem.


Filmem z kategorii komedia postawionym przez Meg w ramach Wakacyjnego wyzwania była Kolacja z arszenikiem (oryg.The Last Supper) i jest to pozycja, która wywołała u mnie ogromny entuzjazm, chyba (tfu, zdecydowanie) największy jaki kiedykolwiek i cokolwiek wywołało w ramach tej zabawy. Przede wszystkim był to film, który "wisiał" na mojej liście do obejrzenia od bardzo dawna...

Komedia sama w sobie jest niezwykle wdzięcznym gatunkiem, bo potrafi odnaleźć się we współpracy w każdym, innym wytworem dziesiątej muzy. Moim poczuciem humoru jest czarna komedia, a filmy takie jak Ze śmiercią jej do twarzy (oryg.Death Becomes Her) oraz Sok z żuka (oryg.Beetle Juice) są moimi ulubionymi pozycjami. 

Kolacja z arszenikiem została wyreżyserowana i (na spółkę z mężem) napisana przez Stacy Title w 1995 roku. Film opowiada historię piątki młodych ludzi, którzy w ramach naprawy świata postanawiają truć arszenikiem gości zapraszanych na kolacje. Nie posiłkowałem się żadnym streszczeniem fabuły, a jedynie opisałem to, co udało mi się zawrzeć w pierwszej myśli, ale mimo chaosu to właśnie zasiadanie przy stole, pojenie arszenikiem i pytania o poglądy (niewłaściwe dla bohaterów) stanowi oś filmu.

W rolach gospodarzy "ostatniej wieczerzy" znaleźli się Cameron Diaz, Jonathan Penner oraz Courtney B. Vance, a wśród gości zasiedli między innymi Bill Paxton i Ron Perlman. Obsada naprawdę mocna, chociaż w wydaje mi się, że jak wiele filmów z lat 90-tych mocy dopiero nabrała po dekadzie lub dwóch.

Bardzo podobał mi się początek filmu i dla ułatwienia nazwijmy go "pierwszą kolacją". Był intrygujący początek, ciekawy dialog, humor i scena kulminacyjna zakończona śmiercią. Tak działa czarna komedia. Centrum żartu ma być makabryczna sytuacja, a co może być bardziej makabrycznego od zamordowania gościa podczas kolacji?  Za to uwielbiam czarne komedie. 

Kolacja z arszenikiem, jeszcze przed seansem, kojarzyła mi się mocno z moim ukochanym Płytkim grobem (oryg.Shallow Grave), którego hasłem przewodnim było niewinne zapytanie "czymże jest odrobina morderstwa w gronie dobrych przyjaciół"? Takie niewinne spłycenie poważnego czynu znajduje również uzasadnienie w filmie Stacy Title. Bohaterowie w obu przypadkach to aroganccy, wykształceni ludzie o hedonistycznym nastawieniu do świata i jakąś pogardą dla ludzi spoza kółka wzajemnej adoracji. 

Filmy dzieli jednak motyw działania, bo w dziele Boyle'a są nim pieniądze, zaś u Title ma być naiwna chęć naprawienia świata. Problem w tym, że założenia szybko się rozpadają, a im dalej w las, tym toporniej. Kolejne kolacje kwituje szybki temat przewodni spotkania, zgon i nowy krzaczek pomidorów. Brakuje jakichś interakcji pomiędzy bohaterami, a wątpliwości pojawiają się trochę od czapy, podobnie jak nieustępliwość. Nie do końca rozumiem wątek policjantki, który dość niespodziewanie i brutalnie zostaje zakończony. Finał filmu mógł być bardziej dynamiczny, jeśli nie poprzez akcję to chociaż przez dialog. 

Nie licząc krótkometrażowego Down on the Waterfront, Kolacja z arszenikiem stanowiła debiut reżyserski Stacy Title. Czy  był ambitny? Mam wrażenie, że miał być taki, ale nie do końca udało się łapanie kilku srok za ogon na raz.

Zastanawiam się, dlaczego Meg zaproponowała mi właśnie ten film. Nie mam pojęcia jaką wiedzę na temat reżyserki posiada Meg, ale chcę jeszcze o czymś wspomnieć. 

Na początku tego roku Stacy Title zmarła po długiej walce z chorobą. Styuacja była mi znajoma (chociaż nie kojarzyłem jej jako postaci związanej z filmem) z powodu jej męża, Jonathana, jednego z moich ulubionych zawodników reality show Survivor. Myślę, że chociaż Stacy Title nie zapisała się złotymi literami w historii kina to cieszyła się miłością męża oraz dzieci.

niedziela, 11 lipca 2021

[Wakacyjne wyzwanie] Ostatnie dzieciaki na Ziemi

Świetnie! Radzę sobie doskonale w każdej sytuacji nie wymagającej ode mnie rzeczy niemożliwych. 

Ten wstęp będzie przydługi. Cofnę się w przeszłość, bo koncept na ten tekst zrodził się przed obejrzeniem Ostatnich dzieciaków na Ziemi. Podejrzewam, że każda propozycja Meg będzie dla mnie wkroczeniem na zupełnie nowe wody i to najbardziej lubię w wakacyjnym wyzwaniu - możliwość zaznajomienia się z czymś, co w innych (nie wyzwaniowych) warunkach najpewniej ominąłbym. 

Ostatnie dzieciaki na Ziemi w pierwszym momencie skojarzyły mi się z Obcy na poddaszu, czyli banalna komedia z domieszką sci-fi. Potem pomyślałem o serialu The 100, czy dalej Więzień labiryntu. Cały czas w głowie miałem film fabularny, a ostatecznie okazało się, że otrzymałem serial animowany. I za nim przejdę do samego serialu wspomnę o pierwszej (niezaakceptowanej) propozycji dla Meg -  Miłość i potwory, które ma zbliżony koncept do Ostatnich dzieciaków na Ziemi. Wychodzi na to, że bardzo podobnie zinterpretowaliśmy film przygodowy. 

Ostatnie dzieciaki na Ziemi (ang. The Last Kids on Earth) to propozycja od Netflixa. Powstały w 2019 roku serial jest adaptacją serii młodzieżowych hmm... bardziej dziecięcych książek autorstwa Maxa Bralliera.Na ten moment serial doczekał się trzech sezonów. Z kolei odcinek pilotażowy ma formę godzinnego filmu i stanowi ekranizację pierwszej książki z cyklu. 

Nastoletni Jack Sullivan usiłuje przetrwać w post-apokaliptycznym świecie pełnym zombie i potworów (tak, ktoś mądry wpadł, że to i to będzie świetnym pomysłem, bo zwykle w filmach straszy jedno albo drugie).  czasem do bohatera przyłączają się jego rówieśnicy, którzy również przetrwali armagedon. 

 

Narratorem historii jest Jack i poznajemy go w trakcie jednej z "misji", czyli jesteśmy na sam początek wrzuceni w środek akcji. Jednak po chwili otrzymujemy jakieś tam streszczenie z ostatnich czterdziestu kilku dni, czyli początku apokalipsy. Na nic lepszego nie możemy liczyć ponad potwory, zombie, najlepszy przyjaciel ma walkie talkie i trzeba ocalić obiekt westchnień Jacka. 

Na uwagę zasługuje przede wszystkim polski dubbing, który spodobał mi się wyjątkowo, a wierzcie mi, raczej nie zwracam uwagi na głosy w różnych produkcjach, a tu były bardzo dobrze dopasowane. Plusem jest też animacja. Przyznaję, musiałem się do niej chwilę przyzwyczajać, ale koniec końców - postaci wyglądają bardzo ładnie. Od strony wizualnej jest bardzo dobrze: kolory są żywe, a projekty postaci bardzo ładne. Potwory mogły być nieco oryginalniejsze, ale gdzieś doczytałem, że jest to wierna odsłona książki (łącznie z rysunkami), a więc pewnie twórcy nie mogli pozwolić sobie na jakieś większe pole do popisu.

Historia jest skierowana do młodszej widowni. Problemy głównego bohatera oscylują wokół rodziny, przyjaciół i miłości. Bardzo proste i, co zaskakujące (ostatecznie), łatwe do zaspokojenia potrzeby. Nie mam z tym problemu. Ten poziom absurdu musi istnieć niczym kontrast wizualny pomiędzy apokaliptycznym światem z przedmieść, którego jedyną oazą spokoju jest domek na drzewie.

Najgorszą rzeczą, która wyprowadziła mnie z równowagi, sprawiła, że nieustannie przewracałem oczyma, robiłem przerwę w trakcie oglądania, czy komentowałem pod nosem był sam główny bohater i całe jego podejście do świata. Przez sekundę nawet lubiłem postać Jun, która od początku wyrażała (choć nie tak dosadnie) moją niechęć do Jacka. Nie mogłem ścierpieć tego co mówi, co robi, jak robi, po co robi. Wszystko to sprawiało, że każda kolejna sekunda seansu była dla mnie ciężka. I przyznam szczerze, że to byłaby całkiem udana produkcja, gdyby nie główny bohater, bo do pozostałych postaci, pomimo ich schematyczności, poczułem jakąś tam sympatię.

Na wiele pozycji o apokalipsie, które oglądałem, uczciwie, Ostatnie dzieciaki na Ziemi, umieściłbym, gdzieś pomiędzy Tańcem truposzy, a Szkolną zarazą

 

Czy obejrzałbym ponownie? 

Pytanie, czy obejrzałbym cały sezon. Tylko jeśli Jack ginie w odcinku drugim. W innym wypadku nie.

czwartek, 1 lipca 2021

Wakacyjne wyzwanie: Blockbuster Challenge

Szósta edycja? Szósta. Po roku przerwy wraca wakacyjne wyzwanie, czyli zabawę, którą organizuję z autorką Planety Kapeluszy. Meg wyszła z inicjatywą tegorocznego tematu związanego z blockbusterami. Jestem bardzo ciekawy efektów wyzwania, zwłaszcza, że hasła odnoszące się do gatunków dają dużą dowolność (w obrębie własnego gatunku, ale i to spróbuję przeskoczyć). Liczę na ciekawe propozycje. 

Zasady:

1. W trakcie zabawy wybieramy filmy/seriale/książki/inne dzieła kultury, z którymi musi się zapoznać drugi uczestnik wyzwania. Ma on dwa tygodnie czasu na "zrecenzowanie" poleconego dzieła na własnym blogu.

2. Jeśli chodzi o seriale to musi to być pilot serialu. Dopuszcza się wybór odcinka "ze środka", jeśli odcinek stanowi odrębną całość, jest fillerem, nie jest kontynuacją wątku z poprzedniego odcinka.

3. Kolejność haseł jest dowolna.


Teksty
Repertuar Oskar Gilbert Meg
Letni horror
Tutenstein Nawiedzony dom 
na wzgórzu
Film przygodowy
Ostatnie dzieciaki 
na Ziemi
Siedem minut 
po północy
Wakacyjna komedia
Kolacja z
 arszenikiem
Najlepsze 
najgorsze wakacje
Wakacyjna animacja
Ace Attorney
Tower of God

Przewidywany czas zakończenia wyzwania 25.08.2021.