Ku zdziwieniu kultura popularna jest bardziej elitarna od tej elitarnej. Nie jakoś mocno, ale rządzi się swoimi prawami i chociaż zaprasza do siebie wszystko i wszystkich to tylko nieliczni mogą stać się jej ikonami. I tak się stało z panną Jones. W 2001 roku na ekrany kin weszła ekranizacja powieści Dziennik Bridget Jones autorstwa Helen Fielding o tym samym tytule. Pamiętam, że filmowi towarzyszyło spore zainteresowanie, które wtedy mało mnie, bo umówmy się - co mnie wtedy obchodziły jakieś brytyjskie komedie romantyczne? Z Bridget było mi dane poznać się dopiero kilka lat później, gdy przypadkowo wpadłem na film w świątecznej ramówce telewizyjnej. I ku mojemu zaskoczeniu oczarowała mnie sobą od pierwszych minut. Oto jest Bridget Jones nieco chaotyczna trzydziestodwuletnia singielka - za ciężka o kilka kilogramów, pali, pije, nie lubi własnej pracy i szuka księcia z bajki.
Wraz z nowym rokiem Bridget postanawia zacząć pisać pamiętnik. Jako narratorka Bridget jest boleśnie szczera i zabawna. To właśnie dzięki jej ogromnemu dystansowi do rzeczywistości film nabrał charakteru. Oczywiście nic nie bierze się z niczego. W tytułowej roli doskonale spisała się pochodząca z Teksasu Renée Zellweger. Mogę sobie tylko wyobrazić jaką złość wśród czytelników powieści wywołał fakt, że ich ukochaną Brytyjkę zagra niedoszła ofiara Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną 4.Jednak obsadzenie Zellweger w roli panny Jones okazało się strzałem w dziesiątkę. Na potrzeby filmu aktorka nauczyła się brytyjskiego akcentu i przytyła. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie inną aktorkę w roli Jones. Zellweger partnerują Hugh Grant (Był sobie chłopiec) oraz Colin Firth (Jak zostać królem). Pierwszy z nich gra przełożonego głównej bohaterki. Daniel Cliver jest flirciarzem, podrywaczem i arogantem, którego z główną bohaterką połączy romans. Nie przepadam za Gratnem jako aktorem, bo za każdym razem widzę ten sam sztywny sposób bycia i nie, nie jest to spowodowane rolą, a jego grą aktorską. I tutaj muszę przyznać, że w roli kochanka Bridget wypadł fantastycznie. Był bardzo swobodny, zabawny i budził swego rodzaju sympatię (nawet w momentach, w których wychodził na ostatniego dupka, a tych też było kilka). Co jednak najważniejsze pomiędzy nim a Zellweger czuć chemię. Z kolei Colin Firth gra sztywnego adwokata, którego od pierwszych minut trwania filmu z Bridget łączy wzajemna niechęć. Jest jeszcze mnóstwo innych postaci, ale to właśnie ta trójka stanowi szkielet filmu.
Dziennik Bridget Jones nie skupia się jednak wyłącznie na głównej bohaterce i jej perypetiach miłosnych, ale ma również czas na rozwijanie wątków pobocznych. I to ogromna zaleta, bo jako widz nie miałem wrażenia, że historia po prostu brnie od punktu a do punktu b, a ze spokojem pokazuje świat w jakim funkcjonują zakochani. I tak mamy tutaj rodziców Bridget, jej sukcesy i porażki zawodowe, liczne przemyślenia na temat przyjaciół oraz rodziny.
Muzyka jest rewelacyjna. To znaczy... Nie są to utwory, których na co dzień słucham, a wręcz przeciwnie - kompletnie nie moja bajka, ale nie można docenić jak dobrze zostały dobrane. All By Myself, It's Raining Men, albo Ain't No Mountain High Enough rewelacyjnie komponują się z nastrojami bohaterów. Ten film czaruje i chyba nie tylko kobiety, a przynajmniej mam nadzieję, że nie jestem jedynym facetem lubiącym Dziennik Bridget Jones. Pozostaje pytać - skąd fenomen Bridget? Myślę, że przede wszystkim z jej normalności i otwartości. Amerykańska komedia romantyczna serwuje schematyczną bohaterkę - zadowoloną z pracy, szczupłą, atrakcyjną singielkę, która bywa lub nie zabawna. Bridget łamie mit i jawi się jako ciągle walcząca z nadwagą, papierosami trzydziestka, która marzy o wielkiej miłości. Dziennik Brigdet Jones jest świetnym filmem i na święta i na walentynki i bez okazji. Obok produkcji takich jak Ja cię kocham a ty śpisz oraz To właśnie miłość jest przykładem rasowej komedii romantycznej, a przy okazji jest perłą w dorobku reżysera, scenarzysty i producenta - Richarda Curtisa. Świetnie wyważone wątki romansu oraz komedii zaskarbiły sobie miejsce wśród moich ulubionych filmów.
Informacje | |
Tytuł | pl. Dziennik Bridget Jones oryg. Bridget Jones's Diary |
Reżyser | Sharon Maguire |
Gatunek | Komedia romantyczna |
Rok produkcji | 2001 |
Kraj produkcji | Wielka Brytania, Francja, Irlandia |
Ulubiony bohater | Bridget Jones (Renée Zellweger) |
Ulubiony cytat | Mark Darcy przedstawia Bridget: Bir Bridget pracuje w wydawnictwie i kiedyś bawiła się nago w moim baseniku. |
Ulubiona scena | Walka Darcy vs Cliver |
Zwiastun | Klik |
A co sądzisz o sequelu?
OdpowiedzUsuńW sumie niewiele. Jest, oglądałem, ale niespecjalnie zmartwiłoby mnie, gdyby ten film nie powstał. Jedyne "ale" miałbym w przypadku ekranizacji najnowszej książki Fielding.
Usuń