Po wczorajszych empikowych łowach do domu przyniosłem trzeci i zarazem ostatni tom komiksu "Blue heaven" autorstwa T. Takahashi'ego. Chciałem napisać o tej mandze wcześniej, bo miałem już jakieś jej wyobrażenie po dwóch tomach, ale zdecydowałem się zaczekać na zakończenie, które... No właśnie.
Tytułowy "Blue Heven" to statek wycieczkowy, który w trakcie rejsu podejmuje decyzję o przyjęciu na swój pokład dwójki rozbitków. Wkrótce okazuje się, że jednym z ocalałych jest bezlitosny morderca. Z tego miejsca łatwo przewidzieć dalszy przebieg wydarzeń. Oczywiście, to jeszcze nie przekreśla to mangi, która mogła być interesującym thrillerem. Mogła, bo niestety nie jest. O ile pierwszy tom dawał zapowiadał interesującą, powoli rozkręcającą się historię z ciekawymi bohaterami, tak drugi tom skupił się wyłącznie na chaosie i dość płytkim przedstawieniu bohaterów. Cała historia opiera się na trzech postaciach: mordercy Galphie, sadystycznym synu milionera Sheng Longu (nie, nie tym z DBZ) oraz Natsukawie należącej do personelu pokładowego. O ile panowie jeszcze jakoś wypadają (o obu dowiadujemy się czegoś z ust innych bohaterów) tak Natsukawa służy wyłącznie jako kobiecy ozdobnik plączący się gdzieś w tle i na siłę próbujący zdobyć sympatię czytelnika. Trochę się czepiam, bo nie do końca pojmuję dlaczego właśnie z niej zrobiono główną bohaterkę. Pierwszy tom zaprezentował kilka naprawdę interesujących wątków i postaci takich jak szef ochrony, kapitan, śpiewaczka operowa oraz ojciec Sheng Longa, które w drugim tomie przestają się liczyć zupełnie. Niestety daje to wrażenie jakby miały one jedynie zapełnić czas zanim zetrą się ze sobą najważniejsze postaci.
"Blue Heaven" postanowiło iść w stronę szybkiej akcji, walki o przetrwanie i płytkich postaci. W takim podejściu nie ma nic złego, gdyby nie jedno ale... Twórca najwidoczniej chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i do tej historii starano dorzucić się głębszą treść. Uch, symbol! Nie, nie trzeba szukać ukrytego przekazu - ten przekaz po prostu jest natarczywie podkreślany przy każdej możliwej okazji - statek to metafora świata pogrążonego w wojnie. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy wygłaszający co jakiś czas słabe monologi o "najlepszej rasie" Sheng Long nie przypomina wizualnie Hitlera?
Takie miałem spostrzeżenia po dwóch tomach wydanych przez JPF. I trzeci tom niestety ich nie zmienił, bo w zasadzie służył wyłącznie domknięciu historii i przypomnieniu symbolicznego znaczenia tego głębokiego dzieła. Do trzeciego tomu dołączono jeszcze dwie dodatkowe historie: "69" oraz "Route 69", które objętością zabierają około połowy tomiku.
Co mogę zdecydowanie zaliczyć na plus do kreska. Jest naprawdę ładna: kadry są staranne, a postaci są narysowane z wielką dbałością.
"Blue Heaven" mogłoby być świetnym komiksem wypełnionym akcją, albo fenomenalnym dziełem mówiącym o dehumanizacji. Niestety, ale jest czymś po środku, co nie do końca pozwala cieszyć się lekturą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz