niedziela, 25 sierpnia 2024

Flash [Wakacyjne wyzwanie]

 
 
Finałowe hasło Wakacyjnego wyzwania to "bieg" i tu pierwszy odcinek serialu Flash wydaje się być najbardziej trafną propozycją zabawy. I z racji, że to ostatni post czelendżu wspomnę, że igrzyska sportowe okazały się być wymagającym tematem wyzwania. Dziękuję Meg za wszystkie propozycje, a oto wrażenia z ostatniego etapu.

Barry Allen jest naukowcem współpracującym z policją. W wyniku wypadku... (nazywam to wypadkiem mimo ogromnego skonfliktowania, ale o tym później) zapada w śpiączkę, aby po kilku miesiącach wybudzić się z umiejętnością przemieszczania się z ogromną szybkością. Serial jest emitowany od 2014 roku przez The CW, a w Polsce przez Puls 2 oraz AXN. Serial doczekał się 9 sezonów z czego najnowszy nie został jeszcze wyemitowany w Polsce.

Meg stwierdziła, że to moje pierwsze spotkanie z arrowverse i chociaż nie do końca wiem, co dokładnie obejmuje ten termin to widziałem kilka odcinków Arrow, przypadkowo czytałem recenzję filmowego Flasha, no i w jakimś artykule na blogu Meg opisywała różnice między bohaterami uniwersum: gdzie zdolności zielonego herosa pochodziły z siły fizycznej, czerwonego z nauki, a jakiejś tam typiary z magii. Czytałem też komiks o Deadmanie, gdzie Flash pojawiał się w tle wydarzeń. Także nie jest to takie moje pierwsze spotkanie z tym uniwersum.

W przeszłości oglądałem kilka produkcji o superbohaterach. Były to filmy, a nie seriale. No chyba, że policzymy Tajemnice Smallville oraz wspomniane kilka odcinków Arrow. Filmy są konstruowane inaczej od seriali, bo o ile lista postaci (heros, dama w opałach, czarny charakter, policjant) oraz historia w obu się zgadza tak serial może pozwolić sobie na większą swobodę. Flash z jednej strony ma tę swobodę, a z drugiej, gdzieś mu ona ucieka.Serial skojarzył mi się dosyć mocno z przygodami o młodym Supermanie - młodzieniec z niezwykłą mocą, z jednej strony prowadzi normalne życie, a z drugiej musi walczyć ze złolami, w których rolę będą wcielać się zapewne meta ludzie powstali w wyniku wypadku. O Barrym mogę powiedzieć jedynie to, że jest sympatyczny i czułem, że jest to taki typowy dla serialu przygodowego chłopak. Kompletnie niczym nie zaskoczył. Zaskoczyła mnie za to obecność Danielle Panabaker w obsadzie. Chociaż zirytowało mnie jak szybko chciano wyłożyć kawę na ławę i w zasadzie w jednym zdaniu przedstawiono wszystkie konflikty Caitlin. Nie polubiłem postaci Iris. I to już nawet nie chodzi o to, że wyfriendzonowała Barry'ego z friendzone, czy to, że pali głupa przed ojcem, że spotyka się z jakimś facetem jak jakaś dwunastolatka, ale generalnie aktorsko wypadła nieco jak kłoda. 

Trochę smutno mi się zrobi ło, że czarny charakter manipulujący pogodą wystąpił tylko w roli epizodycznej, bo mógł z tego wyjść naprawdę ciekawy wątek. I tu też pojawia się mój problem: ktoś chciał pokazać bardzo dużo w bardzo krótkim czasie, bo odcinek trwał około czterdziestu minut. Mamy przeszłość Barry'ego, ten cały wypadek, jakąś relację z Iris, laboratorium, w którym się budzi, jedną scenę z Arrow (dla podjarania fandomu), czarny charakter no i narodziny Flasha, a i zapowiedź przyszłej walki z meta ludźmi, a na koniec, żeby nie zapomnieć o drugim odcinku cliffhanger. Chodzi o to, że te sceny były bardzo krótkie, szybkie (zabawnie byłoby, gdyby taka była intencja twórców, no bo Flash)... Płytkie i to mnie zabolało szczególnie przy spotkaniu Barry'ego i Iris. Facet wybudził się ze śpiączki i idzie się z nią spotkać (pomijając jej kłodowatość) nie czułem między nimi żadnej chemii, czy czegokolwiek. Myślę, że trochę za mało czasu poświęciło się na ekspozycję, a za dużo na tym, żebyśmy koniecznie dostali pierwszą walkę Flasha jako Flasha. I może przez to niektóre rzeczy wydawały mi się głupie, np. policjancie jadą we dwóch nocą na farmę, aby znaleźć groźnych przestępców. Nie znają tego miejsca, nie mają wsparcia, idą po prostu na odstrzał. I potem powtarzają tę samą sytuację . Miałem totalnie XD.

Mimo tych głupotek oglądało się całkiem okej. Nie byłem jakoś wyjątkowo zainteresowany, ale czas z Flashem minął szybko. Podobało mi się. 

Czy obejrzałbym ponownie? 

Hm... Sprawdziłem ilość sezonów nie na potrzeby tekstu, ale z powodu ewentualnej kontynuacji mojej przygody z Barrym. Niestety, dziewięć sezonów to prawdziwy maraton, na który zwyczajnie brakuje mi kondycji. Może, gdybym oglądał ten serial z premierą miałbym inne nastawienie. Na razie podziękuję.

niedziela, 11 sierpnia 2024

Zło czai sie wszędzie [Wakacyjne wyzwanie]

Trzecie hasło Wakacyjnego wyzwania to tenis. Meg dała mi do wyboru dwie propozycje. Anime odrzuciłem z miejsca, bo mam ostatnio przesyt japońskich animacji. W ten sposób zostałem z filmem Zło czai się wszędzie (oryg.Evil Under the Sun) i tu chcę powiedzieć, że bardzo mi się podoba angielski tytuł, który jakoś podświadomie wywoływał u mnie niepokój. 

Meg trochę oszukała z tym hasłem jak trener serwujący zawodnikowi środki dopingujące, bo z belgijskim detektywem miałem już do czynienia w wyzwaniu, a co więcej Zło czai się wszędzie zdaje się być... nie chcę tego nazywać sequelem, ale jest historią z tej samej serii, co Śmierć na Nilu (5 edycja WW), no ale tak uczciwie ta edycja mocno uderza w jakieś allstarsowe klimaty. I wspominam o tym ponieważ w roli Herkulesa ponownie pojawia się Peter Ustinov.

Zło czai się wszędzie to produkcja z 1982 roku w reżyserii Guya Hamiltona. Historia jest adaptacją opowiadania o Poirocie autorstwa Agathy Christie z 1941 roku. W ogóle to daje fantastyczne świadectwo o samej autorce, bo czterdzieści lat po napisaniu książki ludzie nadal chcą kręcić filmy na jej podstawie. 

Sama historia jest dość banalna. Herkules Poirot poszukuje zaginionego diamentu. Trop prowadzi go do hotelu na tropikalnej wyspie, a wkrótce potem dochodzi do morderstwa znanej aktorki.

Ponownie wspomnę, że David Suchet mocno zaistniał w mojej świadomości jako Poirot, bo nie będąc fanem przygód belgijskiego detektywa przed oczami nadal miałem serialowego odtwórcę roli. Oczywiście, nie mam nic do zarzucenia grze aktorskiej Petera Ustinova. Uważam, że bardzo dobrze sobie poradził - był bardzo neutralną postacią taką jaką powinien być śledczy. Myślę, że za jakiś czas poszukam innych filmów z tym aktorem. Dużym zaskoczeniem była Maggie Smith w obsadzie. Babka jak zawsze obłędna.

Film ma bardzo prostą konstrukcję: poznajemy bohaterów i relacje między nimi. Reżyser daje nam czas na poznanie każdej... no dobra, większości postaci. Mimo że początkowo ten natłok hotelowych gości mnie odrzucił to szybko zacząłem uczyć się wszystkich.  Akcja przyśpiesza przed samą zbrodnią. Potem jest przesłuchanie, wyjaśnienie i kurtyna w dół. Nie chcę za bardzo porównywać tej produkcji do Śmierci na Nilu i chyba zakończę na tym, że ten film podobał mi się bardziej. Możliwe, że wynikało to z nieznajomości rozwiązania, chociaż domyśliłem się kto jest mordercą bardzo szybko. I moje największe zastrzeżenie - finał historii - szybki i trochę wymuszony. 

Wspomnę jeszcze o scenie znalezienia zwłok. Zastanawiam się, czy Joanna Chmielewska czasem nie inspirowała się tą historią pisząc Dużą polkę, ale to już moja totalna dygresja. Słońce, plaża i afery kryminalne po prostu dobrze współgrają ze sobą.

Produkcja jest bardzo... klimatyczna? Wygląd, zachowanie postaci, muzyka, ujęcia. Nawet jeśli nie jest to wybitne to posiada charakter. Co zwróciło moją szczególną uwagę to duża dawka poczucia humoru. Film jak na kryminał nie jest ciężki. Wielokrotnie sytuacje ważne przeplatają się z jakimiś komediowymi wstawkami. I tu miałem jakieś dziwne skojarzenie z komediami francuskimi z lat 70-tych. Byłem bardzo zaskoczony tym, że produkcja trwa ponad dwie godziny, bo zleciało naprawdę szybko. Nie wiem, czy pisałem o tym już wyżej, ale w tej edycji wyzwania to zdecydowanie najlepsza propozycja.

Czy obejrzałbym ponownie? 

Na pewno przejrzę filmografię Petera Ustinova. Filmu drugi raz raczej nie obejrzę, bo to jednak zagadka i mimo wszystko oglądanie jej ze znajomością rozwiązania jest średnie.

sobota, 27 lipca 2024

Camp Counselor Jason [Wakacyjne wyzwanie]

Plusk... Pływanie to drugie hasło Wakacyjnego wyzwania i trochę boję się, że tym razem zatonę. 

W ramach czelendżu oglądamy filmy i seriale (osobiście wolę te pierwsze), ale także czytamy. Do tej pory chyba dwukrotnie zdarzyło mi się coś czytać w wyzwaniu. Były to manga Axis Powers Hetalia oraz książka Bezsenność w Tokio, no i sam w przeszłości zadawałem tomik jakiejś mangi. Dziś Meg postawiła przede mną webcomic i przyznam szczerze już na starcie miałem mocno mieszane uczucia... I tak oto przygody Jasona Voorheesa stały się pierwszym przeczytanym od dechy do dechy internetowym komiksem.  

Camp Counselor Jason autorstwa junkmix (Janie Lee) to krótka, bo 22 stronicowa historia przedstawiająca antagonistów serii Piątek trzynastego w rolach obozowych opiekunów. Zastanawiam się, czy jest jakikolwiek sens pisania, na kim bazuje postać głównego bohatera? Jason Voorhees jest kultową postacią w slasherowym panteonie, bo wystarczy wspomnieć o hokejowej masce i już wszyscy wiedzą o kim mowa. W dziele autorstwa Janie Lee jest kilka nawiązań do różnych slasherów. Ba, jeśli prześledzi się profil na IG można zauważyć, że autorka jest fanką krwistych produkcji. 

W Camp Counselor Jason hokejowy morderca jest przedstawiony jako postać pozytywna. Przeglądając internet wpadłem na określenie, które nie przyszło mi do głowy, ale świetnie oddające charakter Jasona Lee - "łagodny olbrzym". Jason po znalezieniu nowej maski postanawia zostać obozowym opiekunem. Do swojej pracy podchodzi wyjątkowo poważnie: sprząta, pilnuje, znajduje nowych przyjaciół, a czasem przypadkowo krzyżuje mordercze plany własnej matki. Drugą i według mnie najciekawszą postacią jest sama Pamela Voorhees. Kobieta jest nadopiekuńcza, a przy tym ma mordercze skłonności. Chyba najlepszym żartem z tej serii jest to jak bardzo mama Jasona nakręca się na zabicie obozowiczów, którzy raz: mogą skrzywdzić jej syna, a dwa: są myślą o jakichś zbereźnościach. Podobało mi się jak poszła z Jasonem do domu dziewczyny z którą ten umówił się "na randkę" po to, aby upewnić się, czy wszystko jest okej. 

Jeśli chodzi o stronę wizualną to nie dokońca czuję tę stylistykę. Ponadto mam wrażenie, że późniejsze odcinki (Carrie i Halloween) są lepsze jakościowo. Myślę, że gdyby Camp Counselor Jason leżało gdzieś na regale w księgarni nie zwróciłbym na komiks uwagi.

O ironio, największym minusem dla mnie był główny bohater, czy raczej zamierzenia komiksu. Nie trafia do mnie wizja dobrego Jasona w obozowym uniformie. I o ile to jeszcze samo w sobie mi nie przeszkadza to podkreślanie co jakiś czas przez kolegów lub mamę bohatera: "och, jaki z niego dobry i wspaniały chłopiec" jest już strasznie maślane. Komiks nie działa ani jako slasher, ani jako komedia. Jeśli chodzi o to pierwsze to mamy za mało gore. Z kolei komizm nie potrafi się utrzymać, bo o ile postać Pameli jakoś się broni tak już cała reszta po prostu nie jest zabawna.

Wydaje mi się, że to seria, którą łatwo się czyta, a jeśli oglądało się serię Piątku trzynastego można wyłapać kilka rzeczy (w sumie to chyba nawet należy to zrobić ;p), a tak poza tym to nie wiem o czym mógłbym jeszcze wspomnieć? Seria kończy się na 22 części, w której pojawia się Michael. I trochę szkoda, bo interakcje między tymi dwoma mogłyby być ciekawe.

Czy przeczytałbym raz jeszcze? 

I tu jest problem. Nie interesują mnie komiksy internetowe. Nie czytam ich i nie widzę potrzeby wracania do Camp Counselor Jason.

sobota, 13 lipca 2024

Sklep dla samobójców [Wakacyjne wyzwanie]

 

"Piłka nożna" czyli pierwsze hasło Wakacyjnego wyzwania odnosi się do filmu Sklep dla samobójców (oryg.Le Magasin des Suicides). O francuskiej animacji w reżyserii Patrice'a Leconte'a (Mój najlepszy przyjaciel i polecam) pierwszy raz usłyszałem kilka lat temu, ile dokładnie strzelać nie będę, bo zaraz okaże się, że nie wiem jak czas działa. W każdym razie wtedy obejrzałem zwiastun i byłem na tyle zaciekawiony, że postanowiłem zapoznać się z nim przy najbliższej okazji. I gol! Po latach... mamy to.

 Film powstały na podstawie powieści Jeana Teulé'a o tym samym tytule skupia się na małżeństwie Mishimy i Lukrecji, którzy prowadzą sklep dla samobójców. W asortymencie znajdują się żyletki (zwykłe i zardzewiałe), trucizny, pistolety, sznury i co tam jeszcze może uatrakcyjnić śmierć. Życie pary zmienia się diametralnie z narodzinami syna, który wbrew całemu światu jest zawsze uśmiechnięty. 

Świat wykreowany w filmie jest wyjątkowo szary i smutny. Dorośli mają wykrzywione, pełne zmarszczek i smutku twarze. Dzieciaki to inny kaliber; mam wrażenie, że ich pesymizm (jeśli istnieje) jest bardziej wywołany przez dojrzewanie i przez to nie obejmuje wszystkich, a syn sklepikarzy Alan nie stanowi żadnego wybryku natury.

Miasto, podobnie jak klienci, jest bardzo anonimowe - wysokie i piętrzące się budynki stoją w opozycji do małego sklepiku, który mimo zabójczego asortymentu jest skromy i uroczy, a przy tym dziwnie tętniący życiem.

Animacja jest bardzo ładna. Mimo przeważających szarości kolorowe elementy wybijają się i są bardzo przyjemne dla oka. Podobnie jest z postaciami głównych bohaterów, które są bardzo przyjemne dla oka. 

Film był zaskakująco muzyczny, bo przez niedługi czas trwania przewinęło się z jakieś cztery lub pięć piosenek? Żadna mi się nie podobała.

Czytając opis lub chociażby oglądając zwiastun Sklepu dla samobójców człowiek nieintencjonalnie podejrzewa o czym będzie film i po części ma się racje. Mimo to zakładałem, że narodziny Alana będą miały znacznie większe znaczenie dla fabuły, niż w rzeczywistości miały. Jasne, chłopiec próbuje zmienić swoją rodzinę, ale to dzieje się gdzieś obok. Nie byłem pewnym co jest tym najważniejszym elementem filmu: Alan, jego siostra, ojciec czy klienci. Sam finał również rozczarowuje, bo wszystko dzieje się za sprawą magicznego: "kończymy film happy endem" i tyle. A ja mam takie, co, dlaczego?

Czy Sklep dla samobójców wpisuje się w ramy czarnej komedii? No niby tak. Wydaje mi się, że gdzieś ten humor uciekał i nie do końca został wykorzystany potencjał tematu. Wiele rzeczy było płytko potraktowanych i zastanawiam się, na ile historia odzwierciedla książkowy pierwowzór, a na ile została okrojona, aby zmieścić się w 80 minut trwania filmu. Nie wiem.

Na koniec seansu zostałem z mocno mieszanymi uczuciami. Od strony animacji było bardzo dobrze, a od fabuły raczej okej z minusem za zakończenie. Nie wiem co jeszcze mogę dodać.

Czy obejrzałbym ponownie? 

Raczej nie jest to film, który mnie zaangażował. Nie będę o nim myślał o nim godzinami po seansie, ale wreszcie miałem okazję by obejrzeć.

sobota, 6 lipca 2024

Coś tam napisałem... ale to kiedyś

Lubię pisać. Sprawia mi to przyjemność. Zdarzyło się, że dla uwolnienia kreatywności napisałem jakieś opowiadanie lub fanfiction, które potem wrzucałem na nieistniejącą już Polską Bazę Opowiadań i Fanfiction. W ostatnim czasie zacząłem "przerzucać" moją twórczość na blogi w całości poświęcone danej historii. Blogi, w dużej mierze stanowią moje brudnopisy, ale nie będzie mi przeszkadzać jeśli do nich zajrzycie. Są jeszcze w rozsypce, jakby co ;p

Poniżej znajduje się lista:

  • Slasher - autorska parodia horroru klasy b - powiedzmy, że prawie zakończone tj. nadal "przerzucam" rozdziały na blog i pewnie będę dodawał jakieś poboczne historie
  • Lodowa bariera- fanfiction do jednego z archetypów gry karcianej Yu Gi Oh! - w trakcie, możliwe, że pojawią się inne rzeczy
  • Nadprzyrodzony - fanfiction do pokemonów w konwencji horroru - zakończone, może dodam coś jeszcze w przyszłości  
  • Odczarowani - luźne interpretacje bajek i baśni braci Grimm w konwencji horroru

Lista będzie aktualizowana

poniedziałek, 1 lipca 2024

Wakacyjne wyzwanie: Edycja olimpijska

Motywem przewodnim dziewiątej edycji Wakacyjnego wyzwania jest Olimpiada, a trochę ogólniej sport. Ech, normalnie zaniósłbym wuefiscie zwolnienie od mamy, gdyż złapało mnie jakieś choróbsko. Hasła powiązane ze sportem okazały się nieco trudniejsze dla mnie, bo coś albo wiąże się ze sportem, albo zaczynamy kombinować z lewymi zwolnieniami. I trochę tak będzie. 

Zasady pozostają niezmienne. 
1. Wraz z autorką Planety Kapeluszy  przygotowujemy cztery propozycje filmowe/serialowe/inne do haseł wyzwania (te w tabelce).
2. Od tego czasu mamy dwa tygodnie na zapoznanie się i zrecenzowanie danej propozycjinq blogu.
3.Hasła powinny "luźno" - słowo klucz - nawiązywać do haseł.
4. Kolejność haseł dowolna? Nie wiem, w pewnym momencie przestaliśmy się nad tym zastanawiać. 
5. Jeśli propozycją jest serial to musi on być pilotem lub zamkniętą całością, nie jakimś z dupy wyrwanym fragmentem. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby obejrzeć więcej niż jeden odcinek, ale to już zależy od osoby.


Teksty
Dyscyplina olimpijskaO.G. Meg
Piłka nożna
Sklep dla 
samobójców
Mała Miss
Tenis Zło czai się wszędzie Płytki grób
Pływanie Camp Counselor Jason
W zakolu rzeki
Bieg długodystansowy Flash [s01e01] Yu-Gi-Oh! GX [s01e01]

 

Przewidywany czas zakończenia wyzwania 27.08.2024.


W ogóle myślałem nad stworzeniem osobnej zakładki z Wakacyjnym wyzwaniem. 
Wiecie... pożałowałem, że jednak nie ma na liście kolarstwa i gimnastyki.

środa, 26 czerwca 2024

Lista moich ulubionych vanilli w Yu Gi Oh!

Jakoś od ponad dwóch lat interesuję się karcianką Yu Gi Oh! Oczywiście jestem raczej niedzielnym graczem, który zna trochę anime, orientuje się w przebiegu rozgrywki, a od czasu do czasu składa własną talię. 

Dzisiaj chciałbym przedstawić wam listę moich ulubionych "vanilli" czyli kart potworów nie posiadających efektów. Chociaż są bezużyteczne w turniejowych rozgrywkach to najbardziej zapadły w pamięć fanom dzięki czemu wiele z nich otrzymało "drugie życie" jako archetypy lub zaktualizowano je o efekty. A to kilka najbardziej lubianych przeze mnie:


Winged Dragon, Guardian of the Fortress 1



Zacznę od mniej oczywistego i bardziej sentymentalnego wyboru. Skrzydlaty obrońca fortecy miał przypisany atrybut wiatru, poziom 4 i 1400 ataku oraz 1200 obrony. Karta po raz pierwszy ukazała się w talii startowej Yugiego. Według opisu smok ten jest powszechnie spotykany na terenach górskich, gdzie strzeże fortecy. To pierwszy potwór, którego zobaczyłem w anime. Pojawiał się w w openingu i przysięgam, że wyglądał jak Aerodactyl z pokemonów. Warto wspomnieć, że istnieje również mniej znany Winged Dragon, Guardian of the Fortress 2, który różni się wyłącznie kolorem. Żałuję, że na tyle kart Yugiego smok dalej nie otrzymał żadnej aktualizacji.


Celtic Guardian
 

Co mogę powiedzieć? Lubię zielony. Podobno ten elf nauczył się władać mieczem i teraz zaskakuje przeciwników błyskawicznymi ciosami. Celtycki gwardzista to czterogwiazdkowy potwór o atrybucie ziemi posiadający 1400 ataku oraz 1200 obrony, co czyniło go raczej przeciętnym potworem z setu "Legend of Blue Eyes White Dragon". Wygląd elfa mocno kojarzy się z Linkem z serii Legends of Zelda.  Gwardzista był jednym z bardziej rozpoznawalnych potworów głównego bohatera. Doskonale wpasowywał się w tematykę talii dark fantasy, którą posługiwał się Yugi w Duelist Kingdom.Z ciekawostek: imię gwardzisty zostało zmienione, gdy w grze zadebiutował archetyp "Guardians" przechrzczono do na Celtic Guard (bo, kto wie jakich zniszczeń dokonałby swoim mieczem posiadając archetyp).
 

Red Eyes Black Dragon

 
Jeśli Niebieskooki oznaczał siłę, to Czerwonooki reprezentował potencjał jak stwierdził Yami. Główna karta Joeya posiadająca 2700 ataku i 2400 obrony miała poziom siódmy i był jej przypisany atrybut ciemności. Zadebiutowała w secie "Legend of Blue Eyes White Dragon". Smok był wyjątkowo groźny i posiadał śmiercionośne ataki. Jej historia była nierozerwalnie połączona z nieustanną rywalizacją z Błękitnookim. I chociaż przegrywał z nim starcia to dla mnie był tym lepszym smokiem. Z wielu różnych artów jakie posiada ta karta najbardziej przypadł mi do gustu oryginalny.  I przyznam, że chociaż nie jestem fanem figurek to Red Eyes Black Dragon prezentowałby się doskonale na półce. Uwaga, przygarnąłbym nawet wersję pop xp

 
Tiger Axe

 
Największe zaskoczenie tego zestawienia to bestia-wojownik: poziom 4, żywioł ziemia atak 1400 i obrona 1100, zadebiutował w turniejowej paczce. Jeśli się nie mylę to była karta z talii Joeya. Nie miała większego znaczenia w anime, ale... znów wkrada się sentyment. Tiger Axe był moją pierwszą kartą. Miałem wrażenie, że jest połączeniem Tygrysiej maski i Conana Barbarzyńcy. Przyznajcie, że mam rację!


Gaia The Fierce Knight
 
 

Gaia zadebiutował w secie "Legend of Blue Eyes White Dragon". Ma poziom 7, atrybut ziemi, 2300 ataku oraz 2100 obrony. Dla mnie absolutny niszczyciel. W talii Yugiego dzięki polimeryzacji mógł łączyć się z kartą Curse of Dragon, a gdy tego było za mało dochodziło combo z Catapult Turtle.Uwielbiałem, gdy Yugi nakazywał atak temu potworowi, a ten na swoim koniu szarżował w stronę przeciwnika. Gaia jest kultową postacią i co jakiś czas otrzymujemy nowe potwory, karty magii oraz pułapki wspomagające nieustraszonego rycerza. 


Chosen by the Chalice World
 

 
Najnowsza karta z mojego zestawienia pochodzi z setu "Code of the Duelist". Wybraniec jest na poziomie 3, ma atrybut ognia oraz 1600 ataku i 0 obrony. Postać z karty ma na imię Avram i jest postacią ze Świata Kielicha. Legendy o bohaterze, których nasłuchał się w dzieciństwie zainspirowały go do wyruszenia w świat i walki z Mekkknight. Elementy zbroi, które przyodziewa należą do pokonanych przeciwników. Avram szuka siedmiu dziedzictw świata każdorazowo usiłując pokonać własne ograniczenia.
 

No i pokrótce to tyle. Jest to pierwszy post otwierający niewielką serię poświęconą Yu Gi Oh! na blogu. 

czwartek, 6 czerwca 2024

Obraz mureny w popkulturze

Murena. Tak, dobrze przeczytaliście. Dokładnie! Chodzi o zwierzątko z dwoma zestawami wielkich dziabaczek. Na pewno każdy przynajmniej raz w życiu zastanawiał się, jak prezentują się mureny w popkulturze? Na szczęście śpieszę z filmową listą tych stworzonek.

Co może zaskoczyć to fakt, że w świecie gdzie obchodzi się najróżniejsze dziwne rocznice typu dzień jojo lub bitej śmietany, nie ma dnia mureny! Także pisze post z nadzieją, że 6 czerwca od teraz może stanowić nieformalny dzień muren. 


Floatsam&Jetsam


Pierwsze na myśl przyszły ni mureny z filmu The Little Mermaid (1989). Imiona Floatsam i Jetsam w polskiej wersji przetłumaczono na Mur i Ena. Dwie ciemno szare ryby posiadające po jednym bladoróżowym iijednym żółtym oku były szpiegami Urszuli. Znalazły Ariel I przekonały do spotkania z ich panią. Ślepo posłuszne i inteligentne doskonale radziły sobie z zadaniami wiedźmy morskiej. Ostatecznie giną z ręki Urszuli po jej niefortunnym ataku na księcia Adama. I dla sprawiedliwości trzeba oddać Urszuli, że była bardzo przywiązana do swoich muren, a przypadkowe uśmiercenie ich wywołało jej ogromną gorycz.
A, i w serialu Mała syrenka pojawiała się jeszcze jedna murena, ale nie mam pojęcia jaką rolę odgrywała.

Moray of Greed

Dla zmiany tonu wspomnę o Yu Gi Oh! i karcie zaklęcia "Murena chciwości" przynależącej do archetypu chciwości. Na obrazku znajdują się ryba wypływająca z rozbitego "Garńca chciwosci". Pysk mureny do złudzenia przypomina naczynie, a więc prawdopodobnie została ona nowym hostem ducha żyjącego w przedmiocie. Efekt karty pozwala na przeniesienie dwóch wodnych potworów z ręki spowrotem do talii a w zamian dociągnąć do ręki trzy karty. Spoko efekt plis jeden. 


Huntail

Warto wspomnieć o murenie z pokemonów. Huntail w opisach jest przedstawiany jako żyjąca w głębinach ryba z silnymi szczękami. Debiutującą w trzeciej generacji murena jest jedną z dwóch możliwości ewolucyjnych Clamperla, aby zdobyć ją w grze należy wymienić się Clamperlem, gdy ma przy sobie przedmiot Deep Sea Tooth. Ze względu na metodę ewolucji nigdy nie posiadałem Huntaila i nie potrafię powiedzieć jak dobrym pokemonem w grze jest. W anime zadebiutował w odcinku "The Evolutionary War", zaś w madze dwie sztuki należały do pana Brineya oraz posługiwał nim się Team Aqua. 


Razortooth


Napiszę zanim jakiś internetowy mądrala zacznie mnie wyprowadzać z błędu "o, Oscar, a to kie jest murena tylko wyjątkowo brzydki węgorz". Wiem, poleciło mi ten film w kategorii muren. I skoro zadalem sobie trud, aby obejrzeć to dziadostwo to przynajmniej o nim wspomnę. Nie-murena jest typowym potworem zjadającym ludzi z bardzo kiepskiego animal attack. W ogóle nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo ofensywne były dialogi. Jakby scenarzysta miał dziesięć lat i głupie odzywki z przedszkola były normą w kontaktach międzyludzkich. Nie polecam.


Z innych... W filmie Freddie as F.R.O.7 jednej z morskich stworów przypomina murenę.


Warto dodać, że przeszukując portal filmowy natragiłem na produkcję chorwacko-słoweńsko-brazylijsko-amerykańską z 2021 "Murina". Filmu jeszcze nie oglądałem.


Jakie są wasze ulubione kreacje muren w kulturze popularnej? Tak swoją drogą dochodzę do wniosku, że dobrze, że 5 stycznia obchodzimy dzień bitej śmietany. Zawsze możemy zarezerwować 6 stycznia na dzień filmów o murenach. 

poniedziałek, 27 maja 2024

Enigmatyczny post (wszyscy takie uwielbiają)

Przeglądając bloga znalazłem dwie listy poświęcone twórczości youtubowej. I są to rankingi szalenie nieaktualne, co nie znaczy, że kanały, o których tam wspominam straciły na wartości, bo nie w tym problem. I poniekąd zaspoilerowałem temat tego... em... enigmatycznego posta (celowy zabieg, ha ha ha). Dziś chciałbym napisać kilka słów o kanałach, które odkryłem i pochłonęły mnie bez reszty. Ten post ma za zadanie udowodnić, że ostatnią dekadę żyłem pod kamieniem i nie znałem kanału z dziesięcioletnim stażem. Zapraszam. 

 

Poszukiwacze Okazji 

 

Moim pierwszym skojarzeniem z nazwą kanału były cieszące się od kilku lat popularnością reality show o licytacjach oraz jakieś poradniki dla gadżeciarzy. I pierwsze zdanie z zakładki profilowej podtrzymuje te skojarzenia - "Stachu i Wasyl - kupują, testują, sprzedają i czasami zarabiają". W rzeczywistości panowie opowiadają o różnego rodzaju oszustwach jakich dopuszczają się ludzie na portalach internetowych. I tu wachlarz jest ogromny, bo są to wyłudzenia pieniędzy, sprzedaże nieistniejących przedmiotów, a czasem kradzieże danych. Ich filmy przedstawiają rozmowy sprzedających i kupujących. Twórcy kanału punktują podejrzane zachowania tych pierwszych i błędy tych drugich. Oczywiście, czasem człowiek łapie się za głowę i zastanawia jak to możliwe, że kupujący bezrefleksyjnie potrafią przelewać ogromne kwoty pieniędzy oszustowi. Poszukiwacze Okazji doradzają ofiarom co zrobić, ale uczciwie zdarza im się też cisnąć bekę z naiwności kupujących. Pierwszym filmem od Poszukiwaczy jaki obejrzałem było Trollowanie złodzieja


Mr.Nightmare

Z natury lubię się bać, ale jest bardzo mało rzeczy, które na dziś dzień potrafią mnie realnie zdenerwować i tu z pomocą przychodzi Mr.Nightmare. Każdy film tego twórcy przedstawia trzy lub więcej historii nadesłanych mu przez widzów lub znalezionych w odmętach internetu. Historie nie są paranormalne - opowiadają o rzeczach, których należy się bać od zawsze - stalkerzy, włamania, czasem próby porwania. Same opowieści są oprawione niepokojącą ścieżką dźwiękową, która doskonale pasuje do tonu głosu lektora. Oczywiście, zawsze możemy uznać, że historyjki są nieprawdziwe, ale tu liczy się kreowana atmosfera, a tą twórca kanału kreuje po mistrzowsku. Mimo to filmem, który przedstawił mi Mr.Nightmare było video z próbami włamań uchwyconymi na przydomowych kamerkach. 

 

HeadtoHeadBattles

Kanał poświęcony karciance Yu Gi Oh! prowadzi para Jenjen i Susu. Ogromną część ich kontentu stanowią tematyczne pojedynki w grze Master Duel (YGO online): boss battle, jank battle, różne wyzwania, mini turnieje z taliami bohaterów anime i wiele innych. Na kanał trafiają również filmiki o budowie talii i humorystyczne rolki odnoszące się do fandomu. Kanałów poświęconych Yu Gi Oh! jest sporo, ale wspominam o HeadtoHeadBattles ze względu na ogromne poczucie humoru i dystans prowadzących. Liczne powiedzonka Susu, czy momenty, w których Jenjen kompletnie z dupy wyciąga jedną kartę odwracającą losy całego pojedynku. Nawet jeśli nie jesteście graczami to dla samych interakcji tego duetu warto włączyć jakiś duel.


Pot of Senzu

Chłopaki na swoim kanale otwierają boosterki z kartami. Najczęściej pokemony, ale gdzieś tam w tle przebijają się Yu Gi Oh! oraz Dragon Ball Super. Niedzielni hobbiści, ale nawet fajni. Kanał nadal powstaje i może przy odrobinie szczęścia rozwinie się. Możecie im napisać pod jakimś filmem komentarz w stylu "pierwszy" albo "ładny drop". 

 

Czytelniku! W nagrodę, że dotarłeś do tego miejsca możesz napisać jakie kanały na YouTube oglądasz ty.

środa, 22 maja 2024

Post o zataczaniu się i...

Historia zatoczyła koło! Dacie wiarę? Możliwe, że zrobiła przy tym ładny pirułet, wyskok, półobrót i trzasnęła o ziemię w taki sposób, że nawet jurorzy podnieśli tabliczki z punktami, a publika zaczęła bić brawa na stojąco.

Gdy Mickiewicz pisał o beefie między generacjami, albo Kombi o tym, że "każde pokolenie ma własny czas" nie bardzo rozumiałem tą całą wojnę pokoleń. To, że postrzeganie świata zmienia się było dla mnie czystą abstrakcją, no bo jak myślenie ludzi może zmienić się w zaledwie 20-30 lat? 

Kilkanaście lat wstecz pierwszy raz usłyszałem określenie boomer i z miejsca stało się ono dla mnie synonimem pijanego wujka na weselu. Pokolenie "nademną" rozumie świat inaczej, mówi inaczej, wartościuje inaczej. Młodzi nie starają się zrozumieć, ale zanegować. Dlatego postrzeganie generacji boomerów przez millenialsów sprowadzało się do zbioru  negatywnych cech i nerwowego kalkulowania w głowie, czy rocznikowo, aby na pewno łapię się do milleniallsów. Oczywiście granice pokoleniowe to nietylko liczby i roczniki. Prawdziwą granicą jest światopogląd, a millenialsowy oznaczał swobodę. Żarty z cyklu chłop przebrał się za babę i powiedzenie, że kiedyś było lelepiej odeszły wraz z boomerami na drugi plan, a my w pełni mogliśmy zachłysnąć się młodością i dorosłym życiem. W ogóle zauważyliście, że nasze pokolenie faktycznie trochę zachłysnęło się dorosłością? Ale to temat na inną rozkminę.

Sytuacja się powtarza... Moje pokolenie, do tej pory będące doskonałym staje się synonimem "starych i schorowanych ludzi, bo mamy 30+ lat". Coraz częściej widzę, że moi znajomi jak niegdyś generacja "nad nami" wspominają, że kiedyś było lepiej, a nowe pokolenie takie rozwydrzone i roszczeniowe. Z kolei zetki tak jak my kilka lat temu są przekonane, że znają przepis na doskonały świat i są nieomylni w swoich przekonaniach jak kiedyś dzisiejsi trzydziesto i czterdziestolatkowie. Niekiedy mam wrażenie, że mimo zmienijących się przykładów i sytuacji argumenty pozostają te same. Ale wiecie co? Zetki mają rację: ich przepis na świat jest doskonały. Jest zawsze doskonały dla obecnego pokolenia, bo przystosowują go do własnych potrzeb. Nie ma co się boczyć i obrażać, tak po prostu jest. Kiedyś na scenę wejdzie pokolenie alfa i będą z zażenowaniem spoglądać na pokolenie zetek jak one wcześniej na millenialsów, a milleniallsi na boomerów. 

I cały ten tekst powstał tylko dlatego, że ostatnio natykam się na instagramie na rolki, w których faceci przebierają się za baby. Chyba generację nad i pod moją coś łączy, a przynajmniej jeśli chodzi o poczucie humoru.