niedziela, 25 sierpnia 2019

[Wakacyjne wyzwanie] Śmierć na Nilu

Raporty z Wakacyjnego wyzwania Meg zaczyna zwykle od krótkiego wprowadzenia, w którym określa temat, jego dopasowanie do do hasła oraz jakiś funfact na temat mojej osoby typu, że z moją znajomością/zainteresowaniem daną rzeczą nie jest dla niej zaskoczeniem wybór tego, a nie innego filmu. Szlag by trafił! Na szczęście zemsta jest słodka niczym plan jednej z bohaterek Śmierci na Nilu, ale o tym za chwilę. Tym razem to ja napiszę, iż znając upodobania Meg do kryminałów wyczekiwałem adaptacji Agathy Christie. Ba, więcej, wiedziałem, że z jej bogatego dorobku będzie to Herkules Poirot.
Tym razem rozbiło się od adaptację powieści Śmierć na Nilu (Death on the Nile) po raz pierwszy wydaną w 1937 roku. W 1978 roku film o tym samym tytule wyreżyserował John Guillermin. I tutaj dałem się zaskoczyć, bo z postacią belgijskiego detektywa kojarzę przede wszystkim (celowo nie piszę wyłącznie) Davida Sucheta, zaś w filmie w postać wciela się Peter Ustinov.

Nie mogłem przyzwyczaić się do tego Poirota.

Film rozpoczyna się od przedstawienia nam trójki głównych bohaterów wrednej i bogatej Linnet Ridgeway, jej przyjaciółki Jacqueline, granej przed wspaniałą Mię Farrow oraz szczurkowatego narzeczonego Jacqueline, Simona. Młodzi planują ślub i podróż do Egiptu. Wkrótce ponownie spotykamy całą trójkę, ale tym razem już w tle są pustynia i piramidy. Zmieniła się także panna młoda. Simon poślubia wredną i bogatą Linnet Ridgeway, zaś Jacqueline występuje w roli stalkera pary!
Na wycieczkowcu płynącym po Nilu poznajemy pozostałych bohaterów: Poirota, jego znajomego, jakieś stare raszple, adwokata wrednej i bogatej zołzy oraz kilka innych osób. Następne sceny mają na celu pokazanie nam stosunków między Linnet, a pozostałymi. Szybko okazuje się, że kobieta nie ma wielu przyjaciół, a nawet gorzej jest osobą, której współpasażerowie, z różnych przyczyn, życzą śmierci. To chyba żaden spoiler, ale to właśnie o zagadkę zabójstwa bogatej i wrednej zołzy będzie usiłował rozwiązać Poirot. I tu nachodzi mnie refleksja odnośnie ofiar u Christie. Wcześniej oglądałem Morderstwo w Orient Expressie (2017), gdzie ofiarą zbrodni padł okropny Ratchett grany przez Johnny'ego Deppa. Oboje budzili we mnie negatywne emocje i zastanawiam się, czy chodziło wyłącznie o dobitne pokazanie różnych możliwości motywu dokonanej zbrodni, czy po prostu jako odbiorca mam nie współczuć ofierze?
I tym delikatnym akcentem przejdę do samych postaci. Nie pamiętam nazwisk, ale zróżnicowana grupa miała jedną wspólną cechę - niechęć do Linnet. Mimo wszystko nie potrafiłem przekonać się do żadnej z nich, co dla mnie jest kluczowym w filmie! Musi być postać, której z drżeniem serducha chcę kibicować (i nie jest ona śledczym) z nadzieją, że to nie ona jest tym czarnym charakterem.
Na sam koniec zostawiłem sobie postać detektywa. I nie wiem, czy jest to brak obiektywizmu wywołany moją znajomością serii telewizyjnej z Suchetem, ale John Guillermin nie wzbudzał mojej sympatii. Po prostu prowadził śledztwo i tyle. Może to jak z odtwórcami roli Bonda. Mamy ich wielu, ale w roli agenta 007 każdy z nas ma jednego ulubieńca, z którym znajduje jakąś więź i jest on dla nas Bondem, gdy zaś pozostali po prostu są odtwórcami roli.
W ogóle wyczytałem w ciekawostkach, że do ról w filmie brani byli pod uwagę również Albert Finney jako Poirot oraz Cybill Shepherd jako bogata i wredna zołza. Trochę szkoda, że nie pojawili się na ekranie, bo może inny odbiór tych postaci. 
Na plus zasługują widoki. Byłem oczarowany scenerią. Co ważniejsze miałem poczucie, że w scenkach mających zarysować konflikt charakterów reżyser starał się też pokazać Egipt. Nie było to tylko miejsce akcji, ale także ciekawy pejzaż i fajnie. Cieszę się, że mogłem po raz kolejny odwiedzić filmowy rocznik, po który nie sięgam zbyt często.

Czy obejrzałbym ponownie?
Kurde, to pytanie przy filmach faburalnych staje się dość podchwytliwe. Sama tajemnica nie stanowi już żadnej zagadki, a więc nie widzę powodu,aby wracać do tego tytułu. No, ale Oskar... są jeszcze inne filmy z tego cyklu - mówi ciotka Wiki. Jak wspomniałem wyżej, o wiele bardziej cenię Davida Sucheta i wolałbym film z jego udziałem. Znalazłem informację o tym, że w 2020 ma zostać powołana do życia kolejna adaptacja Śmierci na Nilu. Mogę mieć tylko nadzieję, że potraktują ją lepiej od Morderstwa w Orient Expressie.

1 komentarz:

  1. "I tu nachodzi mnie refleksja odnośnie ofiar u Christie. Wcześniej oglądałem Morderstwo w Orient Expressie (2017), gdzie ofiarą zbrodni padł okropny Ratchett grany przez Johnny'ego Deppa. Oboje budzili we mnie negatywne emocje i zastanawiam się, czy chodziło wyłącznie o dobitne pokazanie różnych możliwości motywu dokonanej zbrodni, czy po prostu jako odbiorca mam nie współczuć ofierze?"
    Christie akurat nie korzystała z zabiegu tzw. Asshole Victim jakoś często, i zdarzało się, że ofiara ginęła z różnych powodów i była całkiem miła. Natomiast na samą Linnet można spojrzeć inaczej, jak już się zna prawdę o tym, kto jest mordercą; jak również niektóre sceny pokazują ją jako kobietę, która ciągle musi się mieć na baczności.

    "Na sam koniec zostawiłem sobie postać detektywa. I nie wiem, czy jest to brak obiektywizmu wywołany moją znajomością serii telewizyjnej z Suchetem, ale John Guillermin nie wzbudzał mojej sympatii."
    Reżyser z aktorem ci się pomylił XD. Ale powiem szczerze, że dla mnie też Suchet jest jedynie słusznym Poirotem (a po obejrzeniu "Being Poirot" jestem do tego jeszcze bardziej przekonana) i po pierwszym obejrzeniu "Śmierci na Nilu" Ustinov też wydał mi się taki mało charyzmatyczny. To dobry aktor, ale jest średnim Poirotem. Jednakże wyobraź sobie, że gdyby nie te kilka filmów z Ustinovem, Suchet nie zostałby obsadzony w roli małego Belga - Suchet występował jako inspektor Japp w "Śmierci Lorda Edgeware" i jeden ze spadkobierców CHristie zaproponował, żeby w nadchodzącym serialu ITV, to właśnie on był Poirotem.
    "W ogóle wyczytałem w ciekawostkach, że do ról w filmie brani byli pod uwagę również Albert Finney jako Poirot"
    Ja ci powiem dlaczego (jeśli jeszcze o tym nie wiesz) - Albert Finney grał w najstarszym (również dłuuugim i bogatym w gwiazdorską obsadę) "Morderstwie w Oritent Expressie" w reżyserii Lumeta.
    "Jak wspomniałem wyżej, o wiele bardziej cenię Davida Sucheta i wolałbym film z jego udziałem."
    Właśnie ci mówiłam, że "Śmierć na Nilu" z Suchetem też jest i nawet oglądało mi się go lepiej niż ten film... ale jednak bardziej chciałam, abyś zapoznał się z wersją z 1978, głównie dla obsady i tego zabiegu pokazującego w jaki sposób każdy z podejrzanych mógłby zabić Linnet.
    "nalazłem informację o tym, że w 2020 ma zostać powołana do życia kolejna adaptacja Śmierci na Nilu. Mogę mieć tylko nadzieję, że potraktują ją lepiej od Morderstwa w Orient Expressie."
    Ja też mam taką nadzieję, bo choć film z 2017 nie był znowu taki zły, to i tak mam wrażenie, że za bardzo się starał być czymś, czym nie jest i trudno go porównywać z pozostałymi adaptacjami.

    OdpowiedzUsuń