niedziela, 13 sierpnia 2017

[Wakacyjne wyzwanie] Kontrolerzy

Za wprowadzenie do wyzwania posłuży mi tym razem historia, której byłem świadkiem ostatnio (jakieś dwa tygodnie temu) w drodze do pracy. Wsiadłem do autobusu, zająłem miejsca na samym końcu dla siebie oraz jednego takiego, który dosiada się do mnie na późniejszym przystanku, ale to akurat bez znaczenia. W środkach komunikacji miejskiej zawsze natrafiasz na "znajomych-nieznajomych" oraz wariatów, ale o tym za chwilę... Naprzeciw mnie usiadł kanar! On siedzi z obojętnym wyrazem twarzy, a ja w ogromnym stresie. Kiedy rozpocznie cholerną kontrolę biletów? Zwykle czytam, piszę, słucham muzyki lub zasypiam i nie lubię, gdy ktoś mi przerywa. Czekam, czekam, przystanki mijają, a we mnie rośnie swego rodzaju irytacja. Co ten dziad sobie myśli? Już chcę wstać i sam okazać mu swój bilet, gdy wreszcie rozpoczyna się kontrola. Aha, złapali kogoś bez biletu. Zaczyna się scena z wariatką w roli głównej. Nie, nie ma biletu, spisać się nie da, bo nie ma dokumentów i ona musi wysiąść teraz, a oni jak chcą to mogą z nią, inaczej zadzwoni na policję, a domaga się wstawiennictwa innych pasażerów. W końcu wysiedli, a ona im zaczęła spierdalać.
Nie łatwa jest praca kontrolera zdaje się potwierdzać węgierska produkcja Kontroll z 2003 roku w reżyserii Nimród Antal. Było to dla mnie o tyle nowe doświadczenie, że nie znam wielu filmów produkcji węgierskiej i byłem ciekawy efektu.
Bohaterem historii jest Bulcsú, młody kontroler z budapeszteńskiego metra. Wraz z czwórką kolegów po fachu przekonywał mnie jak bardzo niewdzięczna jest praca kanara, a w dużej mierze polega ona na ciągłym użeraniu się z chamskimi pasażerami. Przedstawione sytuacje są komiczne, a argumenty padające po obydwu stronach wywołują uśmiech na twarzy. Nie jest jednak tylko zabawnie, bo pojawiają się także kłopoty. Bulcsú bardzo chce opuścić podziemia, ale cały czas hamuje go jakiś nieuzasadniony lęk przed światem zewnętrznym. Pomijając niechęć oraz wstyd, praca generuje stres, stres prowadzi do niebezpiecznych sytuacji, a te z kolei rodzą strach. Wszystko tworzy nieprzerwany ciąg. Kontrola, pasażerowie, kłótnia, jakaś szarpanina i tak dalej. Moim pierwszym skojarzeniem była syzyfowa praca, bo czy ona ma jakiś sens? Czy dokądś prowadzi? Żadnej chęci, rezultatów, czy pochwał. Praca w metrze jest jak kara, której bohater poddał się dobrowolnie.


Dziewczyna miś nie kupuje biletu. Nigdy!

Poza Bulcsú jest cała masa innych postaci. Jest dziewczyna w stroju misia, która uparcie podróżuje bez biletu, szef wszystkich szefów, motorniczy, kapturnik oraz utykający K. Zainteresowała mnie większość, dlatego żałuję, że nie poświęcono im więcej uwagi i tak naprawdę wszyscy są tylko tłem dla głównego bohatera. I na przykład,  ważnym wątkiem wydają się tajemnicze samobójstwa pasażerów. Ludzie dobrowolnie skaczą pod pociągi, czy może ktoś im pomaga? Gdzieś tam pojawiają się postaci podejrzanego faceta  oraz groźnego szefa próbującego dojść do prawdy. Nie będę spoilerował, ale rozwiązanie sprawy bardzo mnie rozczarowało. 
Sam film stara się balansować pomiędzy dramatem, a komedią. Z jednej strony daje porządną rozrywkę. (sceny rozmów z psychologiem prześwietne, współczuję doktorkowi), ale z drugiej próbuje realizować ważny temat. O ile jeszcze rozumiem zamysł twórców, tak ostatnie sceny filmu i próby nadania mu symbolicznego znaczenia kompletnie do mnie nie przemawiają. 
Kontrolerzy potrafią wywołać uśmiech na twarzy, ale w żadnym wypadku nie należy ich traktować jako czarnej komedii. Jest to trudna historia próbująca nakłonić widza do myślenia. Pozycja warta zapoznania się.

Czy obejrzałbym ponownie? 
Obejrzałem, ale drugi raz po ten film nie sięgnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz