sobota, 19 grudnia 2015

Naznaczony: Rozdział 3

Wreszcie udało mi się obejrzeć Naznaczony: Rozdział 3. I piszę udało, bo odkładałem ten film na potem za każdym razem, gdy tylko pojawiała się sposobność zapoznania się z nim. Takie przekładanie rzeczy na jutro to świetny mechanizm obronny, bo co masz robić dzisiaj jak jest jutro, a jak do niego dochodzi to po nim jest kolejne jutro. I jutrowanie trwało od czasu obejrzenia zwiastuna Naznaczonego. Zwiastun wydał się przeciętny, a "przeciętny" po rewelacyjnej jedynce i dwójce wydawało się kompletnie nietrafionym określeniem dla tej trylogii. W końcu jednak przyszedł czas na seans Naznaczonego i było słabo.
Na krzesełku reżysera zasiadł tym razem Leigh Whannell, który zastąpił Jamesa Wana. I już ta zmiana miała znaczący wpływ na film. Plusem dla wielu widzów jest powiew świeżości. Whannell nie kopiuje swojego poprzednika, a stara się robić swój film, ale mnie nie do końca przekonała wizja pana od Piły.
Insidious: Chapter 3 jest prequelem poprzednich dwóch filmów, czyli tak naprawdę rozdziałem zero.
Główną bohaterką jest Quinn, początkująca aktorka, czy raczej przyszła aktorka. Dziewczyna chcąc skontaktować się ze zmarłą mamą odwiedza Elise - medium znane z poprzednich części. I tu zaczynają się kłopoty obu bohaterek.
Aktorsko film był okej. Naprawdę świetnie poradziła sobie Stefanie Scott w roli młodej aktorki. Myślę, że warto zapamiętać jej nazwisko. Równie dobrze wypadła Lin Shaye. Babka ma w sobie mnóstwo energii w i takiego ciepła, które może nawet nieświadomie oddaje swojej postaci, a było to ważne, bo tym razem to właśnie Elise, a nie Lambertowie, była w centrum wydarzeń. Również Dermot Mulroney nie schodził poniżej pewnego poziomu. Resztę obsady można przemilczeć, bo tworzą ją dwaj pomocnicy Elise, którzy w założeniu mieli zagrać postaci komediowe. Ich celem było odciążenie mrocznej atmosfery, a w rzeczywistości byli wyjątkowo irytujący i kompletnie zbędni. I niestety nie jako jedyni. Postaci drugoplanowe są zwyczajnie niepotrzebne. Film mógł obyć się bez wątku starszego małżeństwa: on poczciwy, a ona zdziwaczała. Jasne, starsza pani odgrywa jakąś tam rolę w historii, ale nie jest to wątek ważny i można było go sobie darować. Podobnie jest z kolegą/przyjacielem/chłopakiem (niepotrzebne skreślić) Quinn. Nie bierze udziału w tych wydarzeniach, chociaż jest także najbliższym sąsiadem bohaterki (mieszka za ścianą). Teraz zastanawiam się, czy czasem jego postać nie służyła temu, aby ktoś nie pomyślał sobie, że Quinn i Maggie (kumpela bohaterki) są lesbijkami. Innego wyjaśnienia nie widzę.

Nie zaglądaj pod łóżko. Nigdy.
Największą wadą tego filmu była atmosfera - tak różna od tej z poprzednich części. Bardzo nie podobało mi się, że jedynym sposobem na przestraszenie widza była irytująca muzyka i to w momentach, w których każdy się tego spodziewa. Tani chwyt: jak twórcy nie potrafią stworzyć klimatu grozy, zagubienia, niepewności, wrażenia panoszącego się zła dają jumpscare i załatwione. W rozdziałach I i II było mnóstwo duchów, cały suspens, pewna nerwowość i dramat rodziny, którą polubiłem i faktycznie obchodził mnie jwj los. W najnowszej części Naznaczonego nie było tego czuć. Brakowało mi większej ilości scen w zaświatach, a i podróż do nich nie była już tak ogromnym przeżyciem jak wędrówka Josha. Zastanawiam się nad odpowiednim słowem i chyba wszystko było zwyczajnie łagodniejsze. Teraz zastanawiam się, czy sceny walczącej w zaświatach z duchami Elise miały z założenia być śmieszne, czy po prostu tak samo z siebie wyszło? Jeśli taki był cel reżysera to nie rozumiem. Chociaż muszę przyznać, że wątek spotkania Elise z mężem był naprawdę ujmujący.
Pozostaje jeszcze czarny charakter - "duszący się demon". Kim był? Czego chciał akurat od Quinn? Dlaczego nosił maskę? Jaką miał historię? Czy miało to związek z budynkiem? Matką dziewczyny? A może samobójstwem? Co z innymi ofiarami? Co z brakiem oczu i nogi? Nie wiadomo. Jego jedynym celem było zatrzymanie bohaterek w zaświatach. Ktoś rzuci argument, że historia panny młodej też nie rozwinęła się od razu, że potrzeba było dwóch filmów, aby opowiedzieć o jej zbrodniach, dramacie i całej genezie - zgoda. Tyle że po pierwszym rozdziale miało się ochotę poznać ciąg dalszy, zaś po trzecim nie jestem pewien, czy chciałbym, aby kolejny (jeśli powstanie) film kontynuował opowieść o duszącym się demonie.
Jeśli już mowa o kontynuacji to przyznam, że świeżo po Naznaczonym 2 liczyłem na domknięcie wątku najbardziej intrygującej postaci z serii - spoilerować nie zamierzam - ale kto oglądał którąkolwiek z części wie o kogo mi chodzi.
Kurde, Naznaczony: Rozdział 3 nie jest złym filmem, ale... No właśnie. Jest ale, które chrzani wszystko. Dla mnie jego największym problemem był sam tytuł. Film Whannella mógł nosić jakikolwiek inny tytuł i nikt nie porównywałby go z poprzednikami. Byłby to mocno średni horror mogący otworzyć własną serię. Niestety to część trzecia znanej już historii. Historii, która wiele obiecywała, a mało dała.

Demon mizia Quinn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz