wtorek, 14 stycznia 2020

To jest kiepski film

czyli recenzja To: rozdział 2


Po sukcesie artystycznym i finansowym filmu To: rozdział 1, Andy Muschietti miał przed sobą trudne zadanie wyreżyserowania kontynuacji godnej jego poprzedniego dzieła. My jako widzowie pełniliśmy rolę obserwatorów wychwytujących informacje na temat postępów w pracach nad filmem, od czasu do czasu drżących na myśl o jakimś castingowym wyborze, czy rozwiązaniu mogącym w naszej ocenie zniszczyć estetykę filmu z 2017 roku. Na Muschietti'ego spadła zaś rola barda, który miał nam dokończyć historię o Derry. Niestety To: rozdział 2 filozoficznie jest bliższy Mamie, niż pierwszemu filmowi o upiornym klaunie.
Po dwudziestu siedmiu latach nad miasteczkiem Derry w stanie Maine znów zbierają się czarne chmury. Dorośli członkowie klubu frajerów, zgodnie ze złożoną obietnicą, wracają w rodzinne strony, aby uporać się z potworami z dzieciństwa.
Andy Muschietti postanowił zrezygnować z intuicyjnej formy twórczej, na rzecz bardzo bezpiecznego filmu, który za pewne spodoba się widowni. Od strony technicznej To: rozdział 2 prezentuje się dość dobrze. Mamy ładną pracę kamery, skoki z teraźniejszości w przeszłość są płynne, mamy mocną obsadę zarówno po stronie dorosłej jak i dziecięcej, czy już bardziej nastoletniej, a scenariusz odsłania przed nami, niewielkie, ale jednak, fragmenty historii Pennywise'a.
Moim głównym problemem z tym filmem jest bez emocjonalne podejście twórców do historii. Wiem, że nie powinienem unikać porównań, ale przy dziele wzorowanym na powieści Kinga, które doczekało się wcześniej ekranizacji, i które wbrew wszystkiemu okazało się świetny nie da się inaczej.
W miniserialu z 1990 roku cała sekwencja scen prowadzących do śmierci Stanleya budowała napięcie. Tutaj z kolei śmierć bohatera jest upchnięta pomiędzy innych scen i właściwie nie wstrząsa widzem w żaden sposób. Co przekłada się na finał, gdy bohaterowie otrzymują listy od zmarłego, a my mamy to w zasadzie gdzieś.
Takie beznamiętne podejście przekłada się na ogólny bałagan i bezcelowość. Film otwiera scena, swoją drogą bardzo aktualna i kurwa, jak koncertowo zjebali jej potencjał, w której para homoseksualistów zostaje zaatakowana przez grupkę chuliganów. Twórcom nie chce się tłumaczyć zasadności tego wątku, a ja, czy inna osoba nie znająca powieści Kinga niekoniecznie zrozumie wydźwięk tej historii i to, że jest ona zwiastunem zła powracającego do Derry. I tym gorzej, bo mogła być ona łódką Georgie'go dla tego filmu.


Jednak sama bezcelowość nie jest najgorsza, bo o ile w bałaganie możemy przynajmniej odnaleźć jakąś zabawę, tak sceny, niby posuwające historię do przodu zamykają są monotonne, nieciekawe i służą wyłącznie zapchaniu czasu, bo inaczej nie potrafię wyjaśnić takiego lenistwa. Otóż frajerzy poszukują talizmanów niezbędnych do rytuału, w tym każde z nich udaje się w miejsce z przeszłości, otrzymuje nudną retrospekcję, pojedynek z gollumopodobnym potworem i jedziemy z kolejnym... Już dobra, nuda, ale czy to musiało być, aż tak obrażać inteligencję widzów? O ile rozumiałem pocztówkę ukrytą za listwą podłogową tak Billy odnajdujący w studzience kanalizacyjnej papierową łódkę Georgiego, którą ten posiał tam dwadzieścia siedem lat temu i zdobywa ją za przyzwoleniem Pennywise'a.
Elementy grozy w rozdziale 1 wbrew napisom na drzwiach nie należały do najstraszniejszych, ale mimo wszystko potrafiły uderzyć w nas emocjonalnie, gdy była taka potrzeba. Duża w tym zasługa Billa Skarsgårda wcielającego się w postać morderczego klauna. Dlatego nie potrafię... okej, chyba rozumiem sens zabiegu, ale myślę, że świadome rezygnowanie, czy umniejszanie postaci Pennywise'a nie było najlepszym posunięciem. Średnio pocieszne monstra przypominające dziecko Mamy i Golluma nie oddają terroru, a w dodatku ripostowane przez protagonistów zdają się zupełnie tracić na znaczeniu.
To: rozdział 2 nie jest filmem złym, ale bardzo wiele brakuje mu do dzieła wybitnego lub chociaż nierozczarowującego, na które liczyliśmy po rozdziale 1. W zamian za to dostaliśmy kolejny średniak, który dla miłośników części pierwszej jest jednak obowiązkową pozycją. Wszyscy pozostali mogą sobie podarować seans. Jeśli zaś chodzi o Muschietti'ego jest on zdolnym i pracowitym reżyserem. Niestety nie do końca potrafi zbalansować rzemiosło oraz stronę artystyczną. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne produkcje nakierują go na właściwe tory i dzięki temu gatunek horroru zyska cholernie zdolnego reżysera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz