Przed startem tegorocznego wyzwania zastanawiałem się nad kategorią - potrawa. Wiecie, egzotyczne składniki, niezwykłe przyprawy, oryginalnie podane dania, ale ostatecznie stanęło na towarzyszu podróży. Mam jednak wrażenie, że czy byłaby to potrawa czy kompan zakończyłoby się tak samo...
Filmy i seriale proponowane przez Meg zwykle odbijają się gdzieś w jej zainteresowaniach. O kowboju Morrisa lub kosmicznej flocie można poczytać na Planecie Kapeluszy, ale też często wspomina o tych tworach kultury w codziennych rozmowach. Kiedyś spytała na forum, czy ktoś z nas oglądał już Kto zje zielone jajka sadzone?. Pytanie zniknęło w szołtowym bezkresie bez odpowiedzi, ale zapamiętałem tytuł przez jego oryginalność i prowokacyjność (serio, jedzenie w tytułach intryguje mnie).
Po wpisaniu tytułu w wyszukiwarkę wyskoczyły mi podejrzanie znajomo wyglądające stworzonka i nazwisko autora książki, na której został luźno oparty serial Kto zje zielone jajka sadzone? (oryg. Green eggs and ham).
Moja znajomość z twórczością Doktora Seussa jest bardzo skomplikowana. Nigdy nie sięgałem po jego książki, ale znam kilka filmów będących adaptacjami jego dzieł i były to różne, niekoniecznie pozytywne, doświadczenia (do dziś usiłuję wymazać z pamięci Kota Prota).
Mam problem z określeniem fabuły Green eggs and ham po pierwszym odcinku. Opisy znalezione w internecie opisują historię w sposób enigmatyczny, zaś sam pilot serialu "Here" ku zaskoczeniu serwuje cliffhanger obiecujący ciągłość historii, a nie jej epizodyczność do czego latami przyzwyczajały mnie seriale animowane. Jeśli tak jest to brawo!
Bohaterów jest dwóch - Sam i Pan. Że różni ich wszystko to mało powiedziane (nie, w zasadzie to uczciwe stwierdzenie). Już pierwsze kilka scen pokazuje różnice między nimi - interakcje ze światem, różnymi sytuacjami rysują dwa zupełnie inne podejścia do życia. Pozostało więc tylko czekać na moment, w którym dwa światy zderzą się ze sobą. Moment ten nadchodzi w restauracji przy tytułowej potrawie.
Tu nastąpi dygresja i napiszę, że obrzydziło mnie jedzenie jajek i tu stoję po stronie Pana.
Sama scena podmiany walizek jest boleśnie przewidywalna, ale nie będę się czepiał, bo mimo wszystko jest to produkcja skierowana do dzieci i w tej kategorii sprawdza się doskonale.
Historia wydaje się być poprowadzona umiejętnie, wskazując najważniejszych bohaterów i intrygę w tle. O intrydze oraz pobocznych postaciach nie będę wspominało ponieważ jeden odcinek to za mało, ale są i z pewnością w przyszłości odegrają większą rolę. Dialogi są lekkie, zabawne, niewymuszone. Warto też pochwalić ładną animację. Najlepiej z całości zaprezentowała się czołówka - zdecydowania powinna się znaleźć w jakiejś topce bajkowych piosenek.
Wydaje mi się, że Kto zje zielone jajka sadzone? między wierszami ma mówić o samotności i poszukiwaniu przyjaźni o czym przekonała mnie scena w restauracji. Sam i Pan są wyjątkowi - nie pasujący do reszty świata. Wynalazca nie jest tak pełny życia i otwarty jak reszta...chciałem napisać dziwaków od gadżetów, ale... whatever. Sam z kolei jest duszą towarzystwa, ale przy tym nie do końca wie jak zdobyć PRAWDZIWYCH przyjaciół. W sumie nie wiem co więcej dodać.
Czy obejrzałbym dalej?
Podsumowując - jest to pierwszy serial oparty o twórczość Doktora Seussa, który obejrzałem. Prezentuje się zdecydowanie lepiej od Protów, Hortonów i Ktosiów... Mimo wszystko nie jestem na tyle zainteresowany, aby oglądać dalej.
Wyobraź sobie, że "kto zje zielone jajka sadzone?" jest oparte o bardzo krótką książeczkę (z zaledwie pięćdziesięcioma słowami) i poniekąd jest o tym, że warto próbować nowych rzeczy. Natomiast sam serial dużo czerpie z filmu "Samoloty, pociągi i samochody", w którym dwóch facetów jest zmuszonych razem podróżować i jeden z nich doprowadza drugiego do szału.
OdpowiedzUsuń