Film, książka, czy gra? W pierwszym odruchu odpowiadam, że film, ale potem myślę sobie o kontynuacjach gier, aby na końcu dojść do wniosku, że książka też może. Nie ma większej różnicy, bo wszystko może doczekać się swojego sequela i myślę, że możliwość posiadania "ciągu dalszego" to duże pochlebstwo dla oryginału. Wszakże złe twory rzadko otrzymują drugie życie. To znaczy otrzymują, ale trzeba zaznaczyć, że istnieją twory złe i "złe".
Pamiętam, gdy pierwszy raz natknąłem się na książkowy sequel (wiem, jak to brzmi). Nie chodzi mi o każdy sequel, ale o kontynuację, której byśmy się nie spodziewali. U mnie był to Piotruś Pan. Zaintrygowany tytułem poczytałem trochę na internetach, ale po samą książkę sięgnąć nigdy się nie odważyłem. Chodzi o to, że niektóre marki po prostu nie powinny bawić się w kontynuacje, bo są tak dobre; perfekcyjnie ułożone, że każdy następny dodatek byłby jedynie skazą. Jasne, są filmy, które tworzy się z założeniem, że mają stanowić część pierwszą większej historii (cześć, Jack Sparrow), ale dzisiaj tworzenie kontynuacji staje się pewnego rodzaju nałogiem u twórców.
S.Darko, czyli kontynuacja Donnie Darko |
Szkoda, że większości z nas (i słusznie) kontynuacja kojarzy się z czymś wtórnym, mniej doskonałym, odgrzanym. I trudno się dziwić. Z jednej strony może drażnić rażący brak pomysłowości twórców; po co tworzyć nowe postaci, wątki, historie skoro raz jeszcze można przetworzyć tę samą bajkę i podać ją jako ciąg dalszy zeszłorocznego hitu? Doskonałym przykładem jest Kevin sam w Nowym Jorku, który kropka w kropkę, gag w gag, scenę po scenie kopiuje rewelacyjną część pierwszą. Mimo wszystko mistrzami w dorabianiu kontynuacji okazują się być twórcy horrorów - piątki, świątki, koszmary lat ubiegłych i przyszłych, piły zwykłe i mechaniczne.
Tak jak fabuła tych filmów, tak i nazewnictwo sequeli nie grzeszy oryginalnością albo daje się "2" (Spider-Man 2), bądź słowo wskazujące kontynuacje historii (Powrót Batmana, Omen: Przebudzenie), a czasem ucieka się do gier słownych (Za szybcy, za wściekli).
Zapędy filmowych twórców rzadko kończą się na dwójce. Rolą sequeli jest stworzenie połączenia dla większej serii, a może nawet mini-serialu. Zrzędzę? Ano, zrzędzę. Czasem warto raz jeszcze obejrzeć przygody ulubionych bohaterów w nieco innej odsłonie. Wyobrażacie sobie, jak smutny byłby świat bez kolejnych filmów z kapitanem Sparrowem?
Chyba jednak większość ludzi jest przeciwna tworzeniu kontynuacji i wśród bojowników fundacji charytatywnej "Nie dla sequeli" można wyróżnić trzy opinie:
- żartobliwą: "z tego robi się moda na sukces",
- pesymistyczną: "niepotrzebna kontynuacja",
- na chłopski rozum: "wiadomo, że robią to dla kasy" (no, bo produkcja filmów to czyjeś hobby).
Po części zgadzam się. Nie każdy film prosi o ciąg dalszy, a "chwytliwy" tytuł potrafi być wielką pokusą dla filmowców. Mimo wszystko w tworzeniu kontynuacji warto zachować zdrowy rozsądek i umiar.
Znacie film, który wręcz prosi się o ciąg dalszy? Może macie ulubiony sequel?
Lubię tę część:
OdpowiedzUsuń"Mimo wszystko mistrzami w dorabianiu kontynuacji okazują się być twórcy horrorów - piątki, świątki, koszmary lat ubiegłych i przyszłych, piły zwykłe i mechaniczne."
Piękny tekst.
Co do preferencji - ja osobiście nie jestem przeciwna sequelom, bo jak coś lubię, to chętnie obejrzę. Są też takie sequele, które lubię bardziej od oryginałów, np. "Straszny film 3" uważam za strawniejszy od reszty, a moją ulubioną częścią "Powrotu do przyszłości" jest część trzecia. Są też takie filmy, które chciałabym, aby miały kontynuację, jak "Megamocny" (choć przy tym to zadowoliłabym się bardziej serialem, niż filmem).