poniedziałek, 6 lutego 2017

Wielki powrót Idola

Po przeszło dziesięcioletniej przerwie powraca Idol. Jeżeli ktoś się nie orientuje, o czym piszę, Idol to program rozrywkowy nadawany przez telewizję Polsat, którego celem było odkrywanie muzycznych talentów. Zwycięzca mógł liczyć na kontrakt z wytwórnią muzyczną. W Polsce w latach 2002-2005 zrealizowano 4 edycje. Najbardziej znane nazwiska związane z marką to Monika Brodka, Ania Dąbrowska oraz Tomek Makowiecki.
Mimo że o powrocie Idola mówi się od kilku lat to tak naprawdę nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale stało się i już w środę 15 lutego Polsat wyemituje pierwszy odcinek piątej edycji. Mam jakieś tam oczekiwania wobec formatu i dzisiaj chciałbym trochę o nich napisać. Moje oczekiwania buduję na pamięci o polskiej i amerykańskiej wersji, które śledziłem przez kilka lat. No to siup!
Sercem programów talent show są przede wszystkim jurorzy. To z nimi widzowie spędzają większość czasu, słuchając ich opinii. W dużej mierze takie programy ogląda się właśnie dla nich. Amerykański Idol zaczął kuleć w dużej mierze przez nietrafione zmiany w panelu sędziowskim. Z kolei polska wersja nigdy nie potrafiła zebrać czwórki fachowców potrafiących balansować pomiędzy sensowną krytyką, a sympatycznym charakterem. Wyjątek tutaj stanowiła Elżbieta Zapendowska i cieszy mnie fakt, że to właśnie ona, "ze starej ekipy", powraca do programu. Pozostali sędziowie są dla mnie zagadką. Ewa Farna była już jurorem w X-Factor i tyle mi o niej wiadomo. Jeśli jury okaże się mądre to czeka nas program na poziomie Must Be The Music.
Obok sędziów ważny jest prowadzący i tu zmian nie ma. Naszym przewodnikiem ponownie zostaje Maciek Rock. Przemawia za nim doświadczenie i wiem, że w roli prowadzącego wypadnie okej.

Finałowa 7, Idol
Zastanawia mnie przebieg rozgrywki. Słyszałem o tym, że to jurorzy będą decydowali o eliminacji danej osoby w "bottom 2". Jestem na nie! Idola od innych talent show odróżniał brak integracji ze strony sędziów. To widzowie wybierali, kto zasługuje na eliminację, a kto powinien walczyć dalej i chciałbym, aby tak pozostało. Jeżeli produkcja chce koniecznie dawać jurorom większą siłę to niech umożliwią im wybór dzikiej karty lub prawo do "uratowania" jednego wyeliminowanego uczestnika.
Mam nadzieję, że format będzie skromny. Dużym minusem późniejszych, amerykańskich wersji był cały ten przepych, na castingach brakowało dziwnych i śmiesznych występów, etap Hollywood rozrósł się do długiej i trochę nużącej batalii przypominającej spektakle z Glee. Etap półfinałowy, w Polsce mieliśmy dwa formaty, top48 (I, II edycja) oraz top 35 (III, IV edycja). Nie byłem zwolennikiem żadnego z tych formatów, ale czuję, że czeka nas powrót do starej, dobrej formuły ośmiu półfinałów. Fajnie byłoby wykorzystać amerykańską wersję top 24 (IV, V, VI, VII, IX edycje). W półfinałach prezentowała się grupa dziewczyn i chłopaków. Z każdej z nich, co odcinek odpadały dwie osoby i tak po trzech rundach na placu boju zostawała finałowa dwunastka. Taki format sprawiał, że lepiej poznawaliśmy bohaterów programu oraz ich muzycznych idoli.
Liczę także na ciekawą tematykę finałowych koncertów, a co za tym idzie dobre aranżacje, które utrzymają się w pamięci na dłużej. Niech produkcja nie oszczędza na programie. Amerykanie organizują trasy koncertowe finalistów, dzięki czemu ci na dłużej zostają w pamięci widzów.
Kto wie? Być może w tym roku otrzymamy kolejnego muzyka, który znajdzie sobie stałe miejsce na listach przebojów?

Sam, program postaram się oglądać i może nawet będę  komentował jego przebieg na moim blogu (podobnie jak Mam Talent). Wszystko zależy od tego, jaki format będą miały odcinki półfinałowe. 

Fotografia z http://rozrywka.dziennik.pl/telewizja/zdjecia/413677,1,program-idol-ma-juz-10-lat-to-tu-slawe-zdobyl-kuba-wojewodzki.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz