wtorek, 23 kwietnia 2019

Czy ja nadal nie lubię seriali? Polecam seriale Preity...

Jakoś nigdy nie przepadałem za serialami - autor bloga napisał pierwsze zdanie, a potem głęboko westchnął i zastanowił się nad odpowiednią argumentacją. Właściwie, dlaczego nie lubię seriali?  Czy nadal nie lubię seriali? Pamiętam, jak bardzo nie lubiłem oglądać seriali. Zawsze nadchodził ten moment, w którym akcja stopowała i wchodziły napisy końcowe, a ty człowieku, musiałeś czekać cały tydzień, aby poznać dalsze losy bohaterów. Jak wkurzający jest clifhanger na koniec odcinka (o takim na koniec sezonu nawet nie śmiem wspominać)? Doskonale pamiętam moment meksykańskiej albo argentyńskiej telenoweli, gdy zła bliźniaczka zostaje zdemaskowana przez inną bohaterkę.
Kamera najeżdża na wredną oszustkę łapiąc jej zmieszanie, po czym szybko leci złapać przerażenie na twarzy dobrej bohaterki. Co teraz?! No i leci dżingielek, "la usurpadora", koniec odcinka. Następny kiedy indziej. Dzisiaj dzięki opcji online mogę oglądać seriale bez uzależnienia od programu telewizyjnego. I to jest fajne, bo mogę wybierać nie tylko temat serialu, ale i ilość.
W świat seriali wkroczyłem niedawno i nieśmiało, ale mimo to zdążyłem obejrzeć kilka ciekawych produkcji i kilka z nich chciałbym polecić mojej koleżance, wojowniczce dzierżącej szydełko w dłoni, władczyni Marsa i autorce bloga Wody Marsa, a przy okazji chciałbym napisać o kilku moich spostrzeżeniach dotyczących odbioru seriali.

Hyperdrive
czyli brytole podbijają kosmos


Wybór jest niełatwy, ale zacznę od produkcji, za którą mnie zabije. Zabije, bo nie znalazłem tego serialu w polskiej wersji językowej. Czyli jak ma mnie zabić to niech zrobi od razu i po sprawie, ale wspomnieć o Hyperdrive muszę. Ten dwunasto odcinkowy sitcom powstał na zlecenie telewizji BBC. Serial stał się parodią kina sci-fi, bo oto mamy brytyjską załogę statku kosmicznego przemierzająca bezkresną galaktykę i to w zasadzie tyle.
Brytyjski humor przez wiele dekad ewoluował i zmieniał się. Dzisiaj jest bardziej nastawiony na globalnego odbiorcę -  nie boi się przekleństw i pieprznych dowcipów, ale dla oddania mu sprawiedliwości nadal przemyca ironiczny uśmieszek. Gdy zaś ten dobrze znany humor brytyjski z seriali takich jak 'Allo 'Allo!, o którym dało się rozprawy i eseje pisać był jak ładnie opakowana bombonierka ze smakowitymi czekoladkami w stylu "Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać". Dzisiaj łatwiej jest znaleźć dobry serial dramatyczny od smakowitej bombonierki... i Hyperdrive to potwierdza. Nie jest to żadna pozycja obowiązkowa, ale warto wiedzieć, że gdzieś we wszechświecie istnieje Hyperdrive.


Z Larkrise do Candelford
czyli o nieubłaganych zmianach


Teraz coś z zupełnie innej szafki; komedia, obyczaj, a czasem romans. Inna produkcja BBC to składający się z czterech sezonów serial Z Larkrise do Candelford przenosi nas na XIX-wieczną angielską prowincję do miasteczka Candelford i sąsiadującej z nim wioski Larkrise. To tutaj poznajemy główną bohaterkę, Laurę, która zostaje wysłana do pracy w urzędzie pocztowym. Razem z Laurą poznawałem pracowników poczty, ich rodziny i przyjaciół. Przede wszystkim jest to produkcja z wieloma barwnymi, kobiecymi postaciami - Dorcas Lane i jej największe słabostki, głupiutka Minnie, wścibskie siostry Pratt, bojaźliwa córka pastora i wiele innych, przy których, o ironio, blado wypada sama Laura.
Akcja serialu płynie nieśpiesznie. Nie ma tutaj rozbudowanych intryg. Czarnych charakterów na miarę bohaterek brazylijskich telenoweli. To serial o życiu małej społeczności; przekonaniach, miłostkach, a czasem trudnych wyborach. Gdzieś w tle pojawiają się wielkie zmiany i z końcem czwartego (przyznam, że najgorszego) sezonu głośno pukają do drzwi. Chociaż chętnie obejrzałbym dalsze perypetie mieszkańców Larkrise i Candelford to obawiam się, że kolejne sezony brutalnie mogłyby zniszczyć obraz sielanki, w której czas stanął w miejscu.


Flash Forward. Przebłysk jutra
czyli ano właśnie...


Cały świat traci przytomność na dwie minuty i siedemnaście sekund. W trakcie "zaćmienia" ludzie otrzymują tajemnicze wizje wydarzeń, które mają nastąpić dopiero za sześć miesięcy. Sprawa wstrząsa światem. Jak do tego doszło? Kto jest odpowiedzialny za tę sytuację? I najważniejsze, czy w przyszłości mogą wystąpić kolejne przebłyski? Do wyjaśnienia sprawy zostaje powołany agent Mark Benford, który w swojej wizji "otrzymał" najwięcej tropów dotyczących sprawy. Różni ludzie reagują w różnoraki sposób na swoje wizje. Interpretują je jako znaki od Boga, uważają za fatum, którego nie da się uniknąć lub wręcz odwrotnie usilnie starają się uniknąć przeznaczenia. Jedno jest pewne: wizje przyszłości rzutują na bohaterów i każdy kolejny ruch.
Bohaterów jest bardzo wielu. Większość da się polubić i z przejęciem śledzić ich losy. No może poza Olivią Benford i upierdliwym naukowcem, który łazi za nią jak cień. Trudno się dziwić, bo sama obsada to perełki takie jak Ralph Fiennes (AHS: Asylum), Dominic Monaghan (Lost) oraz John Cho (Egzorcysta). Flash Forward. Przebłysk jutra doczekał się dwóch sezonów po czym został anulowany. Na najważniejsze pytania odpowiedział, także nie czuję się jakoś specjalnie zawiedziony finałem. Mimo wszystko ostatni odcinek pobudził apetyt na więcej i pozostawił kilka otwartych kwestii. Czy warto zabierać się za ten serial? Tak. Zaryzykuję stwierdzenie, że z tej czwórki ten spodoba ci się najbardziej.


Nawiedzony dom na wzgórzu
czyli przewrotne zakończenie


Przewrotne, bo Preity nie lubi horrorów, ale spokojnie, wiedząc to, nie poleciłbym ci nic potwornego. Dziesięcioodcinkowa produkcja Netfliksa to delikatne ghost story konfrontujące przeszłość z teraźniejszością. Historia koncentruje się na siedmioosobowej rodzinie Crainów, która przyjeżdża do tajemniczego domu na wzgórzu. Niezwykła posiadłość stopniowo odkrywa swoje sekrety przed nowymi mieszkańcami, a także widzami. Akcja serialu jest rozłożona na dwie linie czasowe; przeszłość i teraźniejszość. Tragiczne i owiane tajemnicą wydarzenia z przeszłości pozostają zagadką dla nas do samego końca, a jedynym pewnikiem jest to, że właśnie dom na wzgórzu uformował dorosłych bohaterów. Dzieci, ktore razem dorastały, jako ludzie dorośli nie mają ze sobą nic wspólnego. Segmentem, który poruszył mnie najbardziej jest historia Luke'a.
Nawiedzony dom na wzgórzu to bardzo stylowe ghost story. Duchy są złowrogimi istotami o nie do końca sprecyzowanych intencjach. Czy dążą do zrobienia komuś krzywdy, a może są jedynie urojonymi demonami? Zamiast emanować brutalnością, czy przekonywać nas do potwornej historii domostwa autorzy postawili na wyobraźnię widza. Dla mnie największe wrażenie zrobiła opisowość sytuacji, która zmusza nas, jako widzów, do ożywiania w wyobraźni danych obrazów.


Nawiedzony dom na wzgórzu stał się moim ulubionym serialem i gdybym miał teraz odpowiedzieć na pytanie: "czy nadal nie lubię seriali?" Odpowiedziałbym: "jest kilka seriali, które lubię". Mam nadzieję, że Preity wybierze sobie coś z tej listy. 

2 komentarze:

  1. A mogę wybrać wszystko? Bo naprawdę udało ci się wybrać bardzo ciekawy zestaw tytułów i każdy z nich ma w sobie elementy które lubię. Z horrorów to nie lubię tylko tych z elementami gore. Cała reszta która straszy klimatem jest ok. A za "Hyperdrive" cię nie zabiję, bo mam wielką słabość do brytyjskich seriali i przez tą słabość jestem w stanie wiele im wybaczyć. Nawet brak polskiej wersji językowej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię oglądać zarówno filmy i seriale

    OdpowiedzUsuń