czwartek, 4 sierpnia 2016

[Wakacyjne wyzwanie] Marsjanin, Andy Weir

Po krótkiej przerwie i wielu przeciwnościach losu - wyobraźcie sobie, że już miałem napisany ten tekst, ale postanowił usunąć się - podejmuję drugą propozycję wakacyjnego wyzwania związaną ze słowem "namiot", a rozpocznę od cytatu:

Mam całkowicie przesrane.
To moja przemyślana opinia.
Przesrane.

Tymi słowami z czytelnikiem wita się bohater powieści Marsjanin A.Weira i trzeba przyznać, że ta przemyślana opinia jest bardzo trafna, ale od początku... Mark Watney jest astronautą i jednym z pierwszych ludzi, którzy postawili stopę na Marsie. Niestety, jest także pierwszą osobą, która, prawdopodobnie, tutaj umrze. W wyniku niefortunnego zbiegu wydarzeń załoga misji Ares 3 opuszcza Czerwoną Planetę pozostawiając na niej rannego Watneya. Od tej pory celem Marka będzie przeżycie w niegościnnym miejscu, aż do przybycia kolejnej misji. 
Byłem zaintrygowany. Co ja zrobiłbym w takiej sytuacji? Pewnie niewiele. Spodziewałem się przygnębiającej i trudnej historii o samotności i umieraniu, a tymczasem Marsjanin okazał się czymś zupełnie innym.
Andy Weir obdarzył swojego bohatera nieprzeciętnym poczuciem humoru, inteligencją oraz talentem do rozwiązywania problemów. Watney nie poddaje się, a sytuacje stresowe oraz niebezpieczne opowiadane z jego perspektywy dla czytelnika nie wydają się groźne, a szalenie interesujące. Najbanalniejszym, ale chyba i najtrafniejszym porównaniem będzie Robinson Crusoe w ekstremalnej scenerii Marsa.

Kadr z filmu Marsjanin
Co jakiś czas akcja przenosi się na Ziemię, gdzie atmosfera jest... mniej optymistyczna. Sztab ludzi stara się pomóc mieszkańcowi Marsa w przetrwaniu. Są tam naukowcy, urzędnicy, ludzie zajmujący się kontaktem z mediami... Mimo ogromnej roli jaką odegrali - Venkant, Annie, Mitch i inni - pozostawali dla mnie raczej jednolitą masą, która niczym się nie wyróżniała.
Dużo ciekawiej wypadła załoga Aresa 3. Każdy z nich otrzymał skromną charakterystykę dzięki krótkim rozmową z Watneyem lub bliskimi. Autor stworzył postaci wiarygodne i dające się lubić (może poza Mitchem).
Teraz wypadałoby ponarzekać. Co mnie trochę uwierało to naukowe podejście. Zdaję sobie sprawę, że mój argument jest idiotyczny. To nie jest Pamięć absolutna, czy John Carter. Marsjanin stara się oddać realizm sytuacji, wyjaśniać co i jak działa. Momentami ciężko było mi przebrnąć przez niektóre sole wypełnione pracą i jej opisami. No i szkoda, że nie poświęcono więcej  miejsca na opis Czerwonej Planety.
Przetrząsając wczoraj internety natknąłem się na informację o tym, że Andy Weir wydał Marsjanina nakładem własnym. Ha, czyli nie taki zły selfpublishing jak mawiają, czasem talent wystarczy. 

Czy przeczytałbym książkę ponownie?
Drugi raz nie, jest bardzo mało książek, do których wracam ponownie, ale temat wydaje się na tyle intrygujący, że chętnie obejrzę film na podstawie książki.

3 komentarze:

  1. "Przetrząsając wczoraj internety natknąłem się na informację o tym, że Andy Weir wydał Marsjanina nakładem własnym. Ha, czyli nie taki zły selfpublishing jak mawiają, czasem talent wystarczy."

    No to jest nadzieja XD.

    Ale wiesz, jak byłam na "Marsjaninie" w kinie, to trochę mi było żal, że nie zwarli tej końcowej przemowy Watneya o tym, że ludzie sobie pomagają (potem pojawił się filmik promocyjny, w którym Watney i reszta załogi Aresa wygłasza tę przemowę, każdy po trochę.)

    Ale fakt - książka świetna. I też technobełkot po jakimś czasie robi się męczący, więc właściwie najlepssze są te elementy czysto ludzkie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem po filmie i podobało mi się to, że miał jakiś epilog. W książce miałem wrażenie, że akcja po prostu urywa się.

    OdpowiedzUsuń