środa, 30 października 2019

Bardzo szybka aktualizacja

Dzisiejszy post zaczynam od amerykańskiego remake'u meksykańskiego filmu z 2010 roku, Jesteśmy tym, co jemy. Trzy lata po premierze kanibalistycznego dramatu swoją wersję przygotowaną pod grunt zachodni zaprezentował Jim Mickle - twórca o skromnym, ale dobrze rokującym dorobku reżyserskim. Poznajemy czteroosobową rodzinę Parkerów, która żyje według twardych zasad narzucanych przez ojca. Po śmierci matki dorastające córki, Iris i Rose, muszą przejąć dotychczasowe obowiązki mamy, do których należało przygotowanie pożywienia. Jesteśmy tym, co jemy jest wyjątkowo ponury, nieco artystyczny, ale przede wszystkim odpychający. Czego nie mogę wybaczyć reżyserowi to piękne, spokojne i stylowe zakończenie, które w pewnym momencie zostaje zamienione na banalny finał.



Z włoską kinematografią kojarzą mi się obrazy z lat 70-tych dumnie reprezentowane przez Lucio Fulci oraz Dario Argento. Ociekające piękną, krwistą estetyką giallo na stałe wpisało się do masowej wyobraźni. Współcześnie włoski horror ujmuje innego rodzaju estetyką o czym starał się przekonać mnie Riccardo Paoletti w swoim Neverlake. Jenny Brooke odwiedza dawno niewidzianego ojca w jego wiejskiej posiadłości nad jeziorem. Dom skrywa wiele tajemnic o czym dziewczynę stara się przekonać grupka jej rówieśników mieszkająca w sąsiedztwie. Neverlake to dziwny twór. Z jednej strony twórcy popadli w pułapkę banalnego ghost story, a z drugiej bardzo starannie budowali historię opartą o folklor. Największym mankamentem jest strona techniczna, która potrafi zawalić atmosferę.



Z kolei z długiej listy adaptacji opowiadań Kinga wybrałem Dobre małżeństwo. Bohaterami historii są Bob i Darcy Andersonowie, w których rolę wcielili się Anthony LaPaglia oraz Joan Allen. Pewnego dnia Darcy odkrywa, że jej mąż jest seryjnym mordercą kobiet. Chciałoby się powiedzieć, że dzieło Petera Askina jest czymś więcej niż przeciętnym thrillerem w stylu telewizyjnych produkcji. Niestety nie jest, a nawet mogę pokusić się o stwierdzenie, że obrazy telewizyjne dają więcej emocji poprzez "ganianie z nożem", szalone dochodzenie i finałowe starcie.





Planowo miałem obejrzeć film Godzilla kontra Biollante, tym bardziej, że jest to jedna z nielicznych, dobrze wspominanych przeze mnie, historii o jaszczurze. Przypadkiem dowiedziałem się o najnowszym filmie oo Godzilli, Godzilla II: Król potworów. Ta część wypada zdecydowanie lepiej od wersji z 2014 roku.



#OctoberMovieScreeningChallenge

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz