Świetnie! Radzę sobie doskonale w każdej sytuacji nie wymagającej ode mnie rzeczy niemożliwych.
Ten wstęp będzie przydługi. Cofnę się w przeszłość, bo koncept na ten tekst zrodził się przed obejrzeniem Ostatnich dzieciaków na Ziemi. Podejrzewam, że każda propozycja Meg będzie dla mnie wkroczeniem na zupełnie nowe wody i to najbardziej lubię w wakacyjnym wyzwaniu - możliwość zaznajomienia się z czymś, co w innych (nie wyzwaniowych) warunkach najpewniej ominąłbym.
Ostatnie dzieciaki na Ziemi w pierwszym momencie skojarzyły mi się z Obcy na poddaszu, czyli banalna komedia z domieszką sci-fi. Potem pomyślałem o serialu The 100, czy dalej Więzień labiryntu. Cały czas w głowie miałem film fabularny, a ostatecznie okazało się, że otrzymałem serial animowany. I za nim przejdę do samego serialu wspomnę o pierwszej (niezaakceptowanej) propozycji dla Meg - Miłość i potwory, które ma zbliżony koncept do Ostatnich dzieciaków na Ziemi. Wychodzi na to, że bardzo podobnie zinterpretowaliśmy film przygodowy.
Ostatnie dzieciaki na Ziemi (ang. The Last Kids on Earth) to propozycja od Netflixa. Powstały w 2019 roku serial jest adaptacją serii młodzieżowych hmm... bardziej dziecięcych książek autorstwa Maxa Bralliera.Na ten moment serial doczekał się trzech sezonów. Z kolei odcinek pilotażowy ma formę godzinnego filmu i stanowi ekranizację pierwszej książki z cyklu.
Nastoletni Jack Sullivan usiłuje przetrwać w post-apokaliptycznym świecie pełnym zombie i potworów (tak, ktoś mądry wpadł, że to i to będzie świetnym pomysłem, bo zwykle w filmach straszy jedno albo drugie). czasem do bohatera przyłączają się jego rówieśnicy, którzy również przetrwali armagedon.
Narratorem historii jest Jack i poznajemy go w trakcie jednej z "misji", czyli jesteśmy na sam początek wrzuceni w środek akcji. Jednak po chwili otrzymujemy jakieś tam streszczenie z ostatnich czterdziestu kilku dni, czyli początku apokalipsy. Na nic lepszego nie możemy liczyć ponad potwory, zombie, najlepszy przyjaciel ma walkie talkie i trzeba ocalić obiekt westchnień Jacka.Na uwagę zasługuje przede wszystkim polski dubbing, który spodobał mi się wyjątkowo, a wierzcie mi, raczej nie zwracam uwagi na głosy w różnych produkcjach, a tu były bardzo dobrze dopasowane. Plusem jest też animacja. Przyznaję, musiałem się do niej chwilę przyzwyczajać, ale koniec końców - postaci wyglądają bardzo ładnie. Od strony wizualnej jest bardzo dobrze: kolory są żywe, a projekty postaci bardzo ładne. Potwory mogły być nieco oryginalniejsze, ale gdzieś doczytałem, że jest to wierna odsłona książki (łącznie z rysunkami), a więc pewnie twórcy nie mogli pozwolić sobie na jakieś większe pole do popisu.
Historia jest skierowana do młodszej widowni. Problemy głównego bohatera oscylują wokół rodziny, przyjaciół i miłości. Bardzo proste i, co zaskakujące (ostatecznie), łatwe do zaspokojenia potrzeby. Nie mam z tym problemu. Ten poziom absurdu musi istnieć niczym kontrast wizualny pomiędzy apokaliptycznym światem z przedmieść, którego jedyną oazą spokoju jest domek na drzewie.
Najgorszą rzeczą, która wyprowadziła mnie z równowagi, sprawiła, że nieustannie przewracałem oczyma, robiłem przerwę w trakcie oglądania, czy komentowałem pod nosem był sam główny bohater i całe jego podejście do świata. Przez sekundę nawet lubiłem postać Jun, która od początku wyrażała (choć nie tak dosadnie) moją niechęć do Jacka. Nie mogłem ścierpieć tego co mówi, co robi, jak robi, po co robi. Wszystko to sprawiało, że każda kolejna sekunda seansu była dla mnie ciężka. I przyznam szczerze, że to byłaby całkiem udana produkcja, gdyby nie główny bohater, bo do pozostałych postaci, pomimo ich schematyczności, poczułem jakąś tam sympatię.
Na wiele pozycji o apokalipsie, które oglądałem, uczciwie, Ostatnie dzieciaki na Ziemi, umieściłbym, gdzieś pomiędzy Tańcem truposzy, a Szkolną zarazą.
Czy obejrzałbym ponownie?
Pytanie, czy obejrzałbym cały sezon. Tylko jeśli Jack ginie w odcinku drugim. W innym wypadku nie.
Wiesz, ja po obejrzeniu filmu lubiłam Jacka, zwłaszcza jego zabawowe podejście do apokalipsy, za którym kryje się próba nie myślenia o sytuacji. Potem przeczytałam książki i tam też Jack jest całkiem spoko, natomiast w serialu trochę podkręcili jego syndrom odrzucenia, przez co miejscami podejmował trochę głupie decyzje (co można było zrozumieć).
OdpowiedzUsuńAle z drugiej strony w serialu rozwinięto inne postaci i dano im własne story arki. No i potem pojawiają się potwory rodem z Conana Barbarzyńcy i Mordercze Drzewo, więc wiesz XD.
Nie mam problemu z tym, że ktoś traktuje nawet apokalipsę zabawowo, tym bardziej, że to naturalne dla człowieka, aby się odstresować w jakiś sposób. Mam problem z nim samym, tym co mówi, robi, jaki jest. Koniec końców to bardziej przypominało jak grupa dzieci bawiąca się w apokalipsę.
Usuń