środa, 1 lipca 2015

[Wakacyjne wyzwanie] Ballada o Daltonach

Lucky Luke jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postacie europejskiej animacji zaraz obok Asterixa i Obelixa. Postać stworzona przez duet Morris i Goscinny doczekała się niezliczonej liczby komiksów oraz filmów i seriali. Pomimo jego rozpoznawalności nie miałem nigdy styczności z Lucky Lukiem, aż do teraz, gdy przyjąłem wyzwanie od Meg i zapoznałem się z "Balladą o Daltonach" powstałą w 1978 roku, a więc jest to nieco starsza animacja od tych, które sam zwykle oglądam. Nie będę udawał mądrzejszego niż jestem i wypisywał tego czego się dowiedziałem o samych Daltonach, a jedynie skieruję tutaj, gdzie można w skondensowanej pigułce odnaleźć wszystko o przestępczej rodzinie.
Daltonowie to główni przeciwnicy Lucky Luke'a, ale w tym filmie to właśnie oni grają główną rolę. Po osadzeniu w więzieniu otrzymują informacje o spadku, który otrzymali po swoim nieżyjącym wujku (swoją drogą podobieństwo panów jest uderzające). Jednak, aby położył łapy na fortunie muszą oni wypełnić jego ostatnią wolę, a mianowicie zemścić się na ludziach, którzy doprowadzili do skazania wujka. Pechowy los chce, aby ich wspólnikiem został Lucky Luke. Fabuła koncentruje się na odnajdowaniu kolejnych dość oryginalnych postaci, które muszą zostać zlikwidowane przed Daltonów.
Na sam film natrafiłem w wersji z lektorem, ale na filmwebie piszą również o wersji z dubbingiem. Początkowo myślałem, że będzie mi to przeszkadzało, tym bardziej, gdy pierwszą piosenkę "zagłuszyło" tłumaczenie Macieja Gudowskiego. Jednak szybko przyzwyczaiłem się i lektor przestał stanowić jakikolwiek problem. Najfajniejszym elementem filmu była muzyka (i kurde, soundtrack, poproszę), która nadawała fajny, leniwy rytm całości. Mistrzostwem była scena muzycznego snu Daltonów, w który wprowadził ich Wężowe Pióro. Nie dość, że scena była zabawna to i stanowiła przyjemny przerywnik w podróży.

W poszukiwaniu doktora
Przez film przewinęło się całkiem sporo postaci, bo poza Daltonami i Lucky Lukiem byli jeszcze pies, wędrowny handlarz oraz "cele" czwórki przestępców.
Główni bohaterowie niekoniecznie zdobyli moją sympatię. Na pierwszy plan wysunęli się Joe będący najmniejszym z braci, a także pełniący rolę przywódcy grupy oraz najwyższy Averell, który pełni rolę głupka. Żałuję, że środkowi dwaj bracia pełnili jedynie rolę tła, a film przecież jest o nich i mogli dostać chociaż niewielką rolę na wykazanie się. Sami Daltonowie nie odbiegają od stereotypowych czarnych charakterów z animacji: są źli, głupi i tchórzliwi. Ciekawą postacią, która kradła moje zainteresowanie był sam Lucky Luke. Spokojny, wyważony stróż prawa bez najmniejszego problemu cały film wodził bandytów za nos i to było imponujące. Właściwie w każdej części tego filmu kowboj wymyślał jakiś podstęp ratujący życie kolejnemu celowi na liście Daltonów. Jeśli chodzi o bohaterów epizodycznych to miałem wrażenie, że są oni Dzikim Zachodem w pigułce: krupier, zdziwaczały poszukiwacz złota, wędrowny doktor, indiański szaman... Wszystko, co jest charakterystyczne dla westernu.
Jeśli o humor chodzi to nie od dzisiaj wiadomo, że jestem ponurakiem i mało rzeczy potrafi mnie rozśmieszyć, ale autentycznie spodobał mi się motyw z wielebnym-hazardzistą i tym jak cwanie sam potrafił wykręcić się od swojego losu. Ogólnie cała scena w kościele; witraże z kolorami kart, "Wielki Krupier" i panie obecne na mszy. Heheh, niektóre stereotypy chyba nigdy nie ulegną zmianie... Podobał mi się też dowcip z wędrownym sprzedawcą, który padał ofiarą napaści Daltonów, o ile na początku scenki z nim pojawiały się co po chwila tak szkoda, że zabrakło ich w drugiej części filmu.
Rozczarowało mnie natomiast samo zakończenie. Nie żebym spodziewał się ostatecznego tryumfu Daltonów, ale po tak długiej podróży liczyłem na coś nieco bardziej efektownego, niż "zapraszam jeszcze tutaj, jesteście aresztowani, skazani, dziękujemy".

Czy obejrzałbym Lucky Luke?
To było moje pierwsze spotkanie z kultową postacią z Dzikiego Zachodu  i tak naprawdę nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Myślę, że podobnie jak w przypadku dwóch nieokrzesanych Galów - tak, ale w odpowiedniej ilości i raz na jakiś czas.

4 komentarze:

  1. Tak się zastanawiałam, czy prześlesz dzisiaj, czy kiedy indziej. Chyba cię nie popędziłam, co?

    Cieszę się, że ci się podobało i że przekonałeś się do Luke'a. On zawsze jest taki wyważony i sprytny. A jeśli chodzi soundtrack, to mnie bardziej przypadła do gustu sama tytułowa ballada, niż sekwencja snu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, miałem prawie gotowy tekst, ale przyznam, że zaskoczyło mnie, że tak prędko wykonałaś wyzwanie :) teraz będzie trzeba znaleźć coś ze słowem wakacje, ale mnie kusi wakacyjny slasherXD

      Usuń
    2. A mogę nie slash? Chciałabym jednak coś w miarę pogodnego.

      Usuń
    3. spoko, tylko żartowałem z tym slasherem :D

      Usuń