piątek, 6 marca 2015

Happy end, czyli nieszczęśliwe zakończenie dla widza. O kulturze oczekiwań

To nie będzie długi post, a jedynie szybki komentarz do tematu, który myślę, że fajnie byłoby podjąć. Otóż wzięło mnie na kilka przemyśleń dotyczących zakończeń seriali i oczekiwań widzów, które, jak to czasem się zdarza, wymijają się. Dokładniej chodzi mi o stosunek widzów do happy endów, czy jak tam inaczej określa się szczęśliwe zakończenie jakiejś serii.
Kilka dni temu kręcąc się po forum pewnego serialu telewizyjnego spotkałem się z dość interesującą opinią na temat zakończenia, które nastąpi dopiero za jakieś 2-3 odcinki. Nie zacytuję, bo nie pamiętam dokładnie jak to szło, ale chodziło o to, że happy end w jakiś sposób sprawi, że seria będzie fatalna. To nie pierwszy raz, gdy spotykam się z takim stwierdzeniem. Nie mówię, że nie ma sensu, tym bardziej, jeśli dla wielu osób happy end oznacza przesłodzoną końcówkę przypominającą bajkę Disneya - także nie przepadam za takimi zakończeniami. Można odnieść wrażenie, że niektórzy odbiorcy bardziej cenią sobie złe zakończenie tylko dlatego, że jest złe. Niekiedy tłumaczy się to potrzebą realizmu (pomijając fakt, że cała seria może być pozbawiona sensu). Uważa się, że happy end kłóci się z realizmem. I w tym momencie zaczynam się zastanawiać, czy nasza rzeczywistość jest smutna i ponura, że właśnie przez te cechy postrzegamy dobre zakończenie? Czy to, jak źle skończy postać, której być może kibicowało się przez kilkanaście odcinków, albo kilka sezonów, wpływa na pozytywny odbiór całej serii?
W każdym razie narzekaczom polecam trochę mniej pesymizmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz