sobota, 11 kwietnia 2020

Z piekła do piekła

Pokemon Red nie jest grą wymagającą. Moim największym wyzwaniem w czasie tego wyzwania jest znajomość poprzednich... to znaczy przyszłych gier. Gier, które stopniowo naprawiały niewygody i trudy pierwszej odsłony. Myślałem, że ostatni etap gry był tym najgorszym, najbardziej irytującym, a przez to najtrudniejszym, ale byłem w błędzie. Bardzo wielkim, a Sand Attack oraz Warp okazały się tylko przedsmakiem piekła, które miało nadejść. 


Już legendarny Golbat z pierwszej generacji

W Kanto piąty i szósty lider, odpowiednio: Koga i Sabrina są opcjonalnym wyborem. Możemy zacząć od pojedynku z Sabriną lub od Kogi. Nie jest to żadna wielka różnica, liderzy mają przeciwstawne typy, ale podobny poziom trudności. W anime Ash pojedynkował się najpierw z Sabriną, w mandze było to trochę bardziej skomplikowane. Sam zwykjle zaczynam od Sabriny bez późniejszej potrzeby wracania się do Saffron. Tym jednak razem postanowiłem zrobić wyjątek i zacząć od Kogi, bo... bo kto mi zabroni? Jednak zanim dojdzie do tego epickiego pojedynku z szokującym finałem muszę pokonać bardzo długą trasę.

Koga i Sabrina. Pokemon Adventures

Najpierw idę do nawiedzonej wieży w Lavender. Jest toi niezbędny element do odblokowania trasy ze Snorlaxem. Muszę pokonać Rakietowców i "uwolnić" pana Fuji'ego, a ten w nagrodę wręcza mi kolejny item, flet. Słowo item jest ważne, bo trochę ich już nagromadziłem.
Mam Arcanine znającego atak Bite. Mroczne ataki są jak znalazł na duchy. Pierwszy Gastly uświadamia mi, że w pierwszej generacji nieistniał typ mrok, a co za tym idzie Bite był atakiem normalnym, totalnie nieefektywnym na duchy. Tyle wystarczyło do uśpienia Arcanine, eh...Po opuszczeniu Lavender kieruję się na południe. 
Droga do Fuchsia City jest długa i przeładowana trenerami. Walki są irytujące, bo każdy ma po pięć Koffingów, Grimerów albo Pidgeyów. Mozolność jeszcze nie jest najgorsza, ale fakt, że plecak narzuca ograniczenia w składowaniu itemów i muszę niektóre przerzucać do PC, co wymusza spacer do centrum pokemon, odłożenie niepotrzebnych rzeczy do schowka i powrót po leżący item. Gorzej jest w Strefie Safarii, bo nie mogę jej opuścić od tak sobie. Muszę wychodzić swój "karnet" albo zużyć to co mam w plecaku. Najgorsze było nadal przede mną. 


Z jednego piekła... do następnego

Nie chcąc komplikować sytuacji uczyłem HM-ów mój zespół i było to o tyle prostsze, że omijałem zabawy z PC. W Fuchsia City miałem zamiar skorzystać z pomocy Move Deletera. Na miejscu odkryłem, że on tam nie mieszka. W ogóle nie jest obecny w grach pierwszej generacji. Na moment zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Przypadkowe ataki, których nauczyłem moje pokemony miały zostać z nimi już na stałe. Cichy pisk przerodził się w rozpaczliwy płacz. Ta gra coraz bardziej udowadnia mi jak bardzo nie wiele wiem o jej rozgrywce, a wiedza przywleczona tutaj z jakichś iksów, platyn i innych jest wręcz szkodliwa. To tak jakbym po raz pierwszy grał w pokemony. 
Walka z Kogą nie stanowiła większego wyzwania. Arcanine rozprawił się z całą ekipą lidera. Zabawny był jedynie finał. Koga z jakiegoś powodu zdecydował się, aby jego ostatni pokemon, Weezing, użył Selfdestruct. Tym samym nokautując siebie i mnie. Samobójczy atak równał się mojej wygranej, a więc nie wiem, czemu miało to służyć. Wygrałem. Z dobrych nowin Voltorb ewoluował w Electrode, a Ivysaur w Venusaura. W Strefie Safarii złapałem Krabby'ego. Nigdy nie miałem tego pokemona w swojej drużynie. Może pora to zmienić? 


Mój zespół: 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz