Toradora! powstało na podstawie light novel autorstwa Yuyuko Takemiya. Tytuł odnosi się do imion głównych bohaterów Taigi i Ryuuji. Anime składa się z 25 odcinków plus jakichś epizodów specjalnych, którym i tak nie poświęcę czasu. Ryuuji Takasu zwany też Smokiem jest niezwykle łagodnym i uczynnym nastolatkiem. Niestety ze względu na wygląd uważany jest za łobuza i większość rówieśników trzyma się od niego na dystans (to tak jak ja w stosunku do anime o przerażającym zestawie haseł).
Tu zakradnie się mała dygresja: uważam, że Ryuuji wygląda zwyczajnie, a cały ten strach przed nim pojawia się wyłącznie, gdy jest to na rękę scenariuszowi ;) Dobra, koniec tego tematu.
Jest jeszcze Taiga zwana też Małym Tygrysem. Głośna, trochę naburmuszona, ale sympatyczna dziewczyna skradła moje serce, gdy tylko wpada na korytarzu na Takasu. Właśnie dzięki jej postaci serial jest zabawny i urokliwy.
Fabuła wygląda tak: Smok kocha się w przyjaciółce Tygrysa, Tygrys kocha się w przyjacielu Smoka. Razem decydują się połączyć siły i zjednać sobie ukochanych. Prawa komedii romantycznej mówią jasno, że prędzej czy później oboje zrozumieją, że tak naprawdę kochają siebie i będą razem i nie ma, że boli. Obawiałem się tej przewidywalności oraz natrętnego sugerowania, że para bohaterów jest sobie przeznaczona. Na całe szczęście okazało się inaczej. Jasne, to dalej komedia romantyczna nastawiona na miłosne perypetie bohaterów i w którymś momencie nastąpi ich połączenie, ale na szczęście anime nie okazało się przy tym monotonne.
Historia od pierwszych odcinków stawia głównie na humor i szkolną przyjaźń. Twórcy nie pchają głównych bohaterów w ramiona w towarzystwie niezręcznych scenek, a przynajmniej nie miałem odczucia, że tworzą sztuczne sytuacje, aby ich tylko do siebie zbliżyć. Nic z tych rzeczy. Taiga i Ryuuji od początku, przez większość serii, sprawiali wrażenie dobrze dogadującej się pary przyjaciół, a może nawet czubiącego się rodzeństwa. Anime nie opiera się wyłącznie na tej dwójce. Poza Smokiem i Tygrysem są także energiczna Minori, ułożony Kitamura oraz Ami. I to właśnie ta piątka pracuje na fajność tego tytułu. Ich kłótnie, problemy oraz marzenia budują obraz zgranej grupy przyjaciół.
Kreska jest ładna, ale bez szaleństw. Całość jest utrzymana w ciepłych, stonowanych barwach. Warto wspomnieć o openingach. W serialu pojawiają się dwa: "Pre-Parade" oraz "silky heart". Muszę przyznać, że zwykle nie zwracam uwagi na czołówki anime i najzwyczajniej w świecie przewijam je, ale tym razem z wielką przyjemnością słuchałem openingu w każdym odcinku. I gdybym tworzył jakąś listę ulubionych openingów to "silky heart" znalazłoby się na niej z pewnością.
Trochę się na och-achowałem nad serią i mógłbym skończyć moją wypowiedź właśnie w tym momencie i wierzcie mi, skończyłbym ją, gdyby nie końcówka serii. Zacznę od tego, że w pewnym momencie anime straciło swój urok. Kiedy? Jak? Dlaczego?
Oglądanie Toradora! rozłożyłem na dwie raty. Za pierwszym razem (jeszcze w starym roku) obejrzałem około 20 odcinków. Oglądałem hurtowo, bo każdy następny odcinek sprawiał, że chciałem jeszcze więcej i więcej. W pewnym momencie odcinki stały się znacznie cięższe, aż wreszcie serial zupełnie zgubił moje zainteresowanie (to było gdzieś w pobliżu klasowego wyjazdu w góry). Dopiero jakiś czas temu postanowiłem wrócić do Toradora! i rozliczyć się z anime do końca.
Twórcy postanowili zastąpić lekki humor męczącą atmosferą żalu, smutku, przesadyzmu i jakichś dziwnych problemów, a wszystko w duchu usilnego tworzenia ze Smoka i Tygrysa pary. Trochę to wyglądało, jakby twórca przypomniał sobie, że to komedia romantyczna i bata nie ma - główni bohaterowie parą być muszą. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby (w tym miejscu poprawiam literówkę ze słowa "pszeciwko", a ty czytelniku masz szansę dowiedzieć się o spoilerze, a więc nie czytaj dalej jeśli przeszkadza ci spoiler) Taiga zniknęła z takim fajnym przesłaniem, że "dam z siebie wszystko" - co zresztą fajnie wyjaśnia Minori. Coś jak zakończenie filmu Słodki listopad, albo Podróż przedślubna. Twórcy poszli kawałek dalej... Postanowili pokazać zakończenie roku szkolnego i powiedzieć coś o dalszych planach bohaterów. Podobał mi się sam zamysł sceny, w której Ryuuji idzie do pustej sali, bo wydawało mu się, że widział Taigę. I to też byłoby fajne, subtelne zakończenie, ale twórcy ponownie poszli kawałek dalej... Za daleko. Bohaterowie spotykają się i w ostatnich sekundach finałowego odcinka wyznają sobie miłość, bo tak zakłada komedia romantyczna i tyle. Koniec spoilera i koniec serialu.
Toradora! to dobre anime z rozczarowującym zakończeniem. Za jakiś czas sięgnę po mangę, ale dopiero wtedy, gdy zatęsknię za Małym Tygrysem, a że zatęsknię to pewne!
A wy? Oglądaliście Toradora? A może czytaliście? Pochwalcie się! Zapraszam do dyskusji.
Kiedyś próbowałam oglądać... ale zgubiłam zainteresowanie po pierwszej scenie.
OdpowiedzUsuń