środa, 10 grudnia 2014

Wielka szóstka z San Juan Del Sur

Zbliża się wielki dzień. Wielka noc. Wielki finał. Survivor: San Juan Del Sur prawie dobiegł do końca. W tym tygodniu zostanie wyemitowany przedostatni epizod, a za tydzień poznamy zwycięzcę 39 dniowej rywalizacji w San Juan Del Sur. Dla mnie jako widza sezon pozostawi mieszane uczucia mimo wszystko: powtórnie wprowadzono twist Blood vs Water (dla tych, którzy nie znają programu jest to formuła rodzinna), były szokujące eliminacje, sprawiedliwy czas antenowy dla każdego, interesujące zadania i konflikty. Niestety nawet taka kombinacja sprawiała, że do połączenia, czyli... 7 odcinka sezon trącił nudą.Wszystko (albo większość) zmieniło się po połączeniu. Ruchy zaczęły wydawać się ciekawsze, postaci bardziej wyraziste. W grze pozostało sześć osób i zero wskazówek co do zwycięstwa którejś z nich.

Natalie i Baylor wtajemniczają w swoje plany Missy
Moją zdecydowaną faworytką jest Natalie, która wcześniej wystąpiła z siostrą bliźniaczką w innym reality show, The Amazing Race. Podziwiam, że już z pewnym bagażem doświadczeń ona i jej siostra zdecydowały się spróbować swoich sił w innym programie. Natalie jako jedyna porusza się w tej grze płynnie: pociąga za sznurki, kłamie, wchodzi w nowe układy, wyciąga od ludzi potrzebne informacje, a przy tym jest miła dla każdego, co w tym sezonie dla większości osób okazuje się być barierą nie do przebicia. Panna Anderson ma wierną sojuszniczkę: "przyszywaną siostrzyczkę", Baylor. Jaka wielka byłaby to ironia, gdyby Natalie pokonała w finałowej dwójce (tak wierzę, że w tym sezonie będzie finał dwuosobowy) Baylor, która w pierwszym odcinku pozbyła się siostry Natalie?
Baylor jest chyba najmłodszą uczestniczką w tym sezonie. Wiele osób kibicowało i chyba dalej kibicuje tej filigranowej dziewczynce. Ja mam z nią kłopot. Z jednej strony wiem jak ciężko Baylor pracuje na dojście do finału: wchodzi w sojusz, przeskakuje z niego tam gdzie widzi dla siebie większe korzyści. To dobra gra, ale z jakiegoś powodu Baylor od początku postrzegana jest jako zła osoba. Zła to złe określenie... Zmieniam na niedojrzała.
Od dłuższego czasu moją faworytką była mama Baylor - Missy. Sympatyczna czterdziestka, która mimo braku strategicznego szału potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji. Cenię ją za to, że w przeciwieństwie do "survivalowych babci" nie rozkleja się jak to ciężko jej głosować na radach plemienia. Uwielbiam swego rodzaju wyrachowanie i sztuczny uśmiech, którym obdarza każdego wokoło. W pewnym sensie pełni rolę matki (nie tylko dla Baylor), ale chyba dzięki temu matczynemu spokojowi tak łatwo owinęła sobie wokół palca Jona. Co jest jej problemem? Córka. Missy za bardzo angażuje się w grę córki. Stara się chronić ją przed wszystkim, co doskonale było widać podczas 11 odcinka, gdzie Reed doskonale podsumował mamę i córkę.
Jon i Jaclyn mają dobrą pozycję po połączeniu plemion
Jon od początku jest przedstawiany jako pozytywny charakter. Lubi "Survivor", kocha Jaclyn, jest zabawny i ma ciężko chorego ojca o czym dość często przypomina. Jest trochę takim głuptasem, który stara się ze wszystkich sił być liderem głównego sojuszu, co o zgrozo nawet mu wychodzi. Ma dobrą relację z Missy, potrafi odnajdować ukryte immunitety. Nie jestem jednak pewien, czy to wystarczy, aby wygrać. Możliwe, że tak, a jeśli nie to jakoś niespecjalnie mnie to zmartwi.
Jaclyn, narzeczona Jona, od początku wydawała się być małomówną blondynką, która podobnie jak dziewczyny jej pokroju jest tam tylko po to, aby służyć komuś swoim głosem, a potem skończyć swój żywot jako piąty/szósty juror. To ciekawe, bo Jaclyn cały czas walczy o swoją niezależność w grze. Chce być postrzegana jako niezależna i równoprawna partnerka Jona w grze, co doskonale widać chociażby w 8 odcinku. Z drugiej strony Jaclyn postrzegana jest jako kapryśna dziewczyna, która kieruje się wyłącznie własnymi potrzebami: nie lubi kogoś, ktoś nie zabrał jej na nagrodę, Jon nie chce jej wysłuchać. Z tego kreuje się obraz egoistycznej dziewczyny. Z drugiej strony w jakimś wywiadzie Jeremy (?) zapytany o to, kto jest lepszym strategiem Jon czy Jaclyn podobno bez namysłu odpowiedział: Jaclyn.
Keith o ostatnia osoba z przeciwnego sojuszu, która pozostała w grze. Ten pięćdziesięciokilkuletni pan to przede wszystkim kopalnia humorystycznych scenek. Jego południowy akcent, nieokrzesane zachowania i ogólna nieporadność w rozumieniu gry są przezabawne. Strategia w jego wykonaniu ogranicza się do zdradzania planów i kłopotów z pojęciem, co stanie się w przypadku remisu na radzie. Jeżeli wygra to zdecydowanie będzie najgorszym zwycięzcą Survivor w historii show. Czy przeszkadza mi to? Nie. Keith ma przyjaciół (w tym syna) wśród jurorów, którzy bez wahania oddadzą mu czek na milion dolarów a ponadto wymiata w konkursach, jest pracowity i bardzo, bardzo wolno, ale stara się pojąć Survivor.

Keith ponownie chce wygrać immunitet
Zdjęcia pochodzą z SurvivorFever.net

2 komentarze:

  1. Fajny wpis. Szkoda, że przeczytałem już po obejrzeniu odcinka :P.

    ~Umbastyczny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Od czasu do czasu zdarzy mi się coś napisać na temat Survivor, a więc warto zaglądać.

      Usuń