sobota, 13 lipca 2024

Sklep dla samobójców [Wakacyjne wyzwanie]

 

"Piłka nożna" czyli pierwsze hasło Wakacyjnego wyzwania odnosi się do filmu Sklep dla samobójców (oryg.Le Magasin des Suicides). O francuskiej animacji w reżyserii Patrice'a Leconte'a (Mój najlepszy przyjaciel i polecam) pierwszy raz usłyszałem kilka lat temu, ile dokładnie strzelać nie będę, bo zaraz okaże się, że nie wiem jak czas działa. W każdym razie wtedy obejrzałem zwiastun i byłem na tyle zaciekawiony, że postanowiłem zapoznać się z nim przy najbliższej okazji. I gol! Po latach... mamy to.

 Film powstały na podstawie powieści Jeana Teulé'a o tym samym tytule skupia się na małżeństwie Mishimy i Lukrecji, którzy prowadzą sklep dla samobójców. W asortymencie znajdują się żyletki (zwykłe i zardzewiałe), trucizny, pistolety, sznury i co tam jeszcze może uatrakcyjnić śmierć. Życie pary zmienia się diametralnie z narodzinami syna, który wbrew całemu światu jest zawsze uśmiechnięty. 

Świat wykreowany w filmie jest wyjątkowo szary i smutny. Dorośli mają wykrzywione, pełne zmarszczek i smutku twarze. Dzieciaki to inny kaliber; mam wrażenie, że ich pesymizm (jeśli istnieje) jest bardziej wywołany przez dojrzewanie i przez to nie obejmuje wszystkich, a syn sklepikarzy Alan nie stanowi żadnego wybryku natury.

Miasto, podobnie jak klienci, jest bardzo anonimowe - wysokie i piętrzące się budynki stoją w opozycji do małego sklepiku, który mimo zabójczego asortymentu jest skromy i uroczy, a przy tym dziwnie tętniący życiem.

Animacja jest bardzo ładna. Mimo przeważających szarości kolorowe elementy wybijają się i są bardzo przyjemne dla oka. Podobnie jest z postaciami głównych bohaterów, które są bardzo przyjemne dla oka. 

Film był zaskakująco muzyczny, bo przez niedługi czas trwania przewinęło się z jakieś cztery lub pięć piosenek? Żadna mi się nie podobała.

Czytając opis lub chociażby oglądając zwiastun Sklepu dla samobójców człowiek nieintencjonalnie podejrzewa o czym będzie film i po części ma się racje. Mimo to zakładałem, że narodziny Alana będą miały znacznie większe znaczenie dla fabuły, niż w rzeczywistości miały. Jasne, chłopiec próbuje zmienić swoją rodzinę, ale to dzieje się gdzieś obok. Nie byłem pewnym co jest tym najważniejszym elementem filmu: Alan, jego siostra, ojciec czy klienci. Sam finał również rozczarowuje, bo wszystko dzieje się za sprawą magicznego: "kończymy film happy endem" i tyle. A ja mam takie, co, dlaczego?

Czy Sklep dla samobójców wpisuje się w ramy czarnej komedii? No niby tak. Wydaje mi się, że gdzieś ten humor uciekał i nie do końca został wykorzystany potencjał tematu. Wiele rzeczy było płytko potraktowanych i zastanawiam się, na ile historia odzwierciedla książkowy pierwowzór, a na ile została okrojona, aby zmieścić się w 80 minut trwania filmu. Nie wiem.

Na koniec seansu zostałem z mocno mieszanymi uczuciami. Od strony animacji było bardzo dobrze, a od fabuły raczej okej z minusem za zakończenie. Nie wiem co jeszcze mogę dodać.

Czy obejrzałbym ponownie? 

Raczej nie jest to film, który mnie zaangażował. Nie będę o nim myślał o nim godzinami po seansie, ale wreszcie miałem okazję by obejrzeć.

1 komentarz:

  1. Ot, życie, że film, który mi się podobał, Tobie się nie podobał. Są nawet dwie piosenki, które sobie potem puszczałam w kółko.

    W ogóle nie wiem, czy wiesz, ale rodzina, która prowadzi sklep, ma imiona po słynnych ludziach, którzy popełnili samobójstwo - Mishima od pisarzy Yukio Mishimy, który popełnił seppuku, Alan - od Alana Turinga, jego siostra - od Marlyn Monroe, jego brat - do Vincenta van Gogha, a Lukrecja - od postaci z rzymskiej mitologii. A jeśli chodzi o książkowy pierwowzór, to próbowałam go znaleźć i nie mogłam, za to dowiedziałam się, że rzecz się dzieje po kolejnej wojnie światowej i że to technicznie rzecz biorąc, dystopia. Poza tym zakończenie jest bardziej niejednoznaczne.

    Powiem Ci, że ja byłam pod wielkim wrażeniem polskiego dubbingu, bo jednak te kabaretowe głosy udźwignęły mroczną atmosferę filmu.

    OdpowiedzUsuń