poniedziałek, 1 stycznia 2018

Filmy obejrzane w 2017

Pierwszy stycznia to już taka data, w której zawsze coś pojawia się na blogu, a wspominam o tym z racji, że w 2017 na coś tam napisał... pojawiało się mniej treści niż w poprzednich latach. Powstała za to strona na fejsbuku. Nie, sama z siebie nie powstała. Została założona przez moją personę. Zadebiutował też niewielki projekt, 13 miesięcy grozy, któremu bardzo kibicuję.
W tym roku obejrzałem 198 filmów i jest to najskromniejszy wynik od kiedy prowadzę tę statystykę. Tym razem błyszczały tytuły z poza fabryki snów: Norwegia, Francja, Japonia, a w śród tych najlepszych znalazły się animacje, dramaty, spokojne kino obyczajowe, a nawet horror. Jak w zeszłym roku, tak i teraz, wybrałem cztery tytuły, które uznałem za najlepsze z najlepszych.
Wyreżyserowany przez Davida Mackenzie Aż po grób to współczesny western opowiadający historię braci napadających na banki oraz depczącego im po piętach szeryfa, Marcusa Hamiltona. Przede wszystkim czuć prawdziwość historii w wyrazistych postaciach, tragicznych wydarzeniach i bezkompromisowych dialogach. Widziałem kilka filmów Mackenzi'ego i zawsze brakowało mi jakiejś kropki nad i. Aż po grób nie brakowało niczego. W rolach głównych Chris Pine, Jeff Bridges i Ben Foster. Z kolei Siedem minut po północy to, mam wrażenie, bardzo niedoceniona produkcja. Sam zwróciłem uwagę na ten film przez jakiś artykuł z cyklu "Most Underrated Movies of 2016" (nie zalinkuję, bo nie pamiętam). Głównym bohaterem historii jest dziesięcioletni Conor, którego życie wywraca wiadomość o nieuleczalnej chorobie matki. Ostatnim ratunkiem wydaje się być bestia przybywająca do chłopca siedem minut o północy. Mądra i emocjonalna opowieść o nauce godzenia się ze stratą najbliższej osoby. Chociaż Disneya mam obcykanego to zawsze trafi się jeszcze jeden film, którego wcześniej nie oglądałem i ten rok upłynął mi z Alicją Liddell pierwowzorem bohaterki Lewisa Carrolla. Wcześniej znałem wersję aktorską, a w tym roku przeczytałem książkę Carrolla, mangę Alicja w Krainie Serc, obejrzałem film z Deppem oraz powstałą w 1951 roku Alicję w Krainie Czarów. Nie jest to może najwybitniejsza animacja Disneya, ale zdecydowanie ma w sobie mnóstwo uroku, magii i szaleństwa. Wszystko w takich proporcjach, że bezsprzecznie muszę wspomnieć o tej animacji. Na sam koniec wspomnę o filmie Dróżnik z 2003 roku. Ogromną pasją Fina (Peter Dinklage) są koleje i wszystko z nimi związane. Jego ustabilizowane i spokojne życie zmienia się, gdy otrzymuje w spadku opuszczoną stację kolejową w małym miasteczku. Tam poznaje wrażliwą malarkę oraz gadatliwego sprzedawcę hot dogów. Film jest o samotności, ale i o szukaniu przyjaźni. Nie jest to proste, bo nawet, gdy spotkają się trzy indywidua jak bohaterowie Dróżnika to pozostaje lęk przed porzuceniem dotychczasowego życia. Niby historia brzmi przygnębiająco, bo jak można stworzyć optymistyczny film o samotności? Ano za pomocą humoru, przyjaźni i odnalezieniu czegoś wspólnego.



Jeśli chodzi o filmy mające swoje premiery w 2017 roku to mogę tylko wspomnieć o Uciekaj! Świetny thriller. O samym filmie pisałem coś tam wcześniej i czuję, że do tematu jeszcze powrócę w 2018, a więc teraz daruję sobie opcję kopiuj-wklej. Po prostu stwierdzę, że trzeba obejrzeć i nie ma, że boli.



W nowym roku życzę... Właściwie czego się życzy z okazji nowego roku? Trzeba czegoś życzyć? Wczoraj z życzeniami zadzwoniła do mnie przyjaciółka i życzyła mi... wesołych świąt. No to, wesołych świąt wesołego roku 2018.

1 komentarz:

  1. "Dróżnika" kojarzę, bo kiedyś czytałam jego recenzję. Później jak zaczęłam oglądać "Grę o Tron", zastanawiałam się czy w tym filmie nie gra czasem Peter Dinklage. O "Aż do piekła" jakoś kojarzę, ale mgliście, za to "Siedem minut po północy" to kompletna enigma.

    Wesołego roku 2018 i tobie, dobry człowieku.

    OdpowiedzUsuń